Głodnych nakarmić, nieświadomych uświadomić

W ubiegłym tygodniu w wielu polskich domach doszło do rozmowy, która wyglądała podobnie jak ta:
- Mamusiu, nie stresuj się już tak bardzo tą operacją. Mam dla ciebie dobrą wiadomość!
- Co takiego, córuniu?
- Będziesz w szpitalu miała bardzo dobrą opiekę. Będziesz czuła się jak w domu!
- Jak to?
- Dzięki nowemu programowi wyborczemu Prawa i Sprawiedliwości, posiłki w szpitalach mają się poprawić.
- Oj, tak obiecują, ale kiedy to będzie...
- Nie martw się. Zanim pójdziesz do szpitala, to może już będzie. Operację masz przecież wyznaczoną na 2026 rok. A w szpitalu mówią, że mają opóźnienia, bo brakuje pieniędzy.
- To brakuje pieniędzy, a będą na lepsze jedzenie wydawać? Wystarczy im?
- W 2026 to już tylko na jedzenie wystarczy.

Choć brzmi to jak kabaretowy dialog, podstawy do niego daje zupełnie poważne oświadczenie prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Poprzedziły go nieoficjalne wypowiedzi polityków PiS, że prezes PiS ogłosi program, "rozwiązujący jeden z poważnych problemów społecznych, które istnieją od dawna". Dobrze, że nie ujawniono, że dotyczy szpitali, bo wszyscy zapewne spodziewaliby się zapewnienia im wreszcie uczciwego finansowania i oddłużenia ich.

Tymczasem Jarosław Kaczyński pochylił się nad niesmacznymi posiłkami, serwowanymi w szpitalach. Gdy sama byłam w szpitalu, zachwycona nimi nie byłam. Ale w końcu to nie restauracja, a jedzenie było takie, jakie dają np. w szkolnych stołówkach - o ile w ogóle szkoła zapewnia posiłki.

Problemem w szpitalach nie są posiłki, ale brak lekarzy, pielęgniarek i przede wszystkim pieniędzy. Dramatyczny brak. Na posiłki może narzekać tylko ktoś, kto do szpitala się już dostał i otrzymał odpowiednią opiekę medyczną. Wiele osób poszłoby tam nawet bez żadnych posiłków, byleby zostać wyleczonym.

Przy tak tragicznej sytuacji w szpitalach, zajęcie się akurat posiłkami jest według mnie kolejnym dowodem na to, że Jarosław Kaczyński jest utrzymywany w nieświadomości, jaka jest rzeczywiście sytuacja w Polsce. Jego współpracownicy mówią anonimowo dziennikarzom, że ogląda tylko TVP i czyta raporty mu przygotowywane.

A co jest w TVP? Oglądałam w tej telewizji reportaż, który oczywiście wychwalał pomysł poprawy posiłków. Najpierw pokazano dwie starsze panie w szpitalu, które były bardzo zadowolone. Jedna stwierdziła, że posiłki są tak wielkie, że ona nie może ich całych zjeść. Druga natomiast stwierdziła, że pamięta jak "czterdzieści lat temu posiłki w ogóle nie były urozmaicone". Jak dobrze liczę, to czterdzieści lat temu kończył się w Polsce stan wojenny. Znaczy, za rządów PiS jest lepiej niż w stanie wojennym.

Ale w reportażu następnie stwierdzono, że "nie wszędzie jest tak dobrze". Dlaczego? Bo samorządy nie dają szpitalom pieniędzy. Na tym wywody się skończyły, bo dalej trzeba byłoby dochodzić, dlaczego samorządy tych pieniędzy nie dają. I wyszłoby, że ich budżety w dużej części przejął rząd centralny, ale finansowanie szpitali czy podwyżki dla nauczycieli pozostawił samorządom.

Prezes Kaczyński na pewno jest zadowolony po obejrzeniu reportażu TVP. Zapewne pochwalono tam też pomysł renowacji bloków z wielkiej płyty, budowanych w PRL. Choć renowacje w większości miast już się zakończyły. Osiedle stanowiące połowę mojego miasta, w minionej dekadzie ociepliło wszystkie bloki, a nowe elewacje są elegancko pomalowane. Zrobiono to za pieniądze członków spółdzielni mieszkaniowej, wpłacających co miesiąc składkę na fundusz remontowy. Rząd w tym udziału nie miał.

Ale prezes może o tym po prostu nie wie. A już na pewno nie wie, jaka jest w Polsce sytuacja gospodarcza. Słyszałam, jak ekscytował się naszym wzrostem gospodarczym i mówił, że doganiamy Europę. Że za jakiś czas będziemy mieli takie dochody, jak we Francji, a może i w Niemczech. Zapewne w raportach, które mu dostarczają, nie napisano, że wzrost gospodarczy mamy w tym roku ujemny. To znaczy, że od innych krajów, których gospodarka rośnie, jesteśmy pod jego rządami coraz dalej.

Jakieś dziwne informacje ma też prezes Narodowego Banku Polskiego, Adam Glapiński. Rada Polityki Pieniężnej pod jego przewodnictwem ogłosiła właśnie, że... obniża stopy procentowe. I to aż o 0,75 punkta procentowego. Nie zagłębiając się w prawa ekonomii przypomnę tylko, że walcząc z inflacją, stopy się podwyższa. Oczywiście fachowcy mają czasem różne zdanie, ile one powinny wynosić, ale różnice te to zwykle ułamek procenta. A jak działanie Glapińskiego różni się od zdania innych fachowców pokazuje porównanie do działania banku centralnego tam u was, w Ameryce:

W Polsce inflacja wynosi obiecnie 10,1%. Główna stopa oprocentowania kredytów została obniżona do 6%. Wynosi więc teraz prawie tyle samo, co w USA, gdzie została ustalona na poziomie 5,5%. Tyle, że inflacja w USA wynosi nie ponad 10%, ale już tylko 3,2%. I wasz bank centralny uważa, że inflacja jest ciągle groźna, więc bierze pod uwagę dalsze podwyższanie stóp. No, ale w Ameryce nie ma za miesiąc wyborów. A w Polsce przewiduje się, że przed wyborami dojdzie do jeszcze jednej obniżki stóp procentowych. A potem niech się dzieje co chce. Jak inflacja znowu wzrośnie, to już będzie zmartwieniem następnego rządu.

W reportażu o szpitalach w TVP stwierdzono, że "nie wszędzie jest tak dobrze".

W minionym tygodniu oglądałam nie tylko TVP, ale też TVN. Tam odbyła się przedwyborcza debata przedstawicieli różnych partii. Nikogo nie przysłało tylko Prawo i Sprawiedliwość. Rozumiem, że telewizję TVN uważają za stronniczą, nazywają ją nawet partią. Ale dlaczego przychodzą do wszystkich programów publicystycznych w tej telewizji?

Debata bez przedstawiciela partii rządzącej niewiele wniosła. Chociaż była przygotowana profesjonalnie, na wzór debat w USA. Czas wypowiedzi był odmierzany stoperem i nie można było nikomu przerywać. Dyskutanci otrzymywali pytania od prowadzącego, ale też zadawali je sobie wzajemnie. Wobec braku PiS, najwięcej pytań od członków innych partii dostał przedstawiciel Konfederacji, który został przez nich dwukrotnie nazwany "podróbką PiS".

Z debaty nie dowiedziałam się niczego nowego, ale takich debat mi jednak brakuje. Oczywiście obecność rządzących jest w nich konieczna, ale na spotkanie Kaczyńskiego z Tuskiem liczyć nie można. Choćby debatę urządziła telewizja BBC. Szkoda, bo może prezes PiS usłyszałby w końcu, że dla czekających na operację to nie jakość posiłków w szpitalu jest najważniejsza.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!