Szpiedzy i podpalacze

Moje relacje z Polski są najczęściej zdominowane polityką. A przecież polityka nie wszystkich interesuje. Ja sama uważam, że jest wiele innych ciekawych tematów, na które warto podyskutować. Ale ostatnie kilka lat obfitowało w tak poważne tematy polityczne, że nie byłam w stanie ich pominąć.

Wiem, że część osób zmęczyła się już wiadomościami o kolejnych aferach i sporach politycznych. Sama czasem odczuwam takie zmęczenie. Ale wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, że o tych politycznych tematach jednak zapomnieć nie możemy. Bo nie są już tylko polityczne, ale dotyczą naszego bezpieczeństwa. Brzmi to patetycznie, ale jak można inaczej o tym mówić, gdy tuż za naszą granicą jest wojna, za drugą granicą strzelają do premiera Słowacji, a w Polsce ujawniają się szpiedzy.

Wybuchają też dziwne pożary, a przynajmniej niektóre z nich były wywołane na zlecenie rosyjskich służb. Taką przynajmniej informację przekazał nam premier Tusk. I żeby tylko na pożarach się skończyło. Szef polskiego rządu mówi, że dzieje się znacznie więcej niedobrych rzeczy. Nie może wszystkiego ujawnić, ale jego decyzje pokazują, że chodzi o bardzo poważne rzeczy. Na wzmocnienie polskiej granicy przeznaczył - uwaga - 10 miliardów złotych. Nie pamiętam tak olbrzymiego wydatku rządu, zarządzonego pojedynczą decyzją.

Głośno komentuje się powołanie komisji do zbadania wpływów rosyjskich. PiS przypina jej łatkę politycznej, ale jej członkami mają być eksperci, a nie politycy. I co najważniejsze, nie będzie obradować przed kamerami. Badać będzie ponadto okres ostatnich 20 lat, a więc najróżniejszych rządów. Zobaczymy, czy coś wybada.

Rządząca koalicja najwięcej podejrzeń ma oczywiście wobec rządów PiS. Nie tylko przez sędziego Szmydta, który był wtedy skutecznie chroniony, a po zmianie rządów zwiał na Białoruś. Tusk mówi o wielu innych sprawach, a z nazwiska wymienił już Macierewicza. Powiedział nawet, że wokół niego zaciska się pętla informacji. No, nie jest to odkrywcze. Facet rozwalił polski wywiad, rozbroił polską armię, swoim Misiem (Misiewiczem) uderzył nawet w siedzibę NATO. Nie potrzeba chyba żadnego geniuszu, żeby wiedzieć, z kim mamy do czynienia.

Politycy PiS też chcą się koncentrować na bezpieczeństwie. Doceniają zagrożenia. Do tego stopnia, że w dyskusji nie widzą już miejsca na nic innego. Gdy ktoś chce rozmawiać o stratach militarnych i ekonomicznych, jakie Polska poniosła w ostatnich latach, odpowiadają: nie mówmy już o tym. Jasne. Ważna jest przyszłość. Ale jak ktoś ci podpali dom, to do jego odbudowy nie bierzesz do pomocy podpalacza. Jak do ciebie przyjdzie, dzwonisz na policję.

A podpalacze ciągle działają. I nie chodzi mi o płonące budowle czy składy odpadów. Chodzi mi o podpalaczy Europy, a tacy zebrali się w Madrycie. Zjechali się z różnych państw wszyscy ci, którzy chcieliby Europę "reformować". Wielu z nich popiera wprost Putina. Niektórzy biorą nawet od niego pieniądze. I do takiego towarzystwa wysyła przemówienie nasz były premier Mateusz Morawiecki. Całe towarzystwo czuło się szczęśliwe, że ktoś taki ich popiera. W końcu to były premier sporego kraju. Zadowolony był na pewno także sam Putin. A Morawiecki? Pewnie chce być lepszy od Macierewicza.

W minionym tygodniu błysnął też prezydent Andrzej Duda. Po śmierci prezydenta Iranu, którego helikopter się rozbił, wysłał kondolencje. To zrozumiałe, dyplomacja tego wymaga. Ale czy musiał porównywać katastrofę w Iranie do katastrofy w Smoleńsku? Wyszło na to, że ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego porównał do Ebrahima Raisiego, którego nazywano "rzeźnikiem" za dokonywanie mordów na przeciwnikach. Adokat Giertych złośliwie poradził Jarosławowi Kaczyńskiemu, aby pozwał Dudę za zniesławienie brata.

Co ciekawe, prezydent nazwał tragedię w Smoleńsku katastrofą. Nie podpisuje się więc pod teoriami Macierewicza o wybuchach, zamachach i rozpylonej mgle.

Fala krytyki przykryła też innego prezydenta, tego mniejszego, bo prezydenta tylko Warszawy. Rafał Trzaskowski wydał zarządzenie mające zapewnić właściwe traktowanie wszystkich petentów w stołecznych urzędach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że to traktowanie ma oznaczać m.in. usunięcie symboli religijnych z pomieszczeń, gdzie petentów się przyjmuje. Natychmiast określono to akcją ściągania krzyży.

Formalnie, to Trzaskowski ma rację. Jest rozdział państwa od kościoła, a w Polsce są ludzie różnych wyznań, a także tacy bez żadnego wyznania. Pewnie ci, którzy najgłośniej krzyczą o ataku na religię, krzyczeliby jeszcze głośniej, gdyby przyszli do urzędu, w którym zobaczyliby muzułmański półksiężyc. Ja też nie czułabym się z tym dobrze. Ale równie słabo czuję się ze ściąganiem krzyża. Nie słyszałam, żeby były jakieś protesty w związku z jego obecnością w urzędach. Polska jest chrześcijańskim krajem, więc chrześcijański symbol jest dość naturalny w przestrzeni publicznej.

Symbole religijne pojawiają się w wielu krajach zupełnie oficjalnie. Prezydent USA, obejmując urząd, składa przysięgę z ręką na Biblii. A 12 gwiazd na fladze Unii Europejskiej były inspirowane koroną Matki Boskiej i jej wizerunkiem w otoczeniu takich gwiazd. Ojcowie założyciele europejskiej wspólnoty byli gorliwymi katolikami, a w przypadku jednego z nich, Roberta Schumana, trwa nawet proces beatyfikacyjny.

Oczywiście czym innym jest niefortunna decyzja Trzaskowskiego, a czym innym komentarze polityków PiS. Słyszałam już twierdzenia, że nie będzie można nosić łańcuszków z krzyżykiem. W podobnych bzdurach przoduje oczywiście przywódca, tzn. prezes partii. Jarosław Kaczyński opowiadał ostatnio, że "ta opcja europejska jest właśnie taka, zniszczyć religię, zniszczyć to, w co ludzie wierzą (...). Chcą z ludzi zrobić zwierzęta".

Słyszałam już, że Europa podobno każe nam jeść robaki. Teraz okazuje się, że będziemy zwierzętami. Prezes jak zawsze oskarża innych o to, co sam robił. Bo przez ostatnie osiem lat czuliśmy się rzeczywiście trochę nieludzko, żyjąc jak na "Folwarku zwierzęcym" Orwella.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!