Wirus tu, wirus tam

Poproszona o gościnne napisanie felietonu, co tam w Polsce słychać, nie mogę zacząć inaczej niż od wirusa. Bo słychać go wszędzie, chociaż go jeszcze nie widać. Tak przynajmniej zapewniają nas władze wszelakie - medyczne, polityczne, a nawet wojskowe. I wszystkie zgodnie zapewniają, że jak wirusa już zobaczą, to będą wiedziały co robić, bo są na niego dobrze przygotowane.

Równie zgodnie zapowiadają, że wirus pojawi się na pewno (jak będziecie to czytać, pewnie już będzie). Widać mają jakieś sprawdzone informacje, może plan wizyty jest już ułożony. Ale z ludem tą wiedzą się nie podzielili, a to jak wiadomo, zawsze wzbudza tzw. teorie spiskowe.

Jedną z takich teorii usłyszeliśmy od Wielkiej Nadziei Polski Opozycyjnej, pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kandydatka na prezydenta wciąż jest krytykowana, że nie za bardzo wiadomo jakie ma poglądy, bo w ogóle mało mówi. No, ale jak się w końcu odezwała, to niby teraz wiemy, jakie ma poglądy, ale trudno w to uwierzyć.

MK-B podejrzewa najwyraźniej, że rząd wirusa ukrył. Wirus już w Polsce jest, ale Władza WszechRządząca gdzieś go schowała. Pewnie po to, żeby go w odpowiednim momencie wyciągnąć. Może nawet na konwencję pani kandydatki, żeby rozsiać go wśród uczestników. Niech się wszyscy pochorują i na wybory nie pójdą.

Na usprawiedliwienie Wielkiej Nadziei trzeba przyznać, że PiS niejedno już wyciągał i rozsiewał. A wirus jest malutki, więc go schować łatwo. Ale ja tam w tę teorię spiskową nie wierzę.

Bo Władza WszechRządząca boi się wirusa tak samo jak wszyscy, a może nawet bardziej. To w końcu władza będzie odpowiedzialna za to, żeby wirusa zwalczyć, a cały lud w zdrowiu (i dobrobycie, ale o tym ostatnio jakby ciszej) zachować.

I któż nie jest bardziej odpowiedni, żeby ludowi bezpieczeństwo zapewnić, jak Pan Prezydent. Toteż nie kto inny, jak właśnie on wystąpił z inicjatywą. Mniejsza o to z jaką, ważne, że on. Bo inicjatywa to po prostu zwołanie posiedzenia Sejmu. Posłowie nas leczyć przecież nie będą, a ich ustawy - w setkach wersji przyjmowane przez ostatnie 30 lat - leczenia w Polsce nie załatwiły.

A czy potrzebna była jakaś specustawa na koronawirusa? Posłowie ją przyjmujący najwyraźniej w ogóle nie słuchali rządu. Od kilku tygodni zapewniał wszak solennie, że na wizytę wirusa wszystko jest gotowe - procedury, środki, personel medyczny i w ogóle wszystko.

Ale najdziwniejsze w inicjatywie prezydenta było co innego. Otóż dzień przed jej ogłoszeniem, z identyczną propozycją wyszła parlamentarna opozycja. Mając większość w Senacie tam właśnie zorganizowała posiedzenie nadzwyczajne w sprawie koronawirusa. PiS jednogłośnie się oburzył. Wirus to sprawa medyczna, a politycy niech się od niej trzymają z daleka. Pan Prezydent wytrzymał trzymać się tylko jeden dzień.

Oczywiście senatorowie też nas leczyć nie będą. Ale jest wśród nich kilku znanych lekarzy i przynajmniej trochę nas doszkolili w sprawie higieny. Profesor Tomasz Grodzki, chirurg, który jest też marszałkiem Senatu, pokazał, jak się dokładnie myje ręce.

A poprzedni marszałek, również chirurg Stanisław Karczewski pouczył nie tylko nas, ale i marszałka Grodzkiego. I pokazał, że dozownik z mydłem przyciska się łokciem, a nie kciukiem. I teraz już wiemy, jak się należy przygotować do operacji, takiej w szpitalu. Będziemy dumni, jak instrukcje naszych marszałków obejrzy cały świat.

A ja, pomimo wszystkich instrukcji, ciągle czuję się zagubiona w świecie z koronawirusem. W telewizji słyszę, że mam nie zakładać maseczki na twarz, bo ona nic nie daje. Słyszę, że wirus mnoży się w organizmie przez kilka dni (nawet do 14 dni), zanim da objawy. A może ich nawet nie dać wcale, bo 80%-90% zarażonych przechodzi go bardzo lekko. Więc mogę się zarazić nawet od kogoś bez żadnych objawów. I słyszę w końcu, że jak ja sama dostanę objawów, mam nie iść do lekarza, tylko zadzwonić do sanepidu. Tam mnie zdiagnozują telefonicznie (naprawdę?) i powiedzą co robić. Jak trzeba będzie, to mnie izolują w szpitalu zakaźnym. A u lekarza to się tylko nabawię różnych innych wirusów.

Jakoś ten sanepid mniej mnie przekonuje niż lekarz. Zadzwoniłam więc do wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego, doktora mikrobiologii. Jak to z tym izolowaniem będzie? Czy to się uda, skoro tylu ludzi będzie miało wirusa, ale nie będą mieli objawów? Po co to mierzenie temperatury na lotniskach?

Doktor mikrobiolog była szczera do bólu. Oczywiście, że wszystkich z wirusem nie da się wychwycić. Ba, większości się nie da. Ale trzeba przecież przyjąć jakieś założenia działania. Do izolatki wsadza się więc tylko tych, którzy są już chorzy. I tak trzeba ich hospitalizować.

Nie bacząc na wszystkie zagrożenia, byłam dzisiaj u lekarza. Nie, nie z grypą. Czuję się dobrze (mam pewnie jeszcze kilka dni, zanim coś po wizycie wylezie). Ale na korytarzu przychodni spotkałam znajomą. I jakoś nie miałam ochoty na wylewne powitanie.

"Och, nie uściskam cię, bo byłam w Chinach" - zażartowałam, unikając obejmowania i buziaków. "He, he, dowcipnisia z pani" - zauważył jeden z siedzących w kolejce. "No tak, żartowałam - odpowiedziałam mu. - Nie w Chinach, tylko we Włoszech".

Ale tak naprawdę, to obojętne gdzie byłam. Mogłam być w warszawskiej dzielnicy Włochy, w Nowym Jorku albo w Nowej Wsi. Wirusy są wszędzie, ważne żebyśmy wiedzieli, co z nimi zrobić.

Anna Jagoda

Wirus to sprawa medyczna, a politycy niech się od niej trzymają z daleka.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!