Europejska miłość

Tematem numer jeden ubiegłego tygodnia, a może i ostatnich 20 lat, było nasze członkostwo w Unii Europejskiej. W środę minęły właśnie równe dwie dekady od chwili, gdy staliśmy się jej członkiem. W historii państwa, szczególnie takiego jak Polska, 20 lat to króciutki moment. Ale ileż przez ten moment się zmieniło!

Na co dzień, chyba najwyraźniejszym symbolem tego, że jesteśmy w Europie, są otwarte granice. Wielu Polaków jeździ zimą na narty na Słowację, do Czech, Austrii, Włoch, nie martwiąc się o żadne wizy i warunki ich otrzymania. Jeszcze więcej ludzi wyjeżdża latem, głównie na południe Europy, aby skorzystać ze słońca i ciepłych mórz.

Dla tych, którzy za granicę nie jeżdżą, Europę też widać na co dzień. Na przykład w sklepach, gdzie produkty niemieckie, szwedzkie czy włoskie leżą obok polskich. Uchodzące kiedyś - bez względu na ich jakość - za luksusowe, muszą dziś walczyć o klienta zarówno jakością, jak i ceną. I wcale niekoniecznie wygrywają, a polskiego klienta stać zwykle na wybór.

Zresztą wyjeżdżając za granicę, polscy turyści też nie zabierają ze sobą konserw, żeby oszczędzać na jedzeniu, jak to dawniej bywało. W wielu krajach Europy ceny są podobne jak w Polsce, a w niektórych jest nawet dla nas tanio. Bo przez te ostatnie 20 lat zarobki w Polsce - licząc w dolarach - zwiększyły się kilkukrotnie. W dniu wejścia do Unii dolar był po 4 złote, tak jak obecnie. Ale średnia zarobków wynosiła wtedy 2200 zł, a teraz 8400 zł. Czyli w dolarach pensja zwiększyła się z 550 do 2100 dolarów miesięcznie.

Oczywiście wciąż jest niemało ludzi, którym żyje się ciężko. Bo biedni są w każdym kraju, w Ameryce też przecież takich macie. Ale nie ulega wątpliwości, że poziom życia w Polsce podniósł się dzięki Unii Europejskiej radykalnie.

Radykalnie zmieniły się też poglądy niektórych ludzi. Wprawdzie za wejściem do UE była większość Polaków, co pokazali w ówczesnym referendum akcesyjnym, ale byli tacy, którzy Unii nie chcieli. Ba, straszyli nią, że nas zje. Niemcy wykupią naszą ziemię i znowu będziemy pracować u bauera. Dzisiaj okazuje się, że to Polacy wykupują mieszkania w Hiszpanii, Bułgarii czy Grecji. A polskie firmy weszły na rynek niemiecki czy francuski, wyprzedzając nawet czasem tamtą konkurencję.

Do najbardziej niechętnych Unii Europejskiej należał Roman Giertych. Jakże radykalnie zmienił poglądy! Wchodząc na listy wyborcze Koalicji Obywatelskiej obiecał nawet, że będzie razem z partią głosował za aborcją do 12. tygodnia życia. A Unię pokochał tak bardzo, że nawet ma dom we Włoszech. I mieszkał tam dość długo, uciekając przed Ziobrą, który chciał znaleźć na niego jakiś paragraf.

Paragraf się nie znalazł, za to zmieniła się władza, tak jak Giertych zmienił poglądy. Ale przynajmniej wiadomo jakie ma. Gorzej jest z naszym prezydentem, którego poglądy są zawsze zagadką. Raz Unię chwali i mówi z dumą, że jesteśmy jej ważnym członkiem, a nawet sercem. To za chwilę widzi w niej tylko zagrożenie, nawet gorsze od tego z Moskwy. Ba, tak właściwie to mówi, że żadnej Unii to w ogóle nie ma. Bo to jest tylko "wyimaginowana wspólnota".

Ale na 20. rocznicę wstąpienia Polski do UE, Andrzej Duda znów poczuł radość z naszego członkostwa. Wygłosił w telewizji podniosłą mowę, w której o 1 maja 2004 roku powiedział: "To był bardzo dobry dzień dla Polski". Cytuję to dosłownie, żeby nie było, że go źle zrozumiałam. Chociaż faktycznie nie rozumiem. Weszliśmy do jakiejś wyimaginowanej wspólnoty i to było dobre? Ale pan prezydent nie pozostawił złudzeń, co chciał powiedzieć i dodał: "20 lat w Unii to wielki sukces każdego z nas" - znowu cytat.

Nie wiem, skąd się u niego wziął taki zapał do Europy. Może to jego przemówienie to tylko techniczny błąd? W ostatniej chwili przypomniał sobie o rocznicy i nie miał przygotowanego przemówienia. Andrzej Duda jest obeznany w internecie, więc użył modnej ostatnio sztucznej inteligencji i Chat GPT napisał mu rocznicową mowę. No i poszło. Czekam teraz, kiedy pan prezydent powie znowu coś od siebie. I postraszy nas, że Bruksela wyśle na Polskę niemieckie czołgi.

Zdecydowana większość Polaków postrzega jednak Europę pozytywnie. Odsetek zmniejszył się wprawdzie nieco, dzięki "uświadamianiu" przez osiem lat przez TVP, jakaż to nam się krzywda dzieje. Jak to tracimy suwerenność (nawet granic już nie mamy!), jak to na siłę zalewają nas imigrantami z innych kultur. PiS próbował nawet wesprzeć tę tezę, udzielając setki tysięcy wiz obywatelom krajów muzułmańskich, ale ci jak na złość nie chcieli w Polsce zostać i pojechali dalej na Zachód.

A jak Europa postrzega Polskę? Generalnie raczej dobrze, chociaż niektóre kraje obawiały się początkowo, że zalejemy ich tanimi produktami i tanią siłą roboczą. Ale na dobrą opinię trzeba cały czas pracować, bo ona łatwo może się zmienić. Węgry pod władzą Orbana są dziś widziane jako problem, żeby nie powiedzieć wyrzutek. Jako sojusznik Putina blokowały co mogły - pomoc dla Ukrainy czy członkostwo Szwecji w NATO. Tylko naszym niedawnym władzom to nie przeszkadzało.

Ostatnio na zjazd takich europejskich sojuszników Moskwy pojechał nawet były premier, Mateusz Morawiecki. A prezydent Duda wysłał szefa swojego gabinetu, Marcina Mastelerka. Trudno to zrozumieć, ale wpisuje się to w logikę i prezydenta, i PiS, że wrogiem są urzędnicy w Brukseli (choćby polscy), a nie Putin.

Ale to nie wszystko. Przy kolejnych aferach PiS, często się w Polsce mówiło, że wydawało się, że już niczym nas nie zaskoczą, a tu proszę, jeszcze większa bomba. Tydzień temu napisałam felieton, który wydawał mi się tego podsumowaniem. Bo w kolejnych aferach chodziło o coraz większe pieniądze. I kiedy doszło do miliardów, wydawało mi się, że czas na podsumowanie. Bo czym mogą nas jeszcze zaskoczyć? Nawet żartowałam, że bilionami już na pewno nie.

Ale jak to w przypadku poprzedniej ekipy bywało, znów jesteśmy zaskoczeni. Otóż wyszły na jaw nowe fakty dotyczące spółki-córki Orlenu, którą prezes Obajtek zarejestrował w Szwajcarii. A jej szefem zrobił Libańczyka z polskim obywatelstwem, Samera A. Nic sobie nie robił z ostrzeżeń służb specjalnych i pozwolił mu działać. Libańczyk działał sprawnie i przekazał gdzieś 1,6 miliarda złotych, ponoć na ropę dla Orlenu, ale ta oczywiście nigdy się pojawiła. Wspominałam o tym już przed tygodniem.

Ale teraz okazało się, że Obajtka ostrzegały nawet wewnętrzne służby Orlenu. I mówiły mu, że Samer A. jest podejrzewany o... kontakty z terrorystyczną organizacją Hezbollah. Jest też zamieszany w nielegalny obrót ropą z Iranu. Takiego to współpracownika znalazł Daniel Obajtek.

Co na to prezes PiS Jarosław Kaczyński, który stawiał Obajtka za wzór? Prezes uznał - już po ujawnieniu wszystkich opisanych wyżej informacji - że jest doskonałym reprezentantem partii w wyborach do Paralamentu Europejskiego. Umieścił go jako numer jeden na liście kandydatów z Podkarpacia, więc awans powinien mieć zagwarantowany. Cóż, przy Kamińskim i Wąsiku jako "jedynki" na listach innych regionów, którzy mają już wyroki, Obajtek jest ciągle tylko podejrzany. Widocznie lepszych reprezentantów PiS nie ma.

Nie martwi mnie, że PiS nie ma ludzi, którzy nie są obciążeni. Ale martwi mnie jak będzie wyglądać dzień, gdy w Parlamencie Europejskim pojawi się reprezentant przysłany z Polski, który podejrzewany jest o kontakty z terrorystami. My w Europie może dalej będziemy chcieli być, ale boję się, że już bez wzajemności.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!