Przechowalnia przestępców

Po wyborach wszyscy mówią o posłach i senatorach, którzy dostali się do parlamentu. Publikują ich biografie, robią z nimi wywiady, przypominają głoszone przez nich wcześniej poglądy, szczególnie, gdy odbiegają one od linii partii, z której startowali. Ale ja mam pocieszającą wiadomość dla tych, którzy przegrali. To nie był stracony wysiłek, przegrana też się może kiedyś przydać.

Przykładem jest Włodzimierz Karpiński. Dawny minister Platformy Obywatelskiej od lutego siedzi w areszcie. Oskarżony został o korupcję, której ponoć dopuścił się, ale nie w rządzie, tylko przy zawieraniu kontraktów jako sekretarz Warszawy. W 2019 roku startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale przegrał. Teraz okazało się, że jednak wygrał.

Zwolniło się bowiem miejsce po Hetmanie. Nie chodzi o takiego dowódcę hetmana, ale o Krzysztofa Hetmana z PSL. To on wygrał wtedy eurowybory, ale teraz wygrał też w wyborach do Sejmu i tam się przemieści. Na jego miejsce, do europarlamentu powinna wejść - z drugim wynikiem - Joanna Mucha z Polski 2050. Ale ta też wygrała wybory 15 października i woli zostać w Polsce.

Ktoś mógłby powiedzieć, że politycy opozycji specjalnie się zmówili, żeby do europarlamentu wpuścić Karpińskiego. Mandat da mu immunitet i pozwoli wyjść na wolność. Ale trzeba pamiętać, że trzeci w kolejności był Riad Haidar z KO. Ale polityk w maju br. zmarł. Pewnie też był w zmowie.

Hetman i Mucha (hmm, hetman i mucha - dwie skrajnie różne kategorie wagowe) zrzekli się z miejsca w europarlamencie, choć pensje są tam znacznie wyższe niż w polskim parlamencie. Bo następne wybory europejskie są już w przyszłym roku, a wygrana nigdy nie jest pewna. Lepszy więc wróbel w garści. Karpiński chętnie przyjął mandat w europarlamencie, bo dla niego to nie wróbel, ani nawet gołąbek tylko orzeł, dający wolność. Przynajmniej do eurowyborów.

Potem zobaczymy, bo nie można przesądzać o winie Karpińskiego. Szczególnie, że prokuratora w pełni podległa rządzącym usilnie szukała możliwości oskarżenia kogoś z poprzedniego rządu. Szukała przez 8 lat i jedyne co znalazła, to brak drogiego zegarka w oświadczeniu majątkowym Sławomira Nowaka. Skoro nie znalazła niczego innego, to próbowała zajmować się byłymi członkami rządu i oskarżać ich o inne przestępstwa, już po wyjściu z rządu. Tak było np. z Nowakiem, który wciąż nie doczekał się procesu i sąd kazał go z aresztu zwolnić. Karpińskiego pozwala jak na razie trzymać za kratkami.

W pracach prokuratury nastąpią zapewne radykalne zmiany. Dotychczasowa opozycja zapowiada, że nie będzie już ręcznego sterowania jej pracami i przywróci niezależność postępowań prokuratorskich. Bardzo więc jestem ciekawa, jak potoczą się najróżniejsze sprawy. Nie tylko Nowaka czy Karpińskiego. Wszak przez ostatnie 8 lat władza w zupełnie jawny sposób dokonywała nadużyć. Było też wiele afer odkrytych przez dziennikarzy, którymi jednak żaden prokurator nie odważył się zająć.

Czy teraz będzie inaczej? Co w ogóle uda się udowodnić? ABW zamówiła ostatnio 50 niszczarek dokumentów, a przed ministerstwem kultury sfotografowano ciężarówkę z firmy, zajmującej się niszczeniem dużych ilości dokumentów. Dotychczasowa władza ma też sporo czasu na "porządkowanie" swoich archiwów. Zapewnił jej to prezydent Andrzej Duda.

Po niezmiernie głębokim namyśle, prezydent powierzył misję formowania rządu Mateuszowi Morawieckiemu. W swoim orędziu wytłumaczył, że taka jest w Polsce tradycja, aby taką misję oddawać w ręce partii, która zdobyła najwięcej głosów. Hmm. Dlaczego nikt z doradców nie powiedział tego panu prezydentowi wcześniej?! Mógłby wtedy zaoszczędzić sobie niepotrzebnych "konsultacji" z wszystkim partiami i wypytywania o możliwość stworzenia większościowej koalicji! Ktoś tu nie liczy się z cennym czasem pana prezydenta. Gdyby Andrzej Duda wiedział o tradycji, mógłby powołać na premiera przedstawiciela PiS zaraz po wyborach, wszak to PiS zdobyło najwięcej głosów. Tradycja każe, prezydent musi.

Wcześniej niepotrzebnie też dopytywał, czy dotychczasowa opozycja ma podpisaną umowę koalicyjną. Jego doradcy tłumaczyli, że skoro umowy nie ma, to nie wiadomo, czy opozycja w ogóle ma te 248 głosów, które dają większość. Ale znowu zawiedli prezydenta. Nie podpowiedzieli, że o to samo powinien zapytać PiS, Suwerenną Polskę, Republikanów i wszystkich, którzy mają złożyć się na "większość" 194 głosów Zjednoczonej Prawicy.

W efekcie, zaczęły się niepotrzebne plotki, że Suwerenna Polska odłączy się od PiS, chociaż ma się to stać dopiero po eurowyborach. A już teraz fochy robią posłowie Kukiza. Kukiz i dwóch innych posłów grozi, że nie wejdzie do sejmowego klubu PiS. "Większość" 194 głosów zmniejsza się więc do 191, ale to ciągle "większość". I ciągle w cudzysłowie.

Wracając do zainteresowania prokuratury politykami, może ono być utrudnione immunitetami. Bo w nowym parlamencie znajdzie się całkiem spora grupa tych, którym powinna postawić zarzuty. Albo już postawiła. Czy chociaż próbowała, jak w przypadku Romana Giertycha. W poniedziałek ma się odbyć pierwsze posiedzenie nowego Sejmu i zaprzysiężenie nowych posłów. Bukmacherzy przyjmują zakłady, czy Giertychowi uda się dotrzeć i zdobyć immunitet, czy też wcześniej zatrzymają go nasze dzielne służby.

Jest jeszcze trzecia opcja. Prokuratorzy, czując powiew zmian, mogą "przegapić" powrót do kraju ściganego przez nich od dawna groźnego przestępcy. Nowy minister sprawiedliwości zapewne im to wybaczy.

Ciekawa jest też sytuacja Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Obydwaj panowie zostali już nieprawomocnie skazani na więzienie za nadużywanie władzy i fałszowanie dokumentów w czasie poprzednich rządów PiS (2005-2007). Prezydent Duda ich ułaskawił. Tyle że - czując się pewnie jako doktor prawa - nie sprawdził, że ułaskawienie to nie uniewinnienie, ale darowanie kary. A skoro prawomocnego wyroku jeszcze nie było, nie było też kary i nie było co darować. Prezydentowi wyjaśnił to niedawno Sąd Najwyższy i zarządził rozpatrzenie apelacji złożonej przez skazanych. Proces ma się zacząć już w grudniu.

Trzeba w tym momencie przypomnieć, że w Polsce "wybrana do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego". To względnie nowe prawo, podpisane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Działania tego prawa nie musi się obawiać Mateusz Morawiecki, który dwa razy był skazywany, ale "tylko" za kłamstwa. Nie musi się obawiać przynajmniej na razie. Bo jeżeli prokuratura będzie rzeczywiście niezależna, to skazańców wśród polityków może być więcej i to w znacznie poważniejszych sprawach. Następny Sejm może zostać dla nich zamknięty.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!