Zaraz podam prawidłową odpowiedź na pytanie, które ignoruje zarówno kontinuum ewolucyjne, jak i dosłowny kreacjonizm. Nie będzie ona jednak dosłowna, ale taka bardziej przenośna.
Wpierw jednak wyjaśnię, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział kto to są "dziadersi" (w liczbie pojedynczej nie używa się słowa "dziader" ale "dziaders" z anglosaską końcówką "s" dla liczby mnogiej; cóż żywy język jest nie zawsze konsekwentny i wyprzedza językoznawców). Zresztą pierwowzorem mógł być platformers i platformersi. Zamknąć nawias).
Otóż dziaders jest to przeważnie (ale niekoniecznie) mężczyzna, w przeważnie (ale niekoniecznie) "słusznym" wieku. Przy czym określenie "słuszny" ma tu podwójne i kluczowe znaczenie. Typowy dziaders głosi bowiem jedynie słuszne poglądy i zmusza do ich wyznawania innych oraz zwłaszcza inne a także (co gorsza!) domaga się od wyżej wymienionych określonych zachowań wynikających z jedynie słusznych poglądów dziadersa na wszystko (za Kołakowskim). Poza tym dziaders poucza ex cathedra a nawet naucza w katedrach i kościołach.
Potępia, piętnuje i w ogóle uzurpuje sobie działania "bez żadnego trybu". Zwalczanie dziaderskich poglądów ma być sygnałem zmiany nie tyle pokoleniowej, co kulturowej.
Jeden z dziadersów (nomen omen) Czarnek został właśnie ministrem edukacji i nauki w intencji, by od najmłodszych lat dawać odpór, a nawet lanie, neomarksistowskiej gówniażerii. I to jest cool jak KUL, który Czarnka zrobił swym profesorem.
Mógłby być też ministrem ds. rodziny: "Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile ich można urodzić? To są konsekwencje mówienia kobietom, że nie muszą robić tego, do czego zostały przez pana Boga powołane".
Pojęcie "dziaders" powstało w środowisku liberalno-lewicowym (niektórzy powiedzą "lewackim i nihilistycznym"), a rozpowszechnił je Ogólnopolski Strajk Kobiet protestujący i ostro przeklinający przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego (zwanego TK Julii Przyłębskiej), zakazującemu legalnej aborcji.
Ten strajk właściwie nie jest strajkiem, bo kobiety nie porzucają pracy, a wychodzą jedynie po godzinach na ulicę demonstrować przeciw wyrokowi, który zresztą według wielu nie jest żadnym wyrokiem, a jedynie opinią, a trybunał nie jest Trybunałem tylko podszywa się pod jego rolę.
Czytaj także: Nietolerancyjna elita Nowego Jorku - Plotki o artystach
Kobiety biorąc udział w spontanicznych zgromadzeniach nieokresowych (w odróżnieniu od cyklicznego Marszu Niepodległości) narażają się nie tyle na wirusa, co na (obok czarnego pi-aru w Telewizji Kurskiej) potraktowanie pałami (temat do seksistowskich żartów) teleskopowymi (!) przez BOA a nawet, co dopuszcza Ustawa o Policji użycie środków przymusu bezpośredniego, w przypadku pocisków niepenetracyjnych (żarty proszę!) dodatkowo po uprzednim oddaniu strzału ostrzegawczego.
BOA - to nie są żadni "damscy dusiciele" tylko Biuro Ochrony Antyterrorystecznej. Zaś nazwa pewnie wzoruje się na niemieckim (!) telewizyjnym serialu o policji - KOBRA.
Antyterroryści zostali zdemaskowani i są po prostu damskimi bokserami, strajk nie jest strajkiem, wyrok nie jest wyrokiem, a trybunał nie jest trybunałem. To ciekawe zagadnienia dla lingwistów, semantyków i w ogóle uczonych w Piśmie i faryzeuszy.
Ale ten felieton jest za to tylko felietonem i nie mam zamiarów nic rozstrzygać, ani dekonstruować, chcę tylko wykazać w jak "płynnej rzeczywistości" przychodzi nam żyć, a nawet umierać z powodu przecenianego wirusa, na którego umierają podstawieni "statyści" (to pieśniarka Edyta Górniak, trochę przekręciłem jej słowa zgodnie ze zwyczajami w mediach, a nawet wyrwałem jej te słowa z przysłowiowego kontekstu).
Czytaj także: Planowe wygrywanie na loterii
A teraz obiecana odpowiedź na tytułowe pytanie, na które czekały pokolenia dzieci i młodzieży zawstydzane tym pytaniem przez dziaderskich rodziców i innych wychowawców. A więc: co było pierwsze: jajo czy kura?
Strajk nie jest strajkiem, wyrok nie jest wyrokiem, a trybunał nie jest trybunałem.
Otóż, moi mili Milusińscy, uwaga: ani jajo, ani kura - pierwszy był kogut! Tak jak nasz praojciec Adam. Funkcję jaja pełni, od biedy, w tej zagadce żebro, a Ewa to (rzecz jasna!) kura.
Taka kolejność: kogut, jajo, kura. To głupie? Jajo bez kury? Nie chodzi mi o erotyczny ciąg przyczynowo-skutkowy tylko hierarchię.
Dziaders od rana pieje: o rety!
Bo mu sp*******ć każą kobiety
Wyżej koguta chcą siąść na grzędzie
Niech ta Zła Zmiana lekką mu będzie
Nie będzie wkrótce królem podwórka
I wyskubane pofruną piórka.
Oczywiście można się upierać, że kogut to też kura (tylko samiec) tak jak baran to owca. Ale przecież uprzedzałem, że odpowiedź nie będzie dosłowna tylko przenośna.
Widzę jednak konsekwencje odebrania kogutowi palmy pierwszeństwa.
W następstwie przykrych zdarzeń sekwencji
Się nie obejdzie bez konsekwencji
Kiedy w obejściu chłopa nie stanie
Wegańskie czeka wszystkich śniadanie?
Będzie na obiad, choć pisać przykro,
Kura w rosole, ale z in vitro?
Jak się potoczy ta kurska bajka,
Jaja się dzieją, a nie ma jajka?