Trump zabrania podwyżek

Największa sieć sklepów, Walmart, ostrzegła swoich klientów, że praktycznie wszystkie towary - od bananów po samochodowe foteliki dla dziecka - mogą podrożeć. Ma to być związane z cłami wprowadzonymi przez władze Stanów Zjednoczonych, choć wciąż nie wiadomo, na jakim poziomie zostaną one ostatecznie ustalone. Na towary z Chin, skąd Walmart sprowadza wiele swoich towarów (w ubiegłym roku za prawie 50 miliardów dolarów), cła były kilkakrotnie podnoszone, aż do poziomu 145%. Obecnie są one zmniejszone do 30%, ale tylko na 90 dni.

Niektóre firmy musiały już zapłacić cło w wysokości 145%, za towary, które dotarły z Chin w okresie obowiązywania tej stawki. Skarżyły się, że ich biznes staje się przez to nieopłacalny. Obowiązujące obecnie cło 30% jest również bardzo wysokie, ale co najgorsze, nie wiadomo jak zmieni się w najbliższym czasie. Tymczasem transport morski z Chin zajmuje kilka tygodni, więc importerzy nie wiedzą, ile ostatecznie będą musieli zapłacić za sprowadzany towar.

Walmart ostrzega w związku z tym klientów, że ceny w sklepach mogą się w pewnym momencie radykalnie zmienić. Na takie ostrzeżenie ostro zareagował prezydent Donald Trump. Wystosował pod adresem sieci sklepów swoje własne ostrzeżenie, aby nie zmieniały cen. Stwierdził, że Walmart zarobił "miliardy dolarów w ubiegłym roku". Dlatego sieć sklepów wspólnie z Chinami powinna "przełknąć cła (oryg.: eat the tariffs) i nie obciążać drogich klientów niczym" - napisał w internecie prezydent Trump.

Problem polega na tym, że Walmart ma niezwykle niski margines zysku. W ubiegłym roku zarobił netto 15,5 mld dolarów, podczas gdy obroty wynosiły aż 648 mld. To oznacza, że margines zysku wynosił zaledwie 2,4%. Nie jest więc w stanie "przełknąć" nawet obniżonego cła w wysokości 30%.

Prezydent Donald Trump chciałby sam decydować, jakie ceny mają być w sklepach Walmart.

W kwietniu, szef Walmartu Doug McMillon był w grupie przedstawicieli handlu detalicznego, którzy w Białym Domu rozmawiali z prezydentem o cłach. Nie zdołali go jednak przekonać, że nie są w stanie nie podwyższać cen po wprowadzeniu ceł. Zresztą jako szefowie spółek giełdowych są zobowiązani do maksymalizacji zysków, a nie do realizacji celów politycznych. Rezygnacja z zysków na życzenie polityka byłaby wręcz przestępstwem, bo byłaby działaniem na szkodę posiadaczy akcji, wśród których są nie tylko bogaci inwestorzy, ale także miliony zwykłych Amerykanów i fundusze emerytalne.

Prezydent Trump pogroził Walmartowi, że "będzie go obserwował". Nie posiada jednak żadnego prawa do ustalania cen w sklepach. Jego słowa to wynik pewnej desperacji po zapowiedzi szeregu różnych firm, że będą zmuszone podwyższać ceny. Były wśród nich m.in. Amazon i Apple, które prezydent atakował w podobny sposób. Groził również producentom samochodów, aby nie wprowadzali podwyżek.

Rachunki są jednak nieubłagane. Większość samochodów produkowanych w USA ma ponad połowę części sprowadzanych z zagranicy. Po zapłaceniu za nie wysokiego cła, nie da się utrzymać cen samochodów na obecnym poziomie. Wpływ cła nałożonego na produkty z Chin, nawet w wersji obniżonej do 30%, zilustrował szef finansowy Walmartu (CFO - chief financial officer) John David Rainey. Wyliczył, że fotel samochodowy produkowany w Chinach za 350 dolarów, będzie teraz kosztował w USA o 100 dolarów więcej.

Prezydent Trump upiera się przy cłach, gdyż chce z nich uczynić źródło dochodu dla amerykańskiego budżetu. Budżet faktycznie wymaga wsparcia, tyle że cła są po prostu wysokim podatkiem nałożonym na mieszkańców USA. Ich utrzymanie spowoduje wzrost inflacji, która jest wciąż nieco wyższa od tzw. celu inflacyjnego 2%.

Poziom 2% uznawany jest przez ekonomistów za optymalny dla amerykańskiej gospodarki. Aby sprowadzić inflację do 2%, bank centralny utrzymuje wciąż dość wysokie stopy procentowe kredytów.

Donald Trump naciska również w tej sprawie. Żąda od prezesa Fed, Jerome Powella, aby obniżył oprocentowanie. Drogie kredyty hamują bowiem rozwój gospodarki. Ale Federal Open Market Committee (FOMC), czyli organ Fed głosujący nad wysokością stóp procentowych, dozuje obniżki tych stóp bardzo ostrożnie, aby nie pobudzić znowu inflacji. Bo niższe stopy działają proinflacyjnie. Na majowym posiedzeniu FOMC pozostawił stopy bez zmian, w przedziale 4,25-4,50%. I głównym argumentem za tym była niepewność dotycząca tego, co się będzie działo z cłami, które działają także proinflacyjnie.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!