Wybory samorządowe wygrali tradycyjnie "nasi". To znaczy kto? To zależy, kogo uważacie za "naszych". Ale bez względu na to, kogo za takich uważacie, możecie cieszyć się z ich zwycięstwa. Bo właściwie wszystkie partie ogłosiły, że wygrały. Zresztą, jak zwykle. Bo wybory samorządowe dotyczą tak wielu różnych stanowisk, że każdy może sobie odczytać wyniki korzystnie dla siebie.
Cieszyło się więc Prawo i Sprawiedliwość, bo w wyborach do sejmików wojewódzkich zdobyło procentowo najwięcej głosów - ponad 34%. Prezes Jarosław Kaczyński najwyraźniej był w dobrym humorze po ogłoszeniu wyników. Zdobył się nawet na przytoczenie anegdoty Marka Twaina, który na informację w prasie jakoby zmarł, stwierdził, że "wiadomość o jego śmierci jest cokolwiek przedwczesna". Prezes to samo odniósł do swojej partii.
Niektórzy zarzucali Kaczyńskiemu, że śmiał się przy tym ze swojego własnego dowcipu. Ale anegdotę ewidentnie podsunął mu ktoś inny (w rzeczywistości amerykański pisarz napisał: "wiadomość o mojej śmierci była przesadzona"). Bo prezes nie kojarzył nawet Marka Twaina, który był cytowanym autorem. Nazwał go bowiem "Majk Tłajn". Dzięki temu, śmiali się nie tylko ci, którzy prezesa podziwiają.
A ja dodam, parafrazując "Majka", że także informacje o sukcesie PiS są przesadzone. Bo najlepszy wynik procentowy nie przekłada się na rządy w sejmikach. Na 16 województw, PiS będzie rządziło tylko w 4 lub 5 sejmikach. A w 11 lub 12 władzę obejmie obecna koalicja rządząca.
Tak więc koalicja też się cieszyła ze zwycięstwa. Najchętniej podkreślała wyniki w dużych miastach. Na ponad 100 dużych miast, gdzie wybierano prezydenta, PiS będzie miało swojego przedstawiciela tylko w trzech. Sromotnie przegrał kandydat PiS w Warszawie, gdzie już w pierwszej turze wygrał Rafał Trzaskowski. W drugim największym mieście, Krakowie, do drugiej tury kandydat PiS też się nie zakwalifikował. To samo stało się we Wrocławiu, co było chyba największą niespodzianką.
Cieszy się też Trzecia Droga. Powtarzając wynik z października ucięła spekulacje, że wtedy dostawała głosy tylko dlatego, że wyborcy innych partii obawiali się, że w ogóle nie dostanie się do Sejmu i władzę utrzyma PiS.
Lewica wyniku nie powtórzyła i dostała mniejsze poparcie. Toteż Leszek Miller zaczął już grzebać swego partyjnego kolegę, Włodzimierza Czarzastego (może dlatego, że Czarzasty nie chce mu dać miejsca na liście w wyborach do Parlamentu Europejskiego). Partyjnego kolegę z SLD, ale też i z wcześniejszych czasów, bo przecież obaj kariery robili w PZPR. Ale tu też można przytoczyć "Majka Twajna", bo trzeba pamiętać, że komuniści mają niezwykły dar utrzymywania się na powierzchni. Wszak po 1989 roku wydawało się, że są na zawsze pogrążeni. Ale wiadomość o ich odejściu była przesadzona. Mało tego, dziś Miller chwali się, że "wprowadził Polskę do Unii Europejskiej", a Czarzasty "odbudowuje w Polsce demokrację".
Politycy Lewicy, pomimo słabego wyniku wyborów, próbują jednak trzymać fason. Słyszałam, jak tłumaczyli, że "potwierdzili" swoją obecność w rządzie. Słabo to wyszło, bo politycy Trzeciej Drogi uznali, że tej obecności jest za dużo, jak na tak słabe poparcie wyborców. I zażądali podobno (ale stanowczo zaprzeczają), aby Lewica oddała jedno ministerstwo. Tatuś Donald Tusk uspokoił swoje dzieci, żeby się nie kłóciły i zapowiedział, że nie będzie żadnego odbierania zabawek.
Nietęgą minę miał też Krzysztof Bosak, który komentował wynik Konfederacji. Wynik był taki sam, jak w październiku, ale reakcja w partii podobno zupełnie inna. Bo - jak tłumaczył Bosak - wtedy wszyscy spodziewali się dużo większego poparcia, więc 7% było porażką. Teraz takich oczekiwań nie było, więc 7% jest sukcesem. I tak koło się zamknęło, zwyciężyli wszyscy.
A ja pozwolę sobie zauważyć, że zwyciężyli wszyscy Polacy. No, nie wszyscy, bo tylko połowa (51,94%) poszła do wyborów. Ale ci, co poszli, udowodnili, że mają kręgosłup moralny. Bo zagłosowali niemal dokładnie tak samo, jak w październiku. Wyniki są wszędzie publikowane, więc je pewnie znacie. Ale ja pozwoliłam sobie zestawić te z 15 października 2023 roku z ostatnimi wyborami do sejmików, które w wyborach samorządowych są najlepszym odzwierciedleniem poparcia dla poszczególnych partii:
Poza Lewicą, która straciła naprawdę sporo, wyniki są niemal identyczne! To wręcz uderzające. I jak tu nie wierzyć w naród? Polacy są ewidentnie odporni na wszelką propagandę. Wiedzą swoje i nikt ich nie przekona, że jest inaczej, niż tak, jak to widzą.
Są też i inne oceny, mniej korzystne dla narodu. Jesteśmy odporni na wiedzę. A propagandzie ulegamy, tylko to trochę musi potrwać. Poprzednio trwało 8 lat i dało efekt. Prawo i Sprawiedliwość zbudowało sobie żelazny elektorat, pomimo szerzącego się bezprawia, korupcji, aż wreszcie zwykłego złodziejstwa. Elektorat nie ulega jednak rozlewającej się coraz szerszej wiedzy na ten temat. Propaganda nowego rządu działa ewidentnie zbyt krótko.
Jest jeszcze trzecia ocena sytuacji (nie mylić z Trzecią Drogą). Podstawą jest tutaj znowu pozytywna ocena narodu, że głupi nie jest. Łatwo zdania nie zmienia. Po wielu latach słuchania o sukcesach rządu nie zapomni o nich po kilku miesiącach słuchania propagandy przeciwnej. Ale powoli ten obraz się zmienia. Politolodzy zwracają uwagę, że wybory samorządowe są zupełnie inne od parlamentarnych.
W dodatku frekwencja była dramatycznie niższa. Na wybory nie poszli młodzi ludzie. W październiku, jako najbardziej wkurzeni na autorytarne zapędy poprzedniej władzy, głosowali powszechnie. Teraz, musieli wracać do domów, żeby zagłosować w miejscu zameldowania, a wielu z nich studiuje lub pracuje gdzie indziej. W dodatku tydzień wcześniej były święta, więc wszyscy domy rodzinne już odwiedzili. Drugi raz jechać tydzień później już się tak nie chciało.
Nie pomogła też pogoda. Niezwykle ciepły weekend zachęcił wielu ludzi do wyjazdów na łono natury. Mieszkańcy wsi oraz osoby starsze rzadziej z tego korzystają, a to podstawowy elektorat PiS. A mimo to, PiS jednak minimalnie stracił.
Być może jednak to tylko gdybanie politologów. Przekonamy się o tym niedługo, bo w czerwcu znowu wybory, tym razem do europarlamentu. I Prawo i Sprawiedliwość być może znowu wygra - dziesiąty raz z rzędu. Bo w jego szeregach znów pojawił się genialny strateg od propagandy, Jacek Kurski. Na wieczorze wyborczym stał w grupce ludzi za Jarosławem Kaczyńskim. Nie wiem, co tym razem wymyśli, czy będzie znowu jakiś "dziadek z Wehrmachtu". Ale w PiS na pewno wierzą, że sprawdzi się jego ogłoszona kiedyś dewiza, że "ciemny lud to kupi".