Nasze trudne wybory

Wybory samorządowe to wspaniały okres, w którym można poznać własne miasto. Zawsze wydawało mi się, że mieszkam w niedużym mieście, ale dzięki rozwieszonym banerom z reklamami wyborczymi zdałam sobie sprawę, że to nieprawda. Bo na tych banerach są fotografie tak wielu różnych ludzi, którzy stanowią przecież zaledwie malutką cząstkę naszej społeczności. Ilu musi mieć mieszkańców to moje miasto, skoro tylko jego przedstawicieli jest tak wielu!?

W dodatku wszystkie te twarze, wszystkie nazwiska kandydatów są mi zupełnie obce. Jak to w wielkim mieście - nikt nikogo nie zna. Pytałam znajomych, oni też nikogo nie znają z tych banerów. To nasze miasto musi być naprawdę wielkie.

W dodatku dzieje się tu bardzo dużo. O tym też nie wiedziałam. Ale przeczytałam na wyborczych ulotkach. Okazuje się, że te wszystkie twarze na banerach to ludzie, którzy zdziałali dla naszego miasta wiele dobrych rzeczy. Nic konkretnego nie wymieniali, bo przecież za dużo byłoby tego na jednostronicową ulotkę. Więc pisali jedynie, że sprawy miasta "leżą im na sercu" i "słuchają mieszkańców".

Były też bardziej konkretne wyjaśnienia. Jeden pan napisał, że kandyduje, bo "lubi załatwiać sprawy ludzi". Wyjaśnił, że "szczególnie te, które wydają się niemożliwe do załatwienia". Hmm, słyszałam kiedyś o urzędniku, który za drobną opłatą załatwiał u nas sprawy "niemożliwe do załatwienia". Ale w końcu go załatwili.

Z kolei pani, której ulotkę znalazłam w skrzynce na listy, napisała, że jest emerytką, ale bardzo aktywną. Kandydując do rady miasta zaznaczyła, że posiada "uprawnienia budowlane, które pozwalają na kontynuację wykonywania zawodu". Czyli dała do zrozumienia, że jak jej nie wybierzemy, to nic się nie stanie - emerytka ma fach w ręku, wróci na budowę.

Ale na radną też się nadaje. W krótkim opisie zachęcającym do głosowania właśnie na nią wyjaśniła, że "mieszka w blokach". To daje jej dobre kwalifikacje do rządzenia miastem. Szczególnie, że nie mieszka po prostu "w bloku", ale "w blokach". To unikalne doświadczenie.

W telewizji też ciągle mówią tylko o wyborach. I debatują, która partia wygra - KO? PiS? Trzecia Droga? Lewica? Konfederacja? Wymieniają te nazwy, bo w Warszawie wybory są rzeczywiście szyte partyjną miarą. A telewizje nadają głównie z Warszawy. Dlatego dziennikarze i ich rozmówcy sądzą, że wyborcy będą się kierować wyłącznie partyjnymi preferencjami. W Warszawie i innych dużych miastach pewnie tak. Ale w moim "wielkim" mieście, na banerach z trudem odnajduję jakiekolwiek partyjne znaczki. Jak już są, to naprawdę małe.

Widzę natomiast nazwy komitetów wyborczych, z których startują. I prawie wszystkie mają w nazwie nazwę naszego miasta. "Razem dla miasta", "Przyszłość dla miasta", "Koalicja dla miasta", a jeden ma nazwę naprawdę od serca: "Z miłości do miasta". Nie wiem, czy nasi mieszkańcy wybiorą koalicję, przyszłość czy miłość. Ale raczej nie KO czy PiS. Pewnie według tej partyjnej miłości zagłosują w przypadku kandydatów do sejmików, ale nazwiska "swoich" wybrańców poznają dopiero w lokalu wyborczym, bo na banerach nie ma ich w ogóle.

Wątpię też, czy w wyborach samorządowych ktoś się będzie kierował tematami ogólnopolskimi. Takim tematem była w minionym tygodniu tzw. "pigułka dzień po". Przyjęta odpowiednio szybko po stosunku ma zapobiegać ciąży. W odróżnieniu od pigułki wczesnoporonnej nie jest formą aborcji, więc klasyfikowana jest jako środek antykoncepcji awaryjnej. Nie powinna też budzić wątpliwości natury etycznej, ale wzbudziła wątpliwości prezydenta Andrzeja Dudy. Zawetował ustawę o dopuszczeniu pigułki do sprzedaży bez recepty, w dodatku dla dziewcząt od lat 15, bo od takiego wieku uprawianie seksu jest w Polsce legalne.

Rząd zastosował plan "B". Ogłosił, że przepisywanie pigułki na receptę umożliwi farmaceutom. Chodzi o to, żeby jej zdobycie było możliwe bez zapisywania się do lekarza i czekania na wizytę. Co ciekawe, wielu Polaków dowiedziało się dopiero teraz, że farmaceuta ma prawo do wypisywania recept na niektóre leki. Mamy już jakiś pozytywny efekt tej sprawy.

Ale są też wątpliwości. I znowu chodzi o różnice między Warszawą, a "prowincją", jak to mówią w telewizjach nadawanych ze stolicy. Bo o ile dostęp do pigułki będa miały kobiety w dużych miastach, tak na prowincji już nie. Dwukrotnie słyszałam argument, że "w małych miejscowościach" aptek nie ma albo jest jedna na pięć takich miejscowości. W mojej miejscowości jest kilkanaście aptek. No, ale ja mieszkam przecież w wielkim mieście.

Powiedzmy sobie też szczerze, że jeżeli jest problem z dostępem do aptek, to podpisanie ustawy przez prezydenta niczego by nie zmieniło. Co z tego, że pigułka byłaby dostępna bez recepty, jeżeli nie byłoby dostępnej apteki? Słyszałam też argument, że farmaceuci w małych miejscowościach nie będą wypisywać recepty na pigułkę, bo nie są tak uświadomieni, jak ci w dużych miastach. Wiadomo, prowincja to zacofanie. Ci farmaceuci studiowali pewnie gdzieś na zacofanej wsi.

Ale tego już centralna telewizja nie zmieni (na prowincję telewizja pewnie nie dociera). Trzeba się więc skupić na prezydencie Dudzie, który tak zawiódł kobiety. Najfajniej wyjaśniła to Joasia Mucha z Trzeciej Drogi, dlatego zapisałam nawet dokładnie, co powiedziała. Wskazując na niedopełnienie obowiązków przez prezydenta wyjaśniła, że "rolą państwa jest przede wszystkim zapobieganie temu, żeby te niechciane ciąże powstawały".

Przyznam, że ja tego nie wiedziałam. Słyszałam, że rolą państwa jest obrona kraju, budowa dróg czy zbieranie podatków. No, dbanie o bezpieczeństwo ludności też, ale nie sądziłam, że chodzi o bezpieczeństwo seksu. Zawsze myślałam, że zadbanie o to, aby nie pojawiła się niechciana ciąża, należy do tych dwojga, którzy się kochają. A tu się okazuje, że to jednak rola państwa.

Mucha ujawniła też coś ciekawego o Andrzeju Dudzie. Pani poseł stwierdziła, że nastolatki "przez niego będą zachodziły w ciąże". No, proszę, taki grzeczny chłopiec się wydawał, a to taki ogier. Nastolatki będzie zapładniał?! No nie, pani poseł chciała powiedzieć, że to przez niepodpisanie ustawy dziewczęta po seksie nie dostaną pigułki i będą zachodzić w ciążę. Bo przecież taka 15-latka seks uprawiać musi. Zawsze tak było, tylko że teraz nie dostanie pigułki.

A mi mama mówiła, że uprawianie seksu to mój wybór. I powinnam dokonywać mądrego wyboru. Tak samo, jak w wyborach samorządowych. Tylko że w wyborach samorządowych można brać udział dopiero mając 18 lat. Bo po złym wyborze rządzących, nie ma pigułki "dzień po".

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!