Cła zapowiadane przez prezydenta Donalda Trumpa miały uderzyć w inne państwa, które - zdaniem prezydenta - stosują nieuczciwe praktyki w handlu z USA. Tymczasem w samych Stanach Zjednoczonych kolejne branże wieszczą problemy związane z cłami. Jedną z nich jest branża restauracyjna, która w ostatnich latach i tak była wyjątkowo ciężko doświadczona. Oprócz inflacji, która zubożyła społeczeństwo i zmniejszyła częstotliwość jedzenia w restauracjach, dotkliwym ciosem były ograniczenia w pandemii. Teraz, praktycznie wszystkie restauracje, od zwykłego fast food po znacznie droższe, wskazują na problem z... frytkami.
Choć w Stanach Zjednoczonych są one nazywane francuskimi - french fries - stanowią ulubioną pozycję w menu Amerykanów. Jedna trzecia ziemniaków uprawianych w USA jest przeznaczana właśnie na frytki. To ulubiona przekąska zarówno dzieci, jak i dorosłych.
Jak ważne są frytki dla tutejszego społeczeństwa, świadczy próba użycia ich w... polityce. Gdy po zamachach 11 września 2001 roku Francja nie chciała poprzeć amerykańskiej zbrojnej interwencji w Iraku, promowana była zmiana nazwy frytek z "francuskich" na "wolnościowe" - freedom fries.
Frytki są też bardzo ważne dla amerykańskich restauratorów. Dają znacznie wyższy margines zysku niż inne dania, a jednocześnie są bardzo łatwe w przygotowaniu. Powszechnie używa się frytek zamrożonych, które wstępnie są już ugotowane. Tuż przed podaniem wrzuca się je na olej i za chwilę są już gotowe, dając restauracji spory profit.
Choć to hamburger ma nasycić klienta i jest droższy, to restauracja najlepiej zarabia na frytkach.
Cła mogą to zmienić. Ziemniaki pochodzą w większości z USA, gdzie zbiera się ich 44 miliardy funtów rocznie. Ale ponad dwie trzecie oleju (69%) - rzepakowego lub sojowego, na którym są smażone - pochodzi z importu. Import ten pochodzi niemal wyłącznie z Kanady. Aż 96% importowanego oleju przyjeżdża właśnie z tego kraju. Amerykanie importują stamtąd także mrożone frytki, za 1,7 miliarda dolarów rocznie. Do tej pory, wszystko to przyjeżdżało do USA bez cła.
Krajowa produkcja nie zaspokoi amerykańskich potrzeb. Zresztą po wrowadzeniu cła, ceny krajowych produktów także wzrosną. Restauratorzy mogą nie być w stanie przerzucić dodatkowych kosztów na klientów, bo frytki i tak są już bardzo drogie. W ciągu pięciu ostatnich lat, ich przeciętna cena w menu McDonald'sa wzrosła z 1,79 do 4,19 dolara - czyli prawie dwa i pół razy.
Nie uda się też powrót do korzystania z tłuszczu zwierzęcego, z którego zrezygnowano w latach 90-tych ubiegłego wieku. 35-funtowe wiaderko takiego tłuszczu kosztuje od 60 do 119 dolarów. Taka sama ilość tłuszczu rzepakowego lub sojowego ma cenę około 40 dolarów.
Restauratorzy będą oczywiście szukać rozwiązań, aby na frytkach jednak coś zarobić. Niestety, prawdopodobnie najczęstszą metodą będzie smażenie coraz większej ilości frytek wciąż na tym samym oleju.