Kandydaci w wyborach prezydenckich - Joe Biden i Donald Trump - znaleźli się w ubiegły weekend bardzo blisko siebie. Spędzali jednak czas w zupełnie inny sposób. Oba te fakty stały się pożywką do licznych komentarzy, szczególnie ze strony republikanów i zwolenników Trumpa.
Sztab wyborczy byłego prezydenta zorganizował w ubiegłą sobotę wiec w Wildwood, nadmorskim mieście na południu New Jersey. Obecny prezydent spędzał natomiast weekend, wraz z Dniem Matki, w swoim domu w Rehoboth Beach, w stanie Delaware. Choć miasta znajdują się w dwóch różnych stanach, odległość pomiędzy nimi, w linii prostej przez Zatokę Delaware, wynosi zaledwie 24 mile.
Wiec w Wildwood był niewątpliwym sukcesem Donalda Trumpa i jego sztabu. Zgromadził bowiem pomiędzy 80 a 100 tysięcy ludzi, a wielu z nich czekało na plaży od rana, by o 5 po południu wziąć w nim udział. Ogromna frekwencja jest tym bardziej znacząca, że New Jersey jest bastionem demokratów, którzy mają tu poparcie większości mieszkańców.
Jednocześnie ten sam fakt może być powodem dużej frekwencji na wiecu Trumpa. Kandydaci do prezydentury koncentrują swoją kampanię na stanach, w których mogą coś ugrać. Są to przede wszystkim stany, gdzie zwycięstwo nie jest pewne.
Trump prowadzi kampanię wyborczą pomimo konieczności obecności na procesie sądowym w Nowym Jorku.
Nie chodzi tylko o tzw. swing states, które w kolejnych wyborach mieszkańcy głosują różnie, czasem na demokratów, czasem na republikanów. Ale także o stany, gdzie rodzima partia ma poparcie, ale jej kandydat z jakichś powodów nie cieszy się popularnością.
Warto przypomnieć, że w systemie wyborczym niemal wszystkich stanów (z wyjątkiem stanów Maine i Nebraska) głosy oddane na przegranego w danym stanie kandydata w całości przepadają. Dlatego prowadzący kampanię wyborczą zwykle nie poświęcają czasu na stany, które są bastionem przeciwnika. Wiec republikańskiego kandydata w Wildwood był dość wyjątkowym wydarzeniem. Skorzystali więc z niego nie tylko republikańscy wyborcy z New Jersey, ale także z Nowego Jorku i Pennsylwanii.
Zwolennicy Trumpa podkreślają, że Joe Biden nie jest w stanie zgromadzić tak wielkiego tłumu, jaki zebrał się w Wildwood. I wytykają prezydentowi, że w tym samym czasie, gdy Donald Trump przemawiał do tłumu, prezydent siedział na plaży.
Biden był jednak wcześniej na drugim wybrzeżu USA, w Seattle, gdzie także prowadził kampanię wyborczą. Donald Trump ma z kolei ograniczone możliwości organizowania wieców, bo musi stawiać się w sądzie w Nowym Jorku, gdzie toczy się przeciwko niemu proces karny.
Aktywność Joe Bidena i Donalda Trumpa jest z pewnością jednym z ważnych elementów ocenianych przez wyborców. Obydwaj są w zaawansowanym wieku. W dniu wyborów Biden będzie miał 81 lat, a Trump 78 lat. Gazeta "New York Post" obliczyła, że Biden jako prezydent, do jesieni ubiegłego roku spędzał na odpoczynku poza Waszyngtonem 40% czasu. Trump jako prezydent poświęcił na wypoczynek poza Białym Domem 26% czasu, a więc wyraźnie mniej.
Kadencja Trumpa rozpoczęła się jednak cztery lata wcześniej niż Bidena, więc obydwaj byli wtedy nieco młodsi. Dla porównania, Barack Obama, gdy wygrał wybory w 2008 roku, miał 47 lat. I na wakacjach spędził tylko 11% swojej prezydentury.