Proste gadżety ocaliły samolot

Mówiąc o nowoczesności i technice mamy zwykle na myśli nowe urządzenia, które wykorzystują ostatnie zdobycze nauki i najnowsze technologie. Równie imponujące potrafi być jednak zastosowanie rozwiązań istniejących od dawna. Umiejętność ich wykorzystania jest czasem potrzebna do jednostkowych i unikalnych zadań. Potrzeba takich umiejętności pojawiła się niedawno, gdy duży wojskowy samolot wylądował w wodzie.

Doszło do tego 20 listopada ub.r. w bazie wojskowej Marine Corps Air Station Kaneohe Bay na Hawajach. Samolot amerykańskiej marynarki wojennej P-8A Poseidon wracał z rutynowej misji szkoleniowej. Podczas lądowania nie zdołał wyhamować na pasie startowym i wjechał do Zatoki Kaneohe. Nie doszło do żadnej tragedii, bo zanurzył się w wodzie tylko częściowo. Utknął jednak na dnie pokrytym rafą koralową.

Nurkowie Navy zostali wysłani do dokładnego zbadania stanu zanurzonej części samolotu. Okazało się, że pomimo jazdy po nierównym dnie oceanu, samolot jest w bardzo dobrym stanie. Nawet podwozie samolotu wydawało się nie być zniszczone. Wojsko dysponuje sprzętem, który potrafi wyciągnąć każdy wrak z wody, ale tym razem nie chodziło o złom. Oceniono, że samolot można uratować. Dlatego potrzebne było dość subtelne wyciąganie go z wody, aby nie spowodować dodatkowych zniszczeń. Navy podaje, że chodziło nie tylko o zniszczenie samolotu, ale także rafy koralowej. Podano też informację, że ze zbiorników wypompowano prawie 2000 galonów paliwa, a więc niemal wszystko, co w nich pozostało. Nie doszło do żadnego wycieku do oceanu.

To bardzo dobrze, że wojsko dba o środowisko naturalne. Ale można z przekonaniem stwierdzić, że bez obecności rafy koralowej, podjęto by dokładnie takie same środki. Samolot jest bowiem bardzo drogi. P-8A Poseidon został zbudowany na bazie samolotu Boeing 737 Next Generation, który kosztuje 171 milionów dolarów.

Maszyny P-8A są często nazywane morskimi patrolowcami i niszczycielami łodzi podwodnych. Mają jednak zdolność brania udziału w najróżniejszych misjach. Są bowiem wyposażone w bogate możliwości wywiadowcze, obserwacyjne i rozpoznawcze. Wprowadzone zostały do użytku w 2013 roku i Navy planuje budowę floty aż 128 takich maszyn. Mają uzupełnić możliwości samolotów patrolowych P-3 Orion oraz samolotów zwiadowczych EP-3E Aries II.

Napis "NAVY" na samolocie mógłby sugerować, że zanurzona w wodzie maszyna to jakiś nowy rodzaj pojazdu, przystosowany zarówno do latania, jak i pływania. Niestety, jest to obraz lotniczego wypadku. Na szczęście nic się nie stało załodze, a co bardziej niezwykłe - również samolotowi. Na fotografii widać jedną z dużych poduszek powietrznych, które służyły do wyciągnięcia samolotu. Fot.: U.S. Marine Corps, Lance Cpl. Tania Guerrero.


Nic więc dziwnego, że dowództwo Navy podjęło decyzję ratowania P-8A Poseidona. Do akcji trzeba jednak było zatrudnić specjalistyczną firmę prywatną. Do wyciągnięcia ogromnego samolotu z wody wykorzystała ona specjalne poduszki powietrzne, które uniosły maszynę nad wodę. To pozwoliło na przesunięcie jej na brzeg, bez konieczności ciągnięcia jej po nierównym dnie.

Taka technika wyciągania samolotu wydaje się prosta. Rzeczywiście, pomysł wykorzystania poduszek powietrznych jest dość banalny. Jednak jego realizacja przy tak dużym samolocie jest bardzo skomplikowana. Firma, która podjęła się tej operacji, ma duże doświadczenie w wykorzystaniu swoich poduszek powietrznych. Ale jej specjaliści przyznali, że tak dużego obiektu nigdy jeszcze na nich nie podnosili.

Wykorzystano wiele poduszek, o różnych wymiarach. Dwu-, trzymetrowe poduszki trzeba też było pompować do różnego ciśnienia, aby samolot odpowiednio wypoziomować. Poduszka umieszczona pod skrzydłem oddziaływała na samolot zupełnie inaczej niż poduszka pod kadłubem. Poduszki umieszczane na końcu skrzydła powodowały ponadto dużą dźwignię i nie zbalansowane odpowiednio innymi poduszkami mogły spowodować złamanie skrzydła.

Poduszki wykorzystywano także do manewrowania samolotem. Po wjechaniu do oceanu skręcił on bowiem znacząco i najpierw należało wyrównać jego pozycję względem pasa startowego, na który miał powrócić. Jednocześnie nurkowie cały czas obserwowali fragmenty maszyny wciąż zanurzone w wodzie. Każdy planowany ruch musiał być przez nich akceptowany, jako niezagrażający uderzeniem w nierówne dno. Dodatkowym problemem był zmieniający się poziom wody. Wyciąganie samolotu z wody rozpoczęto, gdy był on dość wysoki, ale potem zaczął spadać w wyniku odpływu morza.

Operacja wyciągania samolotu nie była łatwa ani w wodzie, ani na kamienistym brzegu. Aż trudno uwierzyć, że podwozie samolotu nie zostało uszkodzone i po wyciągnięciu go z wody mógł on stanąć na własnych kołach. Fot.: U.S. Marine Corps, Lance Cpl. Clayton Baker.


Cała operacja trwała bowiem kilka dni. Rozpoczęła się od rozpoznania i przygotowania odpowiedniego sprzętu. Samo wyciąganie z wody przebiegało chwilami w tempie zaledwie półtora metra na godzinę. Po 13 godzinach holowania samolotu na poduszkach, trzeba było przerwać pracę, ze względu na zapadające już ciemności. Przednie koło samolotu wciąż stało w wodzie. Operację zakończono dopiero po kilku kolejnych godzinach następnego dnia.

Koszt postawienia samolotu z powrotem na pasie startowym wyniósł 200 tysięcy dolarów. To jednak dopiero początek wydatków. Z wody wyciągnięto go dopiero na początku grudnia, maszyna stała więc przez prawie dwa tygodnie w słonej wodzie. Nawet silniki były w niej w większości zanurzone. W niektórych miejscach rozpoczął się zapewne proces korozji, potrzebny jest więc bardzo dokładny przegląd wszystkich elementów. Uszkodzeniu mogły ulec także elementy elektroniczne, jeżeli zostały zalane wodą.

Pierwsza dobra informacja pojawiła się zaraz po wyciągnięciu maszyny na ląd. Samolot początkowo spuszczono z poduszek powietrznych na podnośniki. Po zbadaniu podwozia stwierdzono, że jego struktura nie została naruszona. Podnośniki można było więc usunąć, a samolot stanął na własnych kołach.

Na przywrócenie samolotu do użytkowania Navy przygotowało 1,5 mln dolarów. Trudno ocenić, czy to wystarczy, ale i tak stanowi mniej niż 1 procent ceny nowego samolotu. Zysk jest oczywisty, a możliwy był dzięki zastosowaniu tradycyjnej techniki i wysokim umiejętnościom jej wykorzystania w nietypowym przypadku.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!