Osoby sceptyczne wobec samochodów elektrycznych (EV) często wskazują na brak możliwości doładowania akumulatorów, gdy wyjeżdża się takim samochodem w dłuższą trasę. W rzeczywistości większym problem jest czas potrzebny na naładowanie baterii akumulatorów, bo punktów do ładowania jest już dużo i wciąż ich przybywa. Wiodącym stanem jest pod tym względem Kalifornia.
Gubernator tego stanu Gavin Newsom ogłosił niedawno, że w Kalifornii jest już o połowę więcej ładowarek do EV niż dystrybutorów paliwa do samochodów spalinowych.
W porównaniu nie chodzi o stacje ładowania, na której jest zwykle kilka lub nawet kilkanaście ładowarek, ale o liczbę tych ładowarek, czyli stanowisk, na których mogą jednocześnie być ładowane EV. Podobnie nie chodzi o liczbę stacji benzynowych, ale o liczbę dystrybutorów, których jest po kilka na każdej stacji.
Dystrybutorów paliwa jest w Kalifornii ok. 120 tysięcy. Natomiast liczba ładowarek jest znana dokładnie: 178.549. Trzeba jednak zaznaczyć, że połowa z nich, dokładnie 52,8% to prywatne ładowarki wspólnotowe. Znajdują się na przykład na terenie kompleksów apartamentowych lub przy budynkach biurowych. Korzystać z nich mogą tylko dla mieszkańcy apartamentów lub osoby pracujące w danym budynku. Nie są publicznie dostępne, ale są używane przez wielu różnych posiadaczy samochodów elektrycznych.
Coraz więcej miejsc na parkingach jest zarezerwowanych dla samochodów elektrycznych, przy umieszczonych tam ładowarkach.
Pozostałe 47,2% ładowarek to jednak również ogromna liczba ponad 84 tysięcy. Z tylu mogą korzystać wszyscy kierowcy EV. Liczba ta stale rośnie, a władze Kalifornii są zdeterminowane do jej powiększania. Przewodniczący stanowej komisji energii David Hochschild poinformował, że "stan w dalszym ciągu inwestuje w infrastrukturę dla EV". Pod koniec ubiegłego roku, zatwierdzony został wydatek na ten cel w wysokości 1,4 miliarda dolarów.
Większym problemem od ilości ładowarek jest ich moc. Aż 91% kalifornijskich ładowarek - ponad 162 tysiące - to tzw. Level 2. To oznacza, że mają moc 6-11 kW. Znaczące doładowanie akumulatorów EV wymaga więc co najmniej kilku godzin.
Jest to praktyczne rozwiązanie dla mieszkańca kompleksu apartamentowego, który zostawia samochód do ładowania na noc, albo dla pracownika ładującego auto w czasie pracy. Ale dla podróżujących potrzebne są ładowarki Level 3, które doładują akumulatory w pół godziny. Takich ładowarek jest w Kalifornii ponad 16 tysięcy czyli siedem razy mniej niż dystrybutorów paliwa.
Samochodów elektrycznych jest jednak również znacząco mniej niż spalinowych. Według danych Departamentu Energii, na koniec 2023 roku Kalifornia miała 1,25 mln zarejestrowanych samochodów elektrycznych, a wszystkich aut było tam ponad 30 mln. W ostatnim czasie przyrost liczby EV nieco zwolnił, bo już w 2022 roku było ich 1,1 mln, a od 2016 roku zwiększył się aż czterokrotnie - od liczby 247 tysięcy do 1,1 mln. Nabywców EV będzie jednak zapewne przybywać, bo techniczne zalety tych aut (o których kilkakrotnie już pisaliśmy) pozostają wciąż takie same.
W Kalifornii dochodzą też względy ekonomiczne, bo benzyna jest tam znacznie droższa niż w innych stanach. Według danych z końca marca, średnia cena galona benzyny wynosiła tam 4,647 dolara, przy średniej krajowej 3,128 dolara. Energia elektryczna kosztowała natomiast bardzo podobnie: 0,357 dolara za kilowatogodzinę w Kalifornii i 0,343 dolara średnio w całym kraju.
Kalifornia jest ponadto słonecznym stanem, więc szybko rozwija się tam fotowoltaika, czyniąc ładowanie EV tańszym. Na koniec ubiegłego roku, łączna moc pozyskiwana ze słońca przekroczyła tam 50 MW. To najwięcej ze wszystkich stanów. Według danych ze stycznia, 5,2% energii elektrycznej w USA pozyskano z fotowoltaiki. Dla Kalifornii odsetek ten wynosił aż 31,3%.
W papierowym wydaniu gazety piszemy też o specjalnym transporcie iPhone'ów samolotem z Indii.