Na amerykańskich portalach informacyjnych Polska pojawia się rzadko. Ale skoro Biały Dom odwiedzili jednocześnie prezydent i premier kraju nad Wisłą, a prezydent USA poświęcił im czas nie tylko na kurtuazyjne fotki, ale też na spotkanie za zamkniętymi drzwiami, tym razem mogło być inaczej.
Ale nie było. Kilkanaście godzin po wizycie polskich przywódców znalazłam niewiele informacji o tym wydarzeniu na internetowych stronach Ameryki. W ani jednym tytule nie znalazłam odniesienia do 25-lecia uczestnictwa Polski w NATO. Było natomiast sporo o apelu prezydenta Andrzeja Dudy, aby członkowie NATO zwiększyli wydatki na zbrojenia do 3%.
Może więc jednak dobrze się stało, że prezydent upierał się przy zaprezentowaniu tego pomysłu. Choć wielu polityków to krytykowało. Nie samo podniesienie wydatków, ale zgłoszenie pomysłu bez żadnych wcześniejszych konsultacji. W wielu krajach Europy rządy wciąż z trudem przekonują społeczeństwa do podwyższenia tych wydatków do 2%, co zostało ustalone przez państwa NATO już dekadę temu. Mówienie im o 3% może być przeciwskuteczne i zagrozić procesowi zwiększania wydatków nawet do tych 2%.
Ale jeżeli w Stanach zaczęto mówić, że Polska domaga się 3%, to dobrze. Szczególnie po tym, jak Donald Trump stwierdził, że na tych, co nie płacą 2%, to Rosja niech sobie napada. On im nie pomoże. Niech Amerykanie wiedzą, że Polska chce więcej i warto z nią współpracować.
Ale dość tego opowiadania wam, co słychać w Ameryce. Jestem tu od tego, żeby opowiedzieć, co słychać w Polsce. Ale w ostatnich dniach słychać było przede wszystkim o wizycie naszych przywódców w Białym Domu. Media były napompowane wszelkimi wiadomościami z tym związanymi, ale tak naprawdę konkretów to żadnych nie było. Bo też i sama wizyta właściwie nic konkretnego nie przyniosła.
Jedyny konkret, jaki usłyszałam to potwierdzenie sprzedaży 96 helikopterów Apache, o czym jednak mówiło się już od dłuższego czasu. Małą nowością jest udzielenie nam przez Amerykanów pożyczki na ten cel w wysokości 2 mld dolarów. To tylko mała część potrzebnych pieniędzy, bo helikoptery mają kosztować 12 mld dolarów.
Trudno też mówić, że to jakiś sukces. Banki zabiegają o klientów, którzy chcą u nich pożyczyć pieniądze - w telewizji jest mnóstwo ich reklam. Producenci również zabiegają o sprzedaż swoich towarów. Owszem, wojskowe helikoptery to specyficzny towar, ale Amerykanie od dawna sprzedają nam nowoczesny sprzęt wojskowy, uznając, że jesteśmy bezpiecznym partnerem. Więc kolejna partia sprzedanego towaru to dla nich dobry biznes. A dla nas konieczność.
Zarówno Duda, jak i Tusk, zabiegali o wspieranie nie tylko Polski, ale także Ukrainy. Prezydenta Bidena nie trzeba do tego przekonywać, ale pieniądze na ten cel zablokował w Kongresie lider republikańskiej większości Mike Johnson. Polski prezydent się z nim spotkał, jak również z innymi liderami Kongresu, ale - jak można się było spodziewać - żadnego przełomu to nie przyniosło.
Obserwowałam relację z całej wizyty i muszę stwierdzić, że ogólnie było nudno. W oficjalnej części spotkania z prezydentem Bidenem, nasz prezydent i premier wygłosili przygotowane wcześniej teksty. I co się chwali, zrobili to w języku angielskim. Biden miał przygotowaną słuchawkę z tłumaczeniem, ale jak usłyszał rodzimą mowę, odłożył ja na bok. O ile dobrze zauważyłam, Tusk nie czytał nawet z kartki. Ale zarówno on, jak i Duda wygłosili okrągłe gadki, jak to przy takiej okazji się robi. Dla mnie było nudno, ale dobrze, że Joe nie przysnął i nawet odpowiedział. Też okrągło, ale przynajmniej potwierdził "żelazne" zaangażowanie Ameryki w sojusz z Polską.
Komentatorzy w Polsce nie bardzo mieli o czym mówić po tej "historycznej wizycie". Analizowane były więc wywiady z Dudą, z Tuskiem, a także ich wypowiedzi przed i po spotkaniu z Bidenem. Ze spraw związanych z wizytą, usłyszałam tylko ostre słowa Tuska, że blokowanie głosowania nad pomocą dla Ukrainy osobiście obciąża spikera Johnsona. Że w Ukrainie codziennie są zabijani ludzie i odpowiedzialność za ich śmierć, za to, że nie udzielana jest pomoc mająca temu zapobiec, bierze na siebie osobiście Johnson.
A w wywiadach, żeby nie było nudno, zapytano prezydenta Dudę, czy podpisze ustawy o pigułce antykoncepcyjnej "dzień po" oraz ewentualną ustawę o aborcji. Ale i tak się nie udało, bo nudno było. Prezydent powiedział, że nie podpisze i już.
Są jednak ludzie, którzy dbają, żeby w Polsce nie było całkiem nudno. Jak zawsze mogliśmy liczyć na Jarosława Kaczyńskiego. Pozostawiony w cieniu "historycznej wizyty", nie dał jednak o sobie zapomnieć. Okazja była dobra, bo w ubiegłą niedzielę odbyła się kolejna miesięcznica. Sto któraś tam, trudno się doliczyć, podobnie jak odcinków w tureckich serialach.
Od czasu zmiany rządu, prezes PiS nie może już zarządzić oczyszczenia całego terenu wokół pomnika smoleńskiego, gdzie co miesiąc odprawia miesięcznicę. Wielkiej potrzeby tego i tak nie ma, bo poza garstką posłów PiS, wydarzenie nie wzbudza zainteresowania. Prezesa wkurza jednak jeden gość, który co miesiąc składa pod "jego" pomnikiem własny wieniec. W dodatku pisze na nim, że jest on ku pamięci "95 ofiar Lecha Kaczyńskiego". Facet wygrał w sądzie, że może to robić, uznając byłego prezydenta za winnego decyzji o locie przy złej pogodzie.
Ale sądy sądami, a sprawiedliwość musi być po prezesa stronie. Więc napis jest z wieńca zrywany. Robił to osobiście Kaczyński, ale też i jego pomocnicy. Sprawa jest już w prokuraturze. W ostatnią niedzielę, grupa ludzi zablokowała dojście do wieńca uniemożliwiając jego zniszczenie. Ale godzinę po zakończeniu miesięcznicy pod pomnik wrócił poseł Marek Suski z PiS, wyposażony w szczypce. I pomimo obecności policji, która ostrzegała go, żeby tego nie robił, odciął z wieńca tabliczkę z napisem.
Przepychanki pod pomnikiem, okraszone wyzwiskami pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, były smutnym widokiem. Rozumiem, że po latach ścigania ludzi domagających się zaprzestania kłamstw o katastrofie smoleńskiej, ludzie ci potrzebują teraz odreagowania. Chcą potwierdzenia, że kłamstwa jednak nie zwyciężyły. Ale jednak przepychanie się pod pomnikiem, wyzwiska, ale też i niszczenie wieńca, to smutny widok. Cóż, kto wiatr sieje, ten zbiera burzę.
Plony swojej pracy zbierać też będzie Jarosław Kaczyński w piątek. Ma wtedy być przesłuchiwany przez komisję śledczą do spraw Pegasusa. Oglądalność pewnie będzie duża, chociaż ja nie spodziewam się niczego ciekawego. Co najwyżej kolejnej burzy.