Nie trzeba wcale kraść

Chyba muszę was przeprosić za felieton z ubiegłego tygodnia. Wyliczałam wtedy, ile kosztuje utrzymanie mieszkania na przykładzie koleżanki mieszkającej w bloku. Nie, nie okłamałam was, liczby były prawdziwe. Gdybym was okłamała, to przecież nie musiałabym przepraszać. Przykład dał nam Pierwszy Poseł Rzeczypospolitej Jarosław Kaczyński. Chociaż przez lata powtarzał oszczerstwa pod adresem Radosława Sikorskiego - notabene swego dawnego ministra - przepraszać nie musi.

Najpierw PiS chciał wprowadzić specjalną ustawę, która go miała uchronić przed wykonaniem wyroku sądu. Ale zrobiła się chryja na całą Polskę, więc prezes partii uznał, że lepiej będzie skorzystać z oferty Sikorskiego i wpłacić 50 tysięcy złotych (zamiast 700 tysięcy zasądzonych wyrokiem) na ukraińską armię. W ten sposób nie tylko nie przeprosił za swoje kłamstwa, ale jeszcze zrobił z siebie bohatera, który wspiera walczących Ukraińców.

Ja na Ukrainę wpłacałam znacznie mniejsze pieniądze, ale nie dlatego, że uciekałam przed jakimś sądowym wyrokiem. Was też nie okłamałam, rachunki dostajemy teraz straszne. Sama właśnie dostałam rachunek za gaz: 1400 zł za grudzień i styczeń. Mój dom jest dość duży, ale doskonale ocieplony, więc ten rachunek jest zaskakująco wysoki. A przede wszystkim dużo wyższy niż poprzedniej zimy. Specjalnie sięgnęłam do rachunku sprzed roku i przeliczyłam opłaty za metr sześcienny gazu - wyszło mi prawie 40% więcej niż rok temu.

Dlaczego więc mam was przeprosić? Bo zawracam głowę jakimiś drobiazgami. Tysiąc złotych, dwa tysiące... Miałam w tych felietonach pisać o tym, co słychać w Polsce, więc darujmy sobie takie drobiazgi. W Polsce, moi kochani, operujemy milionami. Jeden milion złotych, dwa miliony, czterdzieści milionów... O tych czterdziestu to też nie wiem, czy warto pisać, bo pan minister Czarnek powiedział, że to przecież śmieszne. Taki był jego komentarz do rozdania 40 milionów złotych fundacjom, które związane są w różny sposób z politykami rządzącymi.

Żeby wszystko było jasne: rozdanie państwowych pieniędzy było zgodne z prawem. W ubiegłym roku takie prawo wprowadził PiS. I pan Czarnek z niego skorzystał. A jeszcze bardziej skorzystali jego koledzy, koleżanki, znajomi. Bo nagle okazało się, że fundacje mogą ubiegać się o pieniądze na zakup nieruchomości. Nigdy tak nie było. Jak fundacja chciała przeprowadzić jakąś akcję, to dostawała pieniądze na tę akcję. A siedzibą było mieszkanie czy nawet biuro wynajęte na czas jej działalności.

Teraz fundacje mają inne potrzeby. Przynajmniej te, które dostały te 40 milionów od ministra edukacji. Na wsparcie edukacji musiały sobie na przykład kupić zabytkową willę - nauka historii. Albo posiadłość ze stawami i lasami - nauka biologii. Albo budynek z 10 mieszkaniami - hmmm, chyba nauka ekonomii. Ekonomia jest tu zresztą podstawą. Bo po kilku latach - według warunków rządowej dotacji minimum pięciu - zakupiona nieruchomość może być już używana komercyjnie. Z wynajmu 10 mieszkań będzie więc niezły dochód.

Wszystko zgodnie z prawem. A pieniądze rozdzielono zwycięzcom konkursu. Nieudacznicy z różnych fundacji, które działają od wielu lat skarżyli się, że nie byli przygotowani na taki konkurs. Nie spodziewali się, że można prosić o sfinansowanie np. zakupu eleganckiej willi za 5 milionów. W celach edukacyjnych. Nie wiedzieli, że na takie rzeczy ministerstwo ma pieniądze, bo przecież w szkołach brakuje kasy nawet na przybory szkolne, nie mówiąc już o podwyżkach dla nauczycieli.

Ale przecież znalazły się fundacje, które były na konkurs przygotowane. I miały nawet już upatrzoną nieruchomość i plan jak ją zagospodarować. A wskazanie takiej nieruchomości było warunkiem konkursu. Niech nikt nie ma pretensji, że wygrały najbardziej zaradne fundacje, które ze wszystkim zdążyły. Czasu było dosyć, bo przecież niektóre powstały zaledwie kilka miesięcy wcześniej. W dodatku zdążyły się w tym czasie wykazać działalnością na rzecz edukacji. Ba, jedna z docenionych przez ministerialną komisję i samego ministra fundacja powstała 20 września, a zgłoszenia do konkursu trzeba było złożyć do 23 września. Można? Można. W dodatku wszystko zgodnie z prawem.

Zgodnie z prawem pieniądze rozdawało też ministerstwo sportu. I też śmieszne kwoty, bo zaledwie 30 milionów złotych. Do konkursu stanęło ponad 100 fundacji, ale przy tak śmiesznych pieniądzach nie trzeba było się rozdrabniać. Kasę dostało tylko osiem fundacji. Nie jakieś tam znane, jak Polski Komitet Olimpijski. Po co mu pieniądze? Na wysyłanie Polaków na olimpiady? Jak mają być mistrzami, to sobie poradzą. 14 mln z ogólnej puli 30 mln dostała fundacja, którą od niedawna zarządzać zaczął partyjny kolega ministra sportu. To jest dopiero mistrzostwo.

Podkreślam raz jeszcze, że wszystko (zapewne) zgodnie z prawem. Bo jak powiedziała kiedyś premier Beata Szydło, "wystarczy nie kraść". Albo raczej "nie trzeba wcale kraść". Wystarczy tylko odpowiednie prawo. I rozkradanie państwowych pieniędzy staje się chwalebną działalnością w fundacji.

A wprowadzić prawo, które wszystko zmienia, jest bardzo łatwo. W 2016 roku PiS uchwalił, że wiatraki generujące prąd można stawiać w odległości od zabudowań co najmniej 10-krotnie większej od wysokości wiatraka. W praktyce oznaczało to koniec wydawania pozwoleń na ich budowę.

Teraz do rządzących dotarło, że wiatraki są potrzebne. Nie przekonał ich wprawdzie argument, że generują tanią i czystą energię oraz zmniejszają zależność od dostaw paliw kopalnych. Chcą jednak dostać pieniądze z Unii Europejskiej, zablokowane z wielu powodów, w tym także za blokowanie rozwoju odnawialnych źródeł energii.

Przygotowali więc nową ustawę, która mówiła o minimalnej odległości od zabudowań 500 metrów. Dlaczego akurat tyle? Rządzący przekonywali, że to efekt wielu wszechstronnych konsultacji z ekspertami, inwestorami stawiającymi farmy wiatrowe i ludnością. Minister środowiska Anna Moskwa była dumna, że po wielu miesiącach udało się wypracować ustawę, która umożliwi stawianie wiatraków w wielu miejscach. Na sejmową komisję wkroczył jednak poseł Marek Suski, który podał jej odręcznie napisaną poprawkę. Nie 500 metrów, ale 700 metrów.

Minister Moskwa była zaskoczona. Przyznała, że nie wie, jak to zmienia możliwości stawiania wiatraków. Ale skoro poseł Suski mówi, że tak będzie lepiej... Pewnie przeprowadził swoje wszechstronne konsultacje. Wspomniał nawet, że doszło do nich poprzedniego dnia wieczorem. Nie wyjaśnił z kim, ale minister Moskwa chyba się domyśliła i szybko poprawkę poparła. Można wprowadzić prawo, które wszystko zmienia? Można. Polska to kraj wielu możliwości. Trzeba tylko być w grupie trzymającej władzę.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!