Tato, gdzie jesteś?

Znane jest powiedzenie, że matka jest tylko jedna. No, ale przecież ojciec też jest tylko jeden. Chociaż czasem nie do końca wiadomo, który to jest. Dziewczyny czasem potrafią nieźle kombinować i przekonywać do ojcostwa kilku facetów. Ale tak naprawdę wielu ojców ma tylko sukces. Dziecko ma jednego.

Jeden jest też tylko dzień w roku, gdy ojciec ma święto. W tym jest równouprawnienie, bo Dzień Matki też jest tylko jeden. I obydwa dni wypadają w ten sam dzień tygodnia, w tym roku w czwartek. Trochę trudno świętuje się w środku tygodnia.

Wiem, że w USA obydwa te święta są ruchome i zawsze obchodzone w niedzielę. Dlaczego nikt w Polsce nie wpadł na pomysł, żeby zrobić tak samo? Czy wśród naszych posłów i senatorów nie ma ojców i matek? Czy nie chcieliby spędzić swego święta z dziećmi, mając wolny dzień? Oj, chyba nie powinnam takich pomysłów podsuwać, bo zaraz usłyszę dobrą nowinę: w Polsce ustanowione zostały dwa nowe dni wolne od pracy.

Mamy tych wolnych dni już dużo. A rząd zapowiada dodatkowe, właśnie dla rodziców. Mają być wydłużone urlopy rodzicielskie. To oczywiście bardzo dobrze, wychowaniem dzieci powinni się zajmować rodzice (oboje rodziców!), a nie żłobek. Pytanie tylko, na ile nas stać.

W Polsce urlopy "na dziecko" należą chyba do najdłuższych na świecie. Nie wiem, na ile aktualne mam dane, ale z tego co wiem, mamy urlop macierzyński (20 tygodni, z czego 6 tygodni przed porodem), urlop rodzicielski (ulega właśnie wydłużeniu do 41 tygodni) do wykorzystania do 6. roku życia dziecka, urlop wychowawczy (3 lata, bezpłatny, ale z gwarancją powrotu do pracy) i jeszcze urlop opiekuńczy (2 dni w roku, na dziecko do 14. roku życia).

Ciekawe zmiany dotyczą urlopu rodzicielskiego. Unia Europejska zażyczyła sobie, aby go równo podzielić pomiędzy obydwojga rodziców. Tatuś nie będzie go mógł oddać mamusi i odwrotnie. O ile wiem, ze względu na wyjątkowo długi urlop w Polsce będzie to oznaczać, że tatuś nie dostanie aż połowy, ale będzie się zajmował dzieckiem przez co najmniej 9 tygodni. I bardzo dobrze.

Na poprawę dzietności w Polsce nie ma chyba jednak co liczyć. Długie urlopy wcale nie skłaniają do powiększania rodziny. A może nawet wręcz przeciwnie. Spotkałam niedawno znajomą sprzed kilku lat i pytam tradycyjnie "co słychać?". Ona odpowiada, że nie wróciła do pracy, bo urodziła dziecko. Moje gratulacje przerwała jednak wyjaśnieniem, że urodziła prawie cztery lata temu.

Chwilę później zaczęła się tłumaczyć, że nie pracuje, bo "tak się zasiedziała". Pomyślałam, że skoro tak jej dobrze w domu, to powinna wykorzystać ten okres i pójść za ciosem. Gdy jednak wspomniałam o możliwości drugiego dziecka, znajoma niemal wybuchnęła śmiechem. "A skąd?! To za następne kilka lat gdzie ja bym do pracy poszła? Muszę się już teraz rozglądać". Muszę dodać, że przedtem pracowała jako kasjerka, więc przerwa w karierze nie powinna być dla niej problemem. Gdy wróci w końcu do pracy, tym trudniej będzie się jej zdecydować na następne dziecko.

Dla dzietności nie pomogło też 500+. I nie pomoże 700+, jeżeli prawdą się okaże to, że taka podwyżka jest planowana. Dla młodych małżeństw ważniejsze są żłobki, opieka pediatryczna i oczywiście mieszkania. A tu kredyty coraz droższe. Kto przy rosnących stopach oprocentowania zdecyduje się na kupno własnego M-3? Czy choćby kawalerki?

Przy tym wszystkim Dzień Ojca w czwartek wydaje się nieznaczącym problemem. Chociaż dla dzieci jest pewnie odczuwalny. Bo dobrze by było, żeby chociaż w to święto mogły ojca zobaczyć. A jak wypadnie mu coś w pracy, to laurkę dadzą mamusi, żeby przekazała, jeżeli będą już spały.

Dzień Ojca mógłby zostać nawet świętem narodowym, gdybyśmy dorobili się ojca narodu. Ale przez te 30 lat wolnej Polski słabo nam to idzie. Chociaż sama Polska osiągnęła wielki sukces, a przecież sukces ma ponoć wielu ojców.

Pierwszym mógł być Lech Wałęsa. Miał niemały udział w obalaniu komuny i został wielkim symbolem tego obalania. Ale jako ojca narodu jakoś naród nie chciał go zaakceptować. A po pięciu latach jego prezydentury wolał nawet dawnego komunistę. Nie żeby komunista nagle miał tym ojcem zostać. Ale 10 lat Aleksander Kwaśniewski był jednak chociaż "głową". Może nie tyle narodu, co głową państwa. Naród oszukał, że ma magistra, ale naród wybaczył i go na głowę wybrał.

Następny długo rządzący był Donald Tusk. Wielu miało nadzieję, że oto pojawił się wreszcie ojciec narodu. Ale pewnego dnia tata odszedł. Pojechał na Zachód do roboty, bo trafiła mu się nie lada fucha. Na Dzień Ojca kartki nie dostał, tzn. w dzień wyborów kartki wyborcze powędrowały do innego.

Jarosław Kaczyński rządzi równie długo co Tusk. Może nieformalnie, ale nikt nie ma wątpliwości, że rządzi. Przez moment rządził nawet formalnie, bo był wicepremierem. Ale właśnie ogłosił, że odchodzi. Zmiana stanowiska nie jest właściwie istotna, ale już tłumaczenie powodu nie pasuje do ojca narodu.

Powiedział, że miał odejść wcześniej, ale wybuchła wojna w Ukrainie. Teraz jednak stanął przed wyborem, co jest ważniejsze. Czy ma być dalej wicepremierem ds. bezpieczeństwa, bo tuż za granicą toczy się wojna, czy zająć się partią, bo zbliżają się wybory. Tak ten dylemat sam tak zdefiniował. I wybrał partię.

Polska to piękny kraj. Polacy to wspaniały naród. Ale jesteśmy sierotami. Wszystkim ojcom składam najserdeczniejsze życzenia.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!