Witaj szkoło! Niewesoło? LGBT w lekturach i motoryzacji. Felieton szkolny

Wygląda na to, że cała odpowiedzialność za ewentualny rozwój pandemii po powrocie dzieci i młodzieży do szkół we wrześniu spadnie na dyrektorów szkół, nauczycieli, rodziców i... same dzieci. Na własne uszy słyszałem, jak jeden z urzędników rządowych powiedział, że liczy na odpowiedzialność dzieci.

Rząd dał lokalnym władzom jasne, jednoznaczne wręcz wytyczne, polegające na "możliwości elastycznego reagowania zależnie od liczby przypadków". Czyli ministerstwo, kuratoria poniekąd umywają, a nawet dezynfekują ręce.

Ale np. w Zakopanem "Powiatowy Inspektor Sanitarny nie zgodził się na to, aby zajęcia rozpoczęły się z opóźnieniem".

Szkoły nie będą prowadzić dodatkowych zajęć, świetlic i zdaje się stołówek. Wydziela się odrębne strefy, żeby uczniowie się nie mieszali i nie kotłowali, choć bardzo to lubią (uczennice mniej). W razie stwierdzenia w takim kotle "ogniska", zamknie się nie całą szkołę, a jedynie "strefę" Wyodrębnia się też osobne wejścia do szkół np. przez (nomen omen) kotłownie; taki labirynt sprawi młodzieży wiele radości. Muszą jednak pamiętać o zachowaniu dystansu.

W społeczną kampanię propagowania maseczek wśród młodzieży włączył się Adam Małysz, który już przeszedł zakażenie koronawirusem. Małysz jest zapewne dla młodzieży jakimś autorytetem.

Szkoda, że już zapewne nie jest nim Lech Wałęsa. Można by go użyć do propagowania dystansu społecznego i zmiany zwyczajów powitalno-pożegnalnych. Wszak to on jako jeden z prekursorów social distancing proponował podawanie innych kończyn. Np. nogi - debata prezydencka w 1995 r. - kiedy Aleksander Kwaśniewski chciał pożegnać się z rywalem, Wałęsa zareagował: "Panu to ja mogę nogę podać".

Niektórzy używają metafory "drugiej fali". Tak jakby ta pierwsza już uderzyła o brzeg albo i się rozbiła o falochron naszej dzielnej służby zdrowia.

Określenie "fala" ma o tyle sens w kontekście niezmierzonego oceanu epidemii, że Szaman (lub Znachor) Podkrążone Oko Szumowski, po samodzielnym ogłoszeniu swej dymisji zasłużenie wypoczywa na Wyspach Kanaryjskich. Jak donosi "Super Express", były minister zdrowia ma do dyspozycji luksusowy jacht. Łódź należeć ma do biznesmena i konsula honorowego Islandii w Polsce.

Trochę mnie jednak niepokoi ta autodymisja. Czy nie jest ona aby podyktowaną intuicją czy raczej instynktem? Gdyż - trzymając się terminologii marynistycznej - szczury jako pierwsze uciekały ze statku, który miał zatonąć.

Ale powróćmy do szkoły. Tylko ostrożnie. Bowiem na milusińskich poza wirusem czyhają inne niebezpieczeństwa. Obok genderyzacji polegającej na siłowym przebieraniu chłopców w sukienki (oczywiście nie chodzi o dobrowolne, liturgiczne suknie ministranta, albo przyjazne suknie duchowne), grożą im edukatorzy seksualni, którzy "łapią rozchwiane dziecko i podają mu jakieś środki, by zmienić mu płeć". Ujawnił to - Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak.

Phi, ja już kilkadziesiąt lat temu jako dziecko zetknąłem się transpłciowością, queerowością, a nawet z drag queens. Zawdzięczam to licznym pobytom u babci na wsi, która to babcia zabierała mnie na liczne uroczystości, a miały one przeważnie, jak to pod Tarnowem, charakter kultowy. Zastanawiałem się wtedy, jakiej płci są osoby ubrane w powłóczyste szaty w przeróżnych kolorach (nie tylko tęczy, ale i złotych!), fantazyjne nakrycia głowy, przyozdobione biżuterią naręczną i napierśną. Nierzadko dochodziło do lekko erotycznych ekscesów, polegających na całowaniu rąk opisanych powyżej osób. Sugerowałoby to płeć żeńską tych ostatnich, choć stroną czynną były również... kobiety. Przeważnie jednak nie te najmłodsze.

Ale, żeby nie było, że się jednostronnie czepiam to przejdę do ikon (jakbyśmy dziś powiedzieli) popkultury dziecięco-młodzieżowej z lat mojego dzieciństwa. Jak się później zorientowałem, często pojawiały się wśród mnie kultowi niemalże bohaterowi po zmianie płci. Wówczas ukrywano to przede mną!

Dopiero po latach dowiedziałem się, że Myszka Miki była pierwotnie "tym Mickeyem Mouse", Kubuś Puchatek "tą Winnie the Pooh", a i Sowa Przemądrzała to ten "Mr. Owl".

Po latach próbowano Kubusia na siłę uszczęśliwić i pozbawić go płci społeczno-kulturowej (miał stać się Fredzią Phi Phi) jednak zabieg się nie powiódł. Na szczęście!

Również w latach młodości chmurnej i durnej młodzież może być narażona na szok. Otóż ten Skoda po przekroczeniu polskiej granicy zmienia płeć i staje się tą Skodą. Podobnie ten Toyota staje się bez hormonów i kłopotliwych (!) zabiegów chirurgicznych tą Toyotą.

Jednak - powiedzmy - marki te nie cieszą się uznaniem wśród młodzieży stuprocentowo i testorenowo męskiej!

Ale co powiecie? Otóż w/w twarde chłopaki zmieniają (w celach pieszczotliwych?) płeć swym brykom: der BMW staje się beemwicą, der Audi - audicą. Mimo, że są to imiona żeńskie, to kojarzą się raczej z kobietami z charakterem. I to nie stworzonymi do miziu-miziu, a raczej niełatwymi w prowadzeniu.

Dla odmiany die (ta) Mercedes staje się tym Mercedesem lub Merolem.

Zgroza! To nawet nie ruja i porubstwo. To elgiebetyzm totalny, pandemiczny i lekturowo-motoryzacyjny.

Szkoło, ratuj! Naucz "Odpowiednie dać rzeczy słowo!"

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!