Język nie polski

W języku polityki wciąż słyszymy słowa i zwroty, których nikt na co dzień nie używa. Widocznie politycy są bardziej elokwentni od szarego obywatela. I w ogóle żyją w lepszym świecie. Bo na przykład zarzucając komuś kłamstwo mówią, że "mija się z prawdą". Ja się mijam na ulicy z wieloma ludźmi, ale prawdy minąć nie miałam okazji. Widać po ulicy nie chodzi.

Gdy polityk powie jakąś głupotę, tłumaczy potem, że została wyrwana z kontekstu. Dla mnie głupota - skądkolwiek wyrwana - pozostaje głupotą. Gdy polityk głupoty jakiejś dokona, zwykle jest z niej dumny, bo "intencje były słuszne". A gdy głupota zostanie ujawniona przez media, słyszymy, że "popełniono błąd w komunikacji".

Ostatnio furorę robi słowo "transparentność". To takie coś, czego wymagamy od rządu przy wydawaniu naszych pieniędzy. Niezależnie od rządów, zawsze jest z tym problem. Na szczęście mamy media, które żyją z tego, że wyciągają spod tej "transparentności" różne sprawki. Nie były widoczne mimo transparentności, bo przeważnie są to ciemne sprawki.

Obecny rząd wyróżnia się wieloma rzeczami, więc nie dziwi, że także transparentnością. Do tego stopnia, że media są trochę bezradne. Zwykle ujawniają różne działania, które mają odbiorców zaskoczyć i zaszokować. Teraz nie jest to już praktycznie możliwe. Taki mamy rząd.

Weźmy najgorętszy ostatnio temat, programu "Willa+". Początkowo wszyscy myśleli, że to jakaś afera. Posłanki opozycji ogłosiły, że odkryły, iż minister edukacji Przemysław Czarnek rozdaje publiczne pieniądze na zakup nieruchomości ludziom związanym z PiS. Okazało się jednak ostatecznie, że niczego nie odkryły.

Program "Willa+" - wprawdzie pod inną, bardzo długą nazwą, której nie zapamiętałam - jest jak najbardziej jawny. Przepraszam, transparentny. Najpierw, zupełnie jawnie, Sejm przyjął ustawę o wsparciu fundacji działających na rzecz edukacji. A w niej zapisano, że minister ma prawo rozdawać pieniądze według własnego uznania, nie zważając nawet na opinię zespołu doradców, których sam powoła. Wprawdzie ustawę zgłoszono jako potrzebną do ratowania dzieci, które po okresie pandemii mają mnóstwo problemów - z nauką i ze sobą, bo dużo jest samobójstw. Ale transparentność była zagwarantowana, bo przecież treść ustawy jest jawna.

Następnie minister Czarnek ogłosił konkurs dla fundacji, przeznaczając dla nich 40 milionów złotych, w tym na zakup nieruchomości. Na przygotowanie wniosków dał tylko miesiąc. Ale znowu - zupełnie transparentnie. Wszyscy wiedzieli, że jest tylko miesiąc. I wszystkie działające od lat fundacje wiedziały, że w miesiąc nie znajdą sobie nieruchomości do kupienia i nie opracują planu ich dostosowania do potrzeb i zagospodarowania, zrobienia wyceny remontu i zdobycia wszystkich pozwoleń na nowe przeznaczenie nieruchomości.

Potem eksperci powołani przez ministra Czarnka oceniali wszystkie wnioski o dotacje. Tu z transparentnością jest trochę gorzej, bo nie znamy żadnej punktacji, według której klasyfikowano wnioski. Ale możemy to wybaczyć, bo przecież to i tak nie miało żadnego znaczenia. Projekty, które były nawet określane przez ekspertów jako rażąca niegospodarność, panu ministrowi się podobały i były nagradzane dotacją.

To się nazywa transparentność! Jak opinię wystawia jakaś komisja, to wszystko się rozmywa, decyduje wiele osób, każdy mówi coś innego. A tu, minister Czarnek wziął wszystko na klatę. Nie będzie dawał lewakom i komunistom. Da swoim, najlepiej kolegom i ich rodzinom. I mówi o tym zupełnie otwarcie. Za taką transparentność podziękował mu nawet sam premier Mateusz Morawiecki.

Ja też mu dziękuję. Przynajmniej dokładnie wiadomo, dzięki komu będziemy mieli bogate fundacje. No, może nie my. Ale tu też jest transparentność, bo przecież wiadomo, kto tę kasę dostał. I wcale się tego nie wstydzi.

I jak tu mają działać media? Wszystko jest transparentne, nikogo nie można na niczym złapać. Żadnych ukrytych szwindli. Wszystko jawne i patriotyczne. I tak jest już od siedmiu lat. Czym tu media mogą zaszokować? Odbiorcy już się przyzwyczaili.

Pole do działania ma już tylko TVP. Ostatnio ujawniła aferę "Zamek+". Za czasów Tuska (tego Niemca, co się ciągle spotyka z Putinem), jedna z fundacji dostała nie jakąś tam willę, ale zamek. A w radzie fundacji założonej przez Jana Nowaka Jeziorańskiego zasiadają znani samorządowcy nieprzychylni PiS, a nawet poseł KO Paweł Kowal. Dla widzów to był pewnie szok.

Byłby jeszcze większy, gdy dowiedzieli się, że w radzie jest też przedstawicielka prezydenta Andrzeja Dudy, przedstawiciel ministraw spraw zagranicznych i sam wojewoda dolnośląski, czyli przedstawiciel rządu. Spisek? Jeżeli tak, to marny. Bo fundacja zamku nie dostała, tylko może go użytkować na potrzeby swojej działalności. A nikt z rady fundacji zarobić na tym nie może. A już na pewno nie dostanie go na własność.

Z transparentnością w TVP jest więc jakiś problem. Ja go zresztą zauważyłam już wcześniej. Niedawno w rozmowie z moją teściową wspomniałam o radosnym odpaleniu granatnika przez komendanta policji. Teściowa żywo zainteresowała się tą sprawą i zaczęła dopytywać: przez jakiego komendanta? W jakim mieście? O sprawie nie słyszała, choć ją ewidentnie poruszyła. A przecież wie, na który kanał codziennie o 19:30 trzeba przełączyć, żeby poznać prawdę.

"Poznać prawdę" - to też taki nowy zwrot.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!