Komu służy wolność słowa?

W minionym tygodniu, 22 kwietnia, obchodziliśmy Dzień Ziemi. Wobec zagrożenia globalnym ociepleniem, o którym mówi się w ostatnich latach coraz więcej, dzień ten nabrał szczególnego znaczenia. To już nie jest tylko symboliczne zbieranie śmieci w lesie, aby nauczyć dzieci szanowania natury. Coraz aktywniejsi są aktywiści ekologiczni, już nie dzieci, chociaż też najczęściej młodzi ludzie. Nic to dziwnego, bo to przecież oni muszą się najbardziej martwić tym, jak się będzie żyło na naszej planecie za 50 lat.

Głos też zabierają starsi. Posiadacze tytułów naukowych mają wiedzę i autorytet, więc media chętnie ich cytują. I tak o to, przy okazji Dnia Ziemi, Polska Agencja Prasowa podała komunikat naukowców z Polskiego Instytu Geologicznego. Badają Ziemię wzdłuż i wszerz, a ponadto także w głąb, wiedzą więc nie tylko to, co się na niej dzieje obecnie, ale też, co działo się kiedyś.

W informacji PAP uzyskanej od Instytutu pojawiło się więc wspomnienie, że klimat Ziemi ocieplał się już w średniowieczu. A obecne ocieplenie nie jest aż tak duże, jak wtedy. W dodatku, już pod koniec stulecia nastąpi... ochłodzenie. W ten oto sposób, PAP w Dniu Ziemi przekazał optymistyczne przesłanie od geologów, że nie ma się czym martwić.

Serwis PAP wykupują bodaj wszystkie większe polskie media. I w takiej to ilości media powtórzyły informację serwisu PAP. Zapłacone, trzeba korzystać. Dopiero następnego dnia pojawiły się pytania. Od naukowców z innych instytów, ba, nawet od samych geologów, jakież to badania wskazują, że za kilkadziesiąt lat grozi nam nie ocieplenie, ale ochłodzenie. W radiu usłyszałam wypowiedź jednego z nich, że PAP rozmawiał z emerytowanym pracownikiem Instytutu, który znany jest z tego, że nie wierzy w żadne ocieplenie klimatu. Sam Instytut wydał zaś oświadczenie, że zaprezentowany w PAP pogląd nie jest opinią Instytutu.

Ktoś powie, że nic się nie stało. Mamy w końcu wolność słowa i każdy może mówić, co mu się podoba. Ale założę się, że informacja PAP będzie wielokrotnie przytaczana jako "dowód", przez osoby, którym teoria o globalnym ociepleniu się nie podoba. Będą przekonywać, że grozi nam wręcz ochłodzenie, bo tak powiedział Polski Instytut Geologiczny. Chociaż autor wypowiedzi Instytutem nie jest.

Przykładów wolności słowa mamy dużo więcej. Mariusz Kamiński bez przeszkód głosi, że jest posłem. Choć w grudniu ubiegłego roku został skazany prawomocnym wyrokiem, co według polskiej Konstytucji powoduje, że posłem być już nie może. Z posła stał się więc przestępcą, ale w naszym kraju także przestępca ma prawo do wolności słowa. Pan Kamiński powtarza więc, że Sąd Najwyższy uznał, iż ciągle jest posłem. Ale Sądem Najwyższym nazywa grupę nazywaną Izbą Kontroli Nadzwyczajnej, która nie jest nawet zwykłym sądem, nie mówiąc o tym, że nie jest Sądem Najwyższym. Ale kto przestępcy zabroni mówić?

Mariusz Kamiński przedstawiał się w tym tygodniu jako poseł m.in. na komisjach śledczych. Na dwóch komisjach, bo pojawia się w wielu sprawach, gdzie podejrzewa się różne przestępstwa. I korzystając z wolności słowa stwierdził na przykład, że przewodniczący jednej z nich, poseł Dariusz Joński, "jest świnią". Bo zapytał, czy na jednym ze spotkań u premiera, na którym według innego świadka Kamiński wpadł w furię i dziwnie się zachowywał, Kamiński był trzeźwy.

Swoją odpowiedzią Mariusz Kamiński udowodnił, że jest człowiekiem spokojnym i w furię nie wpada. Świnią nazwał Jońskiego bardzo spokojnie, po czym spokojnie wstał i wyszedł z komisji na kilka minut. Nie, nie po to, aby ochłonąć. Przecież był cały czas spokojny. Wyszedł, bo jest wolnym człowiekiem. Może przestępcą, ale już na wolności.

Poseł Joński oburzył się, że czegoś takiego jeszcze na komisji w polskim Sejmie nie było. Ale to nieprawda. Na pierwszej, historycznej komisji śledczej w sprawie Rywina, przesłuchiwany jako świadek ówczesny premier Leszek Miller powiedział do Zbigniewa Ziobry, który był członkiem komisji: "Jest pan zerem". Zero to nie świnia, ale cios był celny, bo do dzisiaj Ziobro jest często określany okrągłą liczbą. Zobaczymy czy świnia przylgnie do Jońskiego.

Angażowanie zarówno matematyki jak i zwierząt do swych wypowiedzi mieści się w wolności słowa. Bo wolność w Polsce jest bardzo szeroko rozumiana. Rządząca Trybunałem Konstytucyjnym Julia Przyłębska uważa na przykład, że w ramach wolności słowa może mówić, co komu wolno. I zabroniła polskiemu Sejmowi zajmować się wnioskiem o postawienie przed Trybunałem Stanu szefa NBP, Adama Glapińskiego. Trybunał ma wprawdzie zajmować się zgodnością ustaw z Konstytucją, ale kto zabroni pani magister mówić, co chce. Wcześniej Przyłębska zabraniała już na przykład zwolnienia ze stanowiska sędziego Piotra Schaba, jak i prokuratora Dariusza Barskiego. Dobrze, że nie zabraniała mi zjeść obiadu, bo chyba wolność słowa zaczęłaby mi przeszkadzać.

Z wolności słowa postanowił skorzystać też prezydent Andrzej Duda. Oświadczył nagle, że Polska jest gotowa wziąć udział w programie określanym jako nuclear sharing. Chodzi o to, że międzynarodowe umowy nie pozwalają, aby w posiadanie broni atomowej wchodziły kolejne państwa. Ale na ich terenie może ona zostać rozmieszczona przez państwa, które taką broń już posiadają. W naszym wypadku chodziłoby o broń Amerykanów. I nasz prezydent zadeklarował, że u nas tę broń można już rozmieszczać.

To pewnie byłoby dla Polski dobre. Chociaż badania pokazują, że Polacy mają do tego różny stosunek. Ale ja bym panu prezydentowi wolność słowa ograniczyła. Bo takie deklaracje można składać po ustaleniach z rządem, do którego należą decyzje w takich sprawach, a nie jednoosobowo. Poza tym ogłaszanie tego przed uzyskaniem deklaracji Amerykanów, że w ogóle chcą to zrobić, może tylko sprawie zaszkodzić. Oni uznają wolność słowa, ale także wolność własnego wyboru, a nie podejmowania decyzji za nich przez polskiego prezydenta.

To już drugi tydzień z rzędu, gdy Andrzejowi Dudzie wydaje się, że może postępować jak zwykły obywatel. Nie, jest prezydentem i nie może mówić, co chce. Przed tygodniem przekonywał, że spotyka się z Donaldem Trumpem "towarzysko". Prezydent nie ma spotkań towarzyskich ani prywatnych wypowiedzi. Wszystko co robi, obciąża Polskę. Chociaż wolałabym móc napisać, że wszystko co robi, Polsce służy.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!