Jak wybieracie, tak macie

Mieliście w tym tygodniu wybory parlamentarne. To duże wydarzenie, a piszę to z perespektywy Polski. Bo tutaj wasze wybory są szeroko komentowane. Nie wiem, czy spory pomiędzy republikanami i demokratami aż tak bardzo interesują Polaków. Ja ciągle słyszę, że nawet sporów pomiędzy PiS-em a całą resztą ludzie mają dosyć. I nie chcą już o nich słyszeć.

O tym, co robi władza i co na to opozycja, trudno jednak nie mówić. W końcu to od nich zależy, jak wygląda nasz kraj. Ale wybory za oceanem to już zupełnie inna sprawa. Zapewne są ludzie, którzy się tym interesują, ale wątpię, żeby masy telewidzów siedziały całą noc oczekując na kolejne wyniki szczątkowe i rezultaty sondaży, tzw. exit polls.

Najbardziej podekscytowani byli chyba sami dziennikarze. Słuchając ich, miałam wrażenie, że gdy obudzę się w środę rano, świat może wyglądać już inaczej. Niektórzy twierdzili, że wynik wyborów zmieni nie tylko Stany Zjednoczone, ale i cały świat. Naprawdę takie argumenty czytałam w poważnych mediach.

Idąc więc spać we wtorek wieczorem, uważnie rozejrzałam się po moim domu. Być może ostatni już raz tak właśnie wygląda. Mówiąc dzieciom dobranoc, spędziłam z nimi na rozmowie nieco dłuższą chwilę. Pewnie będę wspominać te beztroskie pogawędki, gdy będzie już "po wszystkim". Ucałowałam też męża, który był moim gestem - przyznaję, trochę nietypowym - zaskoczony. Nie tłumaczyłam mu jednak już całej teorii związanej z wyborami po drugiej stronie globu. Gdy za kilka godzin wstanie, sam wszystko zrozumie...

Domyślacie się, że gdy w środę rano się obudziłam, świat wciąż wyglądał tak samo. Przyznam, że nawet nie spieszyłam się, aby sprawdzić, kto te wasze wybory wygrał. Wy macie pewnie swoje preferencje, ale ja nawet nie wiem, komu powinnam kibicować. I wcale mnie to nie boli, bo nasi dziennikarze z pewnością wyjaśnią, czy wyniki są "dobre" czy "złe".

W studiach pojawiają się nagle tabuny ekspertów od Ameryki. Okazuje się, że mamy takich w Polsce bardzo wielu. Szczegółowo opowiadają o sytuacji w poszczególnych stanach, przylepiając im etykietkę republikańskich lub demokratycznych. A najdłużej zatrzymują się przy takich, które nazywają "swing states", czyli stany wahające się.

A ja znowu śmiem wątpić, że Polaków w Polsce to interesuje. Ciekawa jestem, ilu słuchając o Wisconsin, że jest stanem "swing", w ogóle wie, gdzie to Wisconsin jest. W studio, zamiast profesorów amerykanistów wolałabym zobaczyć kogoś z was. Żebyście to wy, mieszkający tam rodacy powiedzieli nam, czym się różni republikanin od demokraty. Na kogo wolicie głosować i dlaczego. Może wtedy wybory w USA byłyby dla nas rzeczywiście interesujące.

W drugą stronę działa to inaczej. Was wybory w Polsce pewnie ruszają. Może nie aż tak, jak nas tutaj, bo jednak na wasze życie nie wpływają. Dla nas trudno jest od polskiej polityki uciec. Ja sama nigdy aż tak bardzo się nią nie interesowałam. Ale w ostatnich latach widzę autentyczny jej wpływ na moje życie. Pewnie dlatego, że odczuwam go jako wpływ negatywny.

Bo trudno być optymistą. Niemal co dzień słyszymy kolejne złe wiadomości. No chyba, że ktoś ogląda TVP. Tam co dzień wiadomości są coraz lepsze. Ja ich nie oglądam, bo gdy wyłączam telewizor i wychodzę z domu, zderzenie z rzeczywistością jest bardziej bolesne.

Weźmy na przykład nasz flagowy koncern Orlen. W TVP cieszą się, że po wchłonięciu Lotosu (części, bo reszta została sprzedana) jest wśród 150 największych firm świata. Ale ja zaraz muszę zatankować. I na stacji Orlenu płacę, jak na giganta przystało.

Wiem, przez Putina ropa jest droga. Ale w innych krajach też jest droga. A pojawiła się informacja, że w Niemczech benzynę produkuje się taniej. Na tamtejszych stacjach paliwo jest wprawdzie droższe, ale to dlatego, że większe są podatki. Zresztą są one dobrze spożytkowane, bo autostrady w Niemczech są chyba najlepsze na świecie. Ale cena samej benzyny, bez podatków, jest mniejsza niż cena benzyny, którą produkuje Orlen.

W TVP się pewnie cieszą. Bo dlaczego benzynę w Polsce produkuje się drożej? Przecież nie przez nieudolność, bo na czele Orlenu mamy genialnego menadżera z Pcimia. Tam się prokuratorowi oparł, to i w 150 koncernie świata sobie poradzi. Produkcja jest droga, bo ludzie w Polsce dużo zarabiają. W Niemczech bieda, ich euro to nawet 3 złote nie jest warte, jak zauważył niedawno prezes Jarosław Kaczyński. U nas jest warte 5 złotych, to i benzyna jest droższa.

Prezes Kaczyński ma zresztą wytłumaczenie na wszystkie negatywne zjawiska w Polsce. Ostatnio wyjaśnił, dlaczego w Polsce rodzi się mało dzieci. Genialny program 500+ nie przyniósł żadnego efektu, bo młode dziewczyny "dają w szyję", jak to zgrabnie ujął prezes. Piją, to i nie rodzą. Wszystko przez alkoholizm kobiet. Bo mężczyzna - może tego nie wiecie - żeby zostać alkoholikiem, to musi ostro pić 20 lat. A kobiecie wystarczą dwa lata. Pan Kaczyński to ujawnił.

Nie wiem, skąd to wie, bo eksperci od tych spraw zrobili wielkie oczy. Oburzyły się też młode dziewczyny, które wymieniają mnóstwo powodów, dlaczego w Polsce trudno na macierzyństwo się zdecydować. Od opieki zdrowotnej, przez brak żłobków po warunki mieszkaniowe. Zaczęły też wytykać prezesowi, że przecież sam nie ma dzieci. Może dawał w szyję?

Ja jednak stanę w obronie Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby już w młodości dawał w szyję, to obecnie miałby w tym za sobą półwieczną historię. A już po 20 latach mężczyzna zostaje alkoholikiem. Pan prezes alkoholikiem nie jest, więc daje w szyję na pewno nie dłużej niż 20 lat.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!