W okolicach Warszawy, gdzie mieszkam, od wielu dni jest cudowna pogoda. W ubiegłą sobotę trochę popadało, ale od tego czasu świeci piękne słońce. Nie jest przy tym gorąco, ale po prostu ciepło. Ale aż mi głupio cieszyć się taką pogodą, gdy widzę w telewizji, co się dzieje na południu Polski.
Jeżeli w 1997 roku była powódź stulecia, to teraz chyba trzeba mówić o powodzi tysiąclecia. Na pewno znacie te obrazki z wielu miejsc południowo-zachodniej Polski, od Jeleniej Góry do Opola. W internecie jest mnóstwo nagrań, pokazuje to też ciągle telewizja. Nie będę więc wam przedstawiała kolejnych opisów, tym bardziej, że sytuacja ciągle się zmienia i to dosłownie z godziny na godzinę.
No i właśnie te zmiany to już pierwszy zarzut wobec rządu. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona, jak szybko rozpoczęła się krytyka wszystkiego, co robią władze. Wiedziałam, że taka krytyka przyjdzie, ale sądziłam, że politycy opozycji rozumieją, że gdy ludziom wlewa się woda przez okna mieszkania, nie oczekują politykowania. Oczekują pomocy.
Czy pomoc dotarła wszędzie tam, gdzie powinna, czy zrobiono wszystko, co było możliwe, na razie trudno ocenić. Na rozliczanie przyjdzie czas. Tym bardziej, że pomoc będzie potrzebna także wtedy, gdy woda już opadnie. Opozycja powinna wytykać błędy, ale też zgłaszać pomysły, co zrobić lepiej.
Na razie słyszę tylko, że rząd jest "niekompetenty" i wszystko robi źle. W dodatku oszukuje społeczeństwo. Przed weekendem ponoć straszył Polskę nadchodzącym kataklizmem, choć nie było powodu. Pojawiły się tradycyjne zarzuty, że nadchodząca "rzekoma" powódź to temat zastępczy, który ma pokryć nieudolność rządu. Żadnej powodzi nie będzie i premier Tusk się pochwali, jak sobie z nią poradził.
Ale tak jak wspomniałam, sytuacja szybko się zmienia. Zmieniła się też narracja opozycji. Teraz mówi, że Tusk zagrożenie zlekceważył. Ponoć uspokajał, że powodzi nie będzie, zamiast się do niej przygotować i mobilizować ludzi.
Najwyraźniej politycy PiS nie oglądają telewizji. Albo tylko tę stację, którą sami finansują. Ja oglądam różne telewizje i już przed ubiegłym weekendem wiedziałam, że będzie źle. Meteorolodzy podawali, że tzw. niż genueński jest znacznie groźniejszy niż w 1997 roku. Tam gdzie spadło wtedy 100 litrów na metr kwadratowy, teraz przewidywali 150-200 litrów. Eksperci uspokajali, że od tego czasu zbudowano lepszą infrastrukturę, między innymi zbiornik w Raciborzu, która pozwoli lepiej sobie radzić z nadmiarem wody.
Władze zarówno lokalne jak i centralne, mimo to przygotowywały się do powodzi. Ostrzegano nawet ludzi, aby byli gotowi do ewentualnej ewakuacji. Z zastrzeżeniem, że na razie takiej potrzeby nie ma. Nie wiem, co można było zrobić inaczej, być może później dowiemy się o jakichś zaniedbaniach. Ba, na pewno się dowiemy, bo nie wierzę, że wszyscy zrobili wszystko jak należy. Na szczeblu lokalnym, a może i centralnym. Ale czego by nie zrobili, ogromnej tragedii i tak by nie zapobiegli. Zamiast 150-200 litrów, spadło 300-400. Infrastruktura w wielu miejscach tego nie wytrzymała. Woda przelewała się przez wały przeciwpowodziowe, powodowała w nich wyrwy, pękały nawet tamy.
Nie tylko my w Polsce nie poradziliśmy sobie z powodzią. Takie same problemy mieli Czesi, a przecież woda z tamtejszych opadów spłynęła potem do nas dołączając do wody z opadów w Polsce. Powodzie wystąpiły także w Austrii, Słowacji, a nawet w Rumunii.
Ale w Polsce słyszę, że to wszystko wina Tuska (ciekawe czy Czesi o tym wiedzą). Bo woda zmyła wszystko, ale nie politykę. Mariusz Błaszczak, jeden z kandydatów na kandydata PiS w wyborach prezydenckich mówi o niekompetencji rządu. W jego ustach brzmi to żałośnie. Czy on naprawdę sądzi, że ludzie już nie pamiętają, jak PiS radził sobie w kryzysowych sytuacjach?
Gdy Błaszczak mówi, że rząd jest nieobecny w powodziowym kryzysie, można go zapytać, gdzie był rząd PiS w czasie kryzysu na Odrze. Sprawą zajmował się jeden minister, bo cała reszta była na wakacyjnych urlopach. A zajmował się tak, że przekonywał, że chociaż ryby zdychają, z wodą w Odrze wszystko jest w porządku i można nawet się w niej kąpać.
Ale co tam Odra... Błaszczak zarzuca rządowi, że nie zabezpieczył odpowiednich środków do walki z wodą. Powinien przypomnieć, jak oni załatwili w czasie pandemii Covidu maseczki czy respiratory. Były wprawdzie do wyrzucenia, ale ktoś się na nich dorobił wielu milionów. Rząd Tuska jest rzeczywiście nieudolny, bo nie potrafi skorzystać z takiej okazji jak powódź. Zaprzyjaźniony handlarz bronią powinien mu załatwić dziurawe worki na piasek za 100 milionów. Jak tego nie potrafi, to niech poprosi PiS. Oni na pewno mają swojego człowieka od takich spraw.
Gorzej z załatwieniem generatorów prądu, które teraz by się przydały. Bo jeden fachowiec PiS-u od takiego sprzętu siedzi w więzieniu w Londynie, a drugi gdzieś się ukrywa i do Polski nie ma ochoty wrócić. Ale Mateusz Morawiecki ma na pewno więcej takich kumpli i któryś by wszedł w ten interes.
Niestety, Tusk jest nieudolny i interesu nie będzie. Ale władzę można oczywiście krytykować. To nasze prawo. Byle nie prezydenta. On niczego złego nie zrobił. Na zalanych terenach nawet nie był, bo pojechał na dożynki. No, tam pewnie sucho też nie było, ale szybko parowało. A jak wrócił dożnięty, to się wybrał do USA na spotkanie z Trumpem. Jak załatwi ze 100 milionów u Trumpa dla powodzian, to będzie mu można nawet podziękować.
Nie wszyscy uważają, że rządzący powinni jechać na tereny objęte powodzią. W internecie widziałam opinię, że Tusk nie powinien się tam "pchać", bo on jest premierem i ma rządzić. A od roboty ma ministrów. No tak, władzę, a więc i premiera można oczywiście krytykować. To nasze prawo. Każdy z niego korzysta jak umie.
Ja natomiast skorzystam z prawa, aby wszystkie kolejne rządy pochwalić. Bo to wszystkie kolejne rządy budowały zbiorniki retencyjne i wały przeciwpowodziowe. Wprawdzie część z nich zostało przez powódź pokonanych, ale generalnie zbudowana infrastruktura osłabiła niszczycielską siłę. Niech to będzie wskazówką, że w pewnych sprawach wszyscy powinni współpracować.
Tym bardziej, że widać dobitnie, że teraz trzeba będzie budować jeszcze większe zbiorniki, jeszcze silniejsze tamy, jeszcze wyższe wały. Bo klimat się zmienia szybciej niż się spodziewaliśmy i rezultaty odczuwamy już teraz.
Nawiasem mówiąc, sądziłam, że ta powódź ostatecznie przekona niektórych niedowiarków i uwierzą w końcu w zmiany klimatyczne. Ale internet mnie przekonał, że są ludzie lojalni wobec własnej (i tylko własnej) wiedzy. I dzielą się nią z innymi, pisząc, że żadnej powodzi nie ma. Przecież kilka dni wcześniej alarmowano, że poziom wody na Wiśle jest rekordowo niski i wynosi 24 cm! Czyli Wisła miała wyschnąć, a tu powódź?! Nieee, to tylko spisek mediów. Woda wszystko zmyła, ale teorii spiskowych nawet powódź nie zatopi.