Jak Amerykanie chcieli szpiegować Rosjan

Central Intelligence Agency (CIA), czyli amerykański wywiad odtajnił niedawno informacje dotyczące niezwykłego programu sprzed ponad pół wieku. Był to okres tzw. zimnej wojny, gdy Stany Zjednoczone i Związek Radziecki intensywnie szpiegowały się wzajemnie, stosując wszelkie dostępne metody.

Jedną z oczywistych metod była obserwacja z powietrza. Amerykanie budowali wtedy samoloty szpiegowskie, które do dziś są uważane za cuda techniki. Samolot SR-71 Blackbird bił rekordy prędkości, nie dając się przechwycić obronie przeciwnika, a U-2 Dragon Lady operował na rekordowo dużej wysokości pozostając poza zasięgiem innych samolotów.

O samolotach tych wiemy od dawna, ale CIA prowadziła też ściśle tajny projekt Aquiline. Chodziło o zbudowanie pierwszego samolotu szpiegowskiego, który byłby bezzałogowy. W dzisiejszych czasach drony są już w powszechnym użyciu, ale w latach 60-tych pomysł budowy takiego urządzenia ocierał się o fantastykę. Ponadto założenia projektu były tak ambitne, że jego realizacją można byłoby się pochwalić nawet w obecnych czasach. Oczywiście wywiad nie chwali się swoimi możliwościami, więc nie wiemy, na jakim te możliwości są teraz poziomie.

Czytaj także: Coraz więcej stanów chce nosić broń

Project Aquiline zakładał budowę floty 12 maszyn, które miały kształtem przypominać duże ptaki. Nie chodziło o walory aerodynamiczne, ale o... zmylenie przeciwnika. Drony miały tak właśnie być interpretowane przez radary, Miały je ignorować jako potencjalne zagrożenie. Nawet żywy obserwator miał być zmylony i brać maszyny za szybujące ptaki.

Na fotografii: szczyt amerykańskiej techniki wojskowej: U-2 Dragon Lady (u góry) i SR-71 Blackbird (u dołu).


Dron Aquiline miał mieć tylko 5 stóp długości i 7,5 stóp rozpiętości (1,5 x 2,3 metra). Jego waga miała wynosić zaledwie 83 funty (37 kg). W najprostszej wersji napędem miał być 4-suwowy silnik spalinowy o mocy zaledwie 3,5 KM. Prędkość drona przewidziano na 47 do 80 węzłów (54 do 92 mil na godzinę).

Czytaj także: Taksówki bankrutują

To niewiele, ale i tak pozwalało na zasięg aż 1200 mil, który był też uzależniony od sterowania dronem. Kierować miała nim naziemna załoga, znajdująca się w pobliżu granicy ZSRR, np. w Norwegii, Turcji lub na Tajwanie. Stamtąd dron miał startować i tam też powracać. Maszyny Aquiline miały być wykorzystywane wielokrotnie, choć nie miały żadnego systemu obronnego i mogły być bardzo łatwo zestrzelone. Zakładano, że będą operować niezauważone i bezpiecznie powracać do bazy.

Czas misji drona miał wynosić aż 50 godzin, czyli w powietrzu unosiłby się przez dwie pełne doby. Ale CIA miało jeszcze ambitniejszy plan, wykorzystania napędu zaprojektowanego dla sond kosmicznych. Elektryczny silnik napędzany byłby prądnicą nuklearną. Źródłem energii jest w niej ciepło powstające przy rozpadzie radioaktywnego izotopu, np. plutonu. Przy napędzie nuklearnym, zasięg drona sięgałby aż... 36 tysięcy mil, co pozwoliłoby mu więcej niż okrążyć Ziemię po równiku. Dron mógłby wtedy latać nawet miesiąc bez lądowania.

Czytaj także: Czy nowy elektryczny pickup to Super Truck?

Aquiline pozwoliłby Amerykanom na znacznie skuteczniejsze szpiegowanie niż robienie tego z samolotów. Dron operowałby bowiem na znacznie niższych wysokościach i bliżej wywiadowczych celów. Mógłby więc wykonywać znacznie dokładniejsze fotografie, a nawet odbierać lokalne sygnały radiowe wojskowej komunikacji. Mógłby też precyzyjnie zrzucać specjalne czujniki, zbierające dane z ziemi.

Tak miał wyglądać dron Aquiline, który nawet dzisiaj zachwyciłby możliwościami.


Co ciekawe, zbierane informacje nie byłyby zachowywane w wewnętrznej pamięci drona, ale od razu przekazywane do specjalnie zmodyfikowanego samolotu DC-6, krążącego w strategicznym rejonie przygranicznym. W latach 60-tych, przechowywanie danych wymagało dużych urządzeń, zapisujących je na taśmie magnetycznej. W malutkim dronie nie było na to miejsca.

Czytaj także: Jak Biden rozegra zmiany na Kubie?

Żaden szpiegowski dron nie powstał przed zakończeniem programu Aquiline. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego program zlikwidowano. Być może okazał się zbyt trudny do realizacji, a być może przeciwnie, zastąpiono go jeszcze ambitniejszym.

Niewykluczone, że projekt Aquiline został jednak zrealizowany, choć program został zamknięty. Uruchomienie maszyn w nowym programie pomogłoby ograniczyć liczbę wtajemniczonych w projekt i ich ponowną weryfikację. Projekt i tak powstawał w najtajniejszym bodaj miejscu USA, zwanym Area 51. To tam właśnie Amerykanie przetrzymują ponoć rozbite pojazdy UFO, a być może nawet zwłoki kosmitów. Tak przynajmniej niektórzy podejrzewają.

O stopniu tajności projetku Aquiline świadczy też rekomendacja dotycząca personelu, mającego obsługiwać przyszłe drony. Piloci mieli być rekrutowani aż dwa lata przed odbyciem pierwszego lotu. Tak długi czas miał pozwolić na wielokrotne sprawdzanie kandydatów na operatorów super tajnych maszyn.

Czytaj także: Amerykańskie samoloty będą strzelały laserem

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!