Światowa Organizacja Handlu (World Trade Organization - WTO) uznała amerykańskie cła nałożone na produkty z Chin za nielegalne. Trzyosobowy sąd rozpatrujący skargę Pekinu uznał, że Waszyngton złamał przepisy WTO, bo restrykcje dotyczyły tylko jednego kraju i były wyższe od ustalonych przez członków organizacji.
Stany Zjednoczone argumentują, że Chińczycy w systemowy sposób kradną własność intelektualną amerykańskich firm. Zmuszają je też do przenoszenia swoich technologii do Chin, aby uzyskać dostęp do tego ogromnego rynku. Sędziowie WTO twierdzą jednak, że Amerykanie nie przedstawili wystarczającej argumentacji, dlaczego tylko Chiny zostały objęte karnymi cłami.
Ogłoszony werdykt nie będzie miał natychmiastowego efektu. Waszyngton najprawdopodobniej odwoła się od niego, co w praktyce zawiesi spór na dłuższy czas. Amerykanie zablokowali bowiem nominacje do ciała odwoławczego WTO, przez co nie ma ono wystarczającej liczby członków do rozpatrzenia sprawy.
Czytaj także: Trzęsienie ziemi w New Jersey, a polityczne w Waszyngtonie
W sytuacji gdyby werdykt został jednak uprawomocniony, Chiny mogłyby Amerykanom odpowiedzieć nałożeniem własnych ceł. Ale Chiny już to zrobiły, a Waszyngton nawet nie zgłosił w tej sprawie skargi do WTO. Obydwa kraje podpisały natomiast w styczniu br. umowę zmierzającą do unormowania stosunków handlowych, nazwaną Faza I.
W tym kontekście, trudno kwestionować stanowisko administracji Trumpa, że WTO nie spełnia swojej roli. Po ogłoszeniu werdyktu prezydent stwierdził, że organizacja "być może zrobiła nam przysługę". Decyzja będzie bowiem argumentem, aby z WTO w ogóle wystąpić. Albo gruntownie zreformować 25-letnią organizację.
Czytaj także: Kto policzy głosy na prezydenta?
Donald Trump jest jednak generalnie przeciwny organizacjom skupiającym wiele krajów. Doprowadził już do wystąpienia Stanów Zjednoczonych z organizacji działających przy ONZ - UNESCO i UNHRC (Rada Praw Człowieka), z układu handlowego NAFTA, Paryskiego Porozumienia Klimatycznego i rozpoczął proces opuszczenia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Wystąpienie z WTO wydaje się w tej serii najmniej kontrowersyjne.
Tymczasem cła na towary z Chin wciąż obowiązują. Obejmują handel o wartości 370 miliardów dolarów. Prezydent Trump groził wprowadzeniem ceł na niemal cały import z Chin - o wartości ponad 500 miliardów. We wrześniu 2018 wprowadził najpierw 10% na towary o wartości 200 mln. Osiem miesięcy później podniósł stawkę do 25%, a w czerwcu ubiegłego roku rozszerzył listę towarów objętych cłem.
Czytaj także: Obniżka ceny instalacji paneli fotowoltaicznych
Od lipca 2018 roku, cła pobierane od importu z Chin przyniosły Stanom Zjednoczonym dochód w wysokości ponad 62 miliardów dolarów. Wiele amerykańskich firm narzeka jednak na wyższe koszty sprowadzanych materiałów czy podzespołów. Na miliard dolarów swoje straty, wynikające z ceł na stal i aluminium ocenił największy producent samochodów w USA, General Motors.
Również szef koncernu Ford Jim Hackett podał w 2018 roku, że "cła na metale zabrały nam około 1 miliarda dolarów zysku". Zauważył też ironię sytuacji, bo Ford zaopatruje się w metal w większości w Stanach Zjednoczonych. Efekt ceł jest jednak na tyle duży, że musi przeprowadziĺ "przeprojektowanie" zatrudnienia, jak Ford nazywał masowe zwolnienia.
Czytaj także: Gigant stulecia wypada z indeksu Dow Jones