Trampek w mordzie - felieton (po)urlopowy

Jak się powszechnie ocenia, w tym roku rodacy w przeważającej ilości spędzają urlop w kraju. W jakimś stopniu ma się temu przysłużyć wprowadzany właśnie bon wakacyjny dla rodzin z co najmniej jednym dzieckiem (głównym powodem do pozostawania w Polsce jest jednak niechęć do dalekich podróży i narażenie się na wirusa w obcym kraju).

Taki bon (500 PLN na dziecko) jest z jednej strony wsparciem dla dzieciatych, ale z drugiej ma przyczynić się do wsparcia mocno podupadłej wskutek pandemii i lockdownu branży turystycznej.

Polski Bon Turystyczny 500 plus (a jakże!) będzie oczywiście realizowany wyłącznie w kraju, wobec firm turystycznych zarejestrowanych na odpowiedniej liście Polskiej Organizacji Turystyki.

Odpadają więc wszelkie usługi paraturystyczne, na które tradycyjnie usługodawcy nie wystawiają rachunków (i nie odprowadzają podatków) - jak wiele noclegów na kwaterach prywatnych, spływów kajakowych, kuligów z góralską herbatą itp.

Ja również chętnie spędzam urlop w kraju, nie tylko z powodów patriotycznych, ale i trybu pracy oraz zapewne i lenistwa tudzież niechęci do dalekich podróży. Nie bez powodu wspomniałem powyżej o spływach kajakowych, gdyż właśnie wróciłem z krótkiego urlopu na Roztoczu, gdzie co roku spływam rzeką Wieprz (a czasem Tanwią).

Na Wieprzu przeważają odcinki typowo rodzinne, a trasa Obrocz-Zwierzyniec jest zatłoczona niemalże jak Krupówki. I jak co roku, pod koniec trasy można spotkać na środku zimnej rzeczki - "rzecznika reklamowego" rozdającego ulotki, opiewające na zniżkę 10% za skorzystanie z konsumpcji w przystani gastronomicznej ("ale nie tej pierwszej, tylko tej drugiej" - konkurencyjnej), ulokowanej kilkaset metrów poniżej, przy brzegu. Młody człowiek podaje też hasło, (zdradzam: "na jednego do Dżerego"), po wypowiedzeniu którego dostaniemy też kieliszek bimberku. Skorzystałem jak co roku.

Na zdjęciu u góry: rzecznik reklamowy. Na zdjęciu u dołu: Szwecja w Polsce.


Następnie losy urlopowe rzuciły mnie krótko na północ, gdzie przez chwilę zdumiałem się, jak daleko zapędziła się zapowiedziana ostatnio przez Prezesa Wszystkich Prezesów repolonizacja.

Ta Szwecja jednak znajduje się w Polsce - na Pojezierzu Drawskim (spływy rzeczką Piławą). Piława płynie częściowo przez tereny wojskowe, obecnie bardzo skromne - dawniej w okolicach Drawska Pomorskiego roztaczał się zamknięty dla turystów poligon radziecki.

Jak widać, mieszczuchy (m.in. ja) czyli tzw. Polska A, często lubi spędzać urlopy w tzw. Polsce B. To drugie określenie zwłaszcza w zestawieniu z "A" jest nieładne, często niesprawiedliwe i coraz częściej nieaktualne. Niemniej jednak - i tu od turystyki przechodzę w sposób nieunikniony do polityki - taki podział ujawnił się w ostatnich wyborach. Przy czym wyróżnia się jeszcze "ścianę wschodnią", gdzie Andrzej Duda odniósł wyraźne zwycięstwo (a przygniatające na wsiach).

Nawet przerobiłbym znaną fraszkę Sztaudyngera ("Polska A Polsce B Każe się całować w D"):

Na złość A, Polska B
Dała nam Andrzeja D.

Jak widać na zdjęciu, reklamownie Andrzeja Dudy było sprawą urzędową.


Przejeżdżając przez miasteczka i wsie na ścianie wschodniej (woj. Lubelskie) podziwiałem zadbane domostwa i ogródki, równe chodniki, piękne ronda - wiele z nich nosi imię Lecha i Marii Kaczyńskich... Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to częściowo dzięki Unii (i to nie Lubelskiej).

Zaś w sierpniu udaję się w Tatry. Oto oficjalne wyniki z Zakopanego: Andrzej DUDA - 50,74%, Rafał TRZASKOWSKI - 49,26%. To dotyczy oczywiście samego miasta Zakopane - górole, pnioki, ptoki i turyści.

Być może jako felietonista "abecadła" powinienem skomentować jakoś wybory prezydenckie. Odniosę się więc po góralsku, nie tyle do wyniku, ile do powyborczej radości zwycięskiego obozu:

Hej, posadzili bacę
Hej, na kamieni kupę,
Hej, obchodzili wkoło
Hej, całowali w czoło.

Mam powyborczy niesmak. Stąd tytułowy trampek w mordzie. Za moich czasów tak określało się uczucie, które pojawiało się po przebudzeniu, nazajutrz imprezy i było skutkiem zastosowania licznych i nadmiernych środków pobudzających.

Tak, w kampanii użyto rzeczywiście mocnych środków. Wspomnę, że Trzaskowski miał być zwolennikiem przymusowej eutanazji seniorów, miał zabrać 500 plus i przeznaczyć na "elgiebety", no i nie będą Niemcy wybierali nam Prezydenta.

Ja raczej skłaniam się ku przekonaniu, że prezydenta wybrał nam Jacek Kurski, który obecnie - po unieważnieniu pierwszego małżeństwa - został szczęśliwym małżonkiem kościelnym po raz pierwszy i przy okazji okazało się, że troje dzieci, które był spłodził wcześniej, jest nieślubne w sensie kościelnym.

Po ceremonii zaślubin, Państwo Młodzi udali się złożyć kwiaty do krypty Lecha Kaczyńskiego. Gdyby ta tradycja się przyjęła (w Związku Radzieckim nowożeńcy chodzili z kwiatami pod liczne pomniki Lenina), to czego jak czego, ale rond do składania kwiatów nie zabraknie.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!