Konkretne oczekiwania

- Donek, wstawaj! Trzeba się rozliczyć.
- Co? Przecież PIT się składa do końca kwietnia. Daj, żono, jeszcze chwilę pospać - odpowiedział Donek, nie otwierając oczu.
- Nie z podatków trzeba się rozliczyć. Z rządzenia. Premierem jesteś. Już 100 dni.
- Rany! - premier w piżamie zerwał się na równe nogi. - A ja myślałem, że to był tylko sen, że wygraliśmy wybory.
- No, piękny sen - przytaknęła żona. Ale teraz już mniej piękna rzeczywistość. Wstawaj do roboty.

Jak ten czas leci. Od powołania nowego rządu minęło już 100 dni. Byłoby niesprawiedliwie powiedzieć, że Tusk ten czas przespał. Działo się. Ale przez 100 dni miało być zrealizowanych 100 konkretów. Znaczy obietnic, jakie Koalicja Obywatelska składała w wyborach. Czas minął, a konkrety gdzie?

Nagle okazało się, że media, które ponoć tak sprzyjają Tuskowi, zadają mu niewygodne pytania. Nawet TVN24, który miał "Niemcowi" wiernie służyć, bezlitośnie podliczył, że ze 100 konkretów zrealizował zaledwie 9. Wprawdzie prawie połowę spraw z tej setki już zaczęto, ale przecież po 100 dniach miały być gotowe. Za PiS-u było inaczej. Jak prezes powiedział, to następnego dnia było już po konsultacjach społecznych ustawy, trzech czytaniach w Sejmie, a prezydent trzymał w ręku długopis do złożenia podpisu.

Prawo i Sprawiedliwość ma więc dziś prawo (i sprawiedliwość) domagać się realizacji wyborczych obietnic. Wygląda to dość ciekawie, bo wśród 100 konkretów było sporo o rozliczaniu wszystkich afer PiS. Czy politycy tej partii na pewno chcą wypełniania tych obietnic? Chyba jednak nie, bo gdy Tusk ogłosił złożenie wniosku o postawienie prezesa NBP przed Trybunałem Stanu, zgodnie zagrzmieli, że to zachwieje całym państwem. Rynki finansowe jakoś się nie przestraszyły.

Najbardziej rozbawił mnie jednak poseł Stanisław Tyszka z Konfederacji. Ostro krytykował prezesa Glapińskiego, ale jednocześnie stwierdził, że stawianie go przed Trybunałem zdestabilizuje państwo. Gdy dziennikarz zapytał go, jak będzie w tej sprawie głosował, poseł przyznał, że za oskarżeniem Glapińskiego. - Czyli za destabilizacją państwa - zauważył dziennikarz.

Dziennikarze potrafią być bezlitośni w łapaniu polityków na sprzecznościach w ich wypowiedziach. Tym bardziej w rozliczaniu ich z wyborczych obietnic. I bardzo dobrze. Niech przypominają Tuskowi, co obiecał. I dopytują, kiedy to zrealizuje.

Rozliczanie Tuska jest dość łagodne. Może dlatego, że media go rzeczywiście lubią. Może dlatego, że obietnic było aż 100 i mało kto je wszystkie usłyszał. Może dlatego, że jednak kilka ważnych zostało już zrealizowanych. Może dlatego, że po poprzednich rządach zmiana jest tak ewidentna. A może dlatego, że spełniona została najważniejsza obietnica - odsunięcia PiS od władzy.

Na pewno grubą przesadą jest twierdzenie, że Polacy zagłosowali za zmianą władzy ze względu na te 100 obietnic. Niewielu jest tak naiwnych, aby wierzyć politykom w obietnice. Ludzie po prostu chcieli zmiany władzy, tak samo jak w 2015 roku, gdy wybrali PiS. Głosowali wtedy chcąc odsunąć od władzy PO, a nie dlatego, że wierzyli w obietnice PiS.

Zresztą rozliczanie tamtych obietnic też było dość łagodne. Wspominanie milionów obiecanych mieszkań czy samochodów elektrycznych było raczej anegdotą niż konkretnym zarzutem. Nie podliczano też, że nawet 500+ tak naprawdę nie udało się zrealizować. Nie tylko dlatego, że dzieci nie zaczęło się rodzić więcej, ale po prostu z powodu braku pieniędzy na ten program. Kosztował rocznie 60 mld złotych, a rząd PiS zwiększył zadłużenie Polski z 800 mld do 2 bilionów. I ciągle przekonywał, że pieniądze na 500+ przecież są.

To ja już wolę Tuska, który nie zrealizuje w tym roku obietnicy podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 60 tysięcy złotych. Przyznaje, że w budżecie nie ma na to kasy. A przecież dług i tak wzrośnie, bo zrealizował obietnicę ogromnej podwyżki dla budżetówki - 30% dla nauczycieli i 20% dla innych.

Przyznam, że ja też nie zapoznałam się ze wszystkimi 100 konkretami obiecywanymi przed wyborami. Wierzę dziennikarzom, że tylko 9 zostało zrealizowanych, ale mam subiektywne wrażenie, że dzieje się bardzo dużo. I przyznaję, że nie wszystko mi się podoba. Jak na przykład zwolnienie uczniów z prac domowych, chociaż znam ból rodzica siedzącego nad "projektami" dziecka. Albo propozycja, aby tylko co druga niedziela była handlowa (w 100 konkretach chyba miały być wszystkie).

Nie podoba mi się też, że ruskie rakiety latają nam nad głowami. Nie pociesza mnie, że ostatnia rakieta była nad Polską tylko 39 sekund, a nie doleciała pod Bydgoszcz, jak to było kiedyś. I że dowiedzieliśmy się o tym od razu, a polskie władze od razu wezwały ruskiego ambasadora. Ambasador wezwanie olał i do MSZ nie przyszedł. Wiem, że Polska sama nic na to nie poradzi. Ale chciałabym, aby NATO odważyło się w końcu na bardziej zdecydowane reagowanie. I to jeszcze przed wyborami w USA, bo po wyborach może być z tym NATO różnie.

Pocieszam się tym, co mogę. W czasach PiS, minister obrony Mariusz Błaszczak pofatygował się przeczytać informację, że coś nam w Polsce spadło dopiero po dwóch tygodniach. I notkę z tą informacją kazał odłożyć ad acta. A kilka miesięcy później, jak w lesie pod Bydgoszczą przypadkowa osoba znalazła rakietę, udawał, że o niczym nie wiedział. Znalazł się jednak dokument, który podpisał. Brak reakcji na rakietę, która przeleciała pół Polski, dla mnie brzmi jak zdrada. Ale niech to już prokuratura ocenia.

Prokuratura też będzie oceniać działania byłego ministra Zbigniewa Ziobry. Bo chociaż ciężko choruje na raka, działań wymiaru sprawiedliwości to nie zatrzyma. W resorcie, którym kierował, też odnajdują się ciekawe dokumenty. W związku z wydatkowaniem pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości zatrzymano już pięć osób. Przeszukano wszystkie mieszkania Ziobry, a także mieszkania trzech posłów z jego partii, Suwerennej Polski (immunitet nie chroni przed przeszukaniem domu). Politycy Zjednoczonej prawicy grzmią o "napadzie" i "włamaniu", choć jednocześnie powtarzają, że wszyscy są równi wobec prawa. A wcześniej sam Ziobro powtarzał, że jak ktoś jest niewinny, to nie ma się czego bać.

Wśród zatrzymanych jest ksiądz, który za 100 milionów złotych miał budować centrum pomocy dla ofiar przestępstw. Ale w powstającym obiekcie tworzono liczne studia i reżyserki, najwyraźniej budując nową telewizję. Media charakteryzują postać tego księdza informacją, że miał wypędzać "demony" z wegetarianki za pomocą salcesonu. Brzmi śmiesznie, ale działania poprzedniej władzy, które ciągle wychodzą na jaw, śmieszne wcale nie są.

Mam nadzieję, że Tusk dotrzyma słowa przynajmniej w sprawie tej jednej obietnicy i doprowadzi do rozliczenia wszystkich przestępstw. Sądzę, że o tej obietnicy słyszeli wszyscy, którzy głosowali na obecną koalicję rządzącą w ostatnich wyborach. I oczekują, że będzie bardzo konkretnie spełniona.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!