Pisząc przed tygodniem, że dziennikarze złapali Karola Nawrockiego na kłamstwie w czasie debaty, byłam przekonana, że ta sprawa będzie miała ciąg dalszy. Ale ani ja, ani chyba nikt w całej Polsce nie spodziewał się, że wyjdą na jaw takie jej okoliczności. I że tłumaczenie będzie tak pogmatwane i ciągle się zmieniające, choć przecież kandydat PiS ma cały sztab wyborczy, który mógł przygotować jedną odpowiedź i jej się trzymać.
Przypomnę, że Nawrocki w czasie debaty stwierdził, że "tak jak zwykli Polacy", ma jedno mieszkanie. Ale dziennikarze Onetu sprawdzili księgi wieczyste i odkryli, że jednak ma dwa mieszkania. Złapali go na kłamstwie, chociaż trzeba przyznać, że nie miało ono wielkiego znaczenia. Wspomniałam o nim, ale dla mnie gorsza była wpadka z polską flagą.
Nawrocki postawił ją sobie na pulpicie w poprzedniej debacie, chełpiąc się, że "nigdy się z nią nie rozstaje". Tymczasem rozstał się z nią bardzo szybko, gdy tylko "zgasły światła", jak określił to jego kontrkandydat Rafał Trzaskowski. Nawrocki flagę zostawił, co wykorzystał Trzaskowski, zabierając ją i przynosząc na kolejną debatę.
Ale sprawa drugiego mieszkania okazała się bardzo rozwojowa. Sztab PiS mógł ją uciąć bardzo łatwo. Wystarczyło, żeby Nawrocki od razu się przyznał: No tak, mam jeszcze drugie małe mieszkanko, ale z niego nie korzystam, nie wynajmuję, nie mam z niego żadnych korzyści. Ludzie by to zrozumieli. Facet dobrze zarabia, zainwestował sobie w kawalerkę, a w kampanii nie chciał się nią chwalić.
Ale Nawrocki poszedł w inną stronę. Chciał się pochwalić, ale nie kawalerką, tylko tym, jaki jest szlachetny. I zaczął opowiadać, m.in. przez swoją rzeczniczkę, że dostał te mieszkanie "za opiekę", jak to się popularnie mówi. Bo jego sąsiadem był niepełnosprawny starszy pan, którym on się zaopiekował. Od lat mu pomaga, płaci za niego rachunki, dogląda, a że człowiek jeszcze żyje, to on tego mieszkania tak naprawdę nie ma. Nie ma do niego nawet kluczy.
Nawrocki znowu nie docenił dziennikarzy. Drążyli temat i pytali dalej, jak ta opieka wygląda. Kandydat na prezydenta przyznał, że na Boże Narodzenie "jak co roku" poszedł do pana Jerzego, ale w domu go nie zastał. Powiedział, że pytał sąsiadów (choć przecież sam miał być sąsiadem; Onet jednak ustalił, że mieszka w odległości 20 minut piechotą), ale nikt nie wiedział, co się z panem Jerzym stało. No cóż, trudno. Przez wiele lat się nim troskliwie opiekował, robił mu zakupy, kupował lekarstwa, ale trzeba się pogodzić, że któregoś dnia 80-letni pan nagle znika. Karol Nawrocki powrócił do swojej kampanii.
A dziennikarze nie. Twierdzą, że w ciągu kilkudziesięciu minut odnaleźli pana Jerzego. Gdzie? W domu opieki społecznej. Jest tam od ponad roku. Wygląda na to, że Karol Narocki przynosił mu do mieszkania zakupy, ale nie zauważył, że pan Jerzy ich nie zużywa. Bo tam już nie mieszka. Ciekawe, gdzie mu te zakupy zostawiał, skoro nie ma klucza.
Wtedy doktor Nawrocki przedstawił kolejną wersję. Od kilku lat jest szefem IPN, więc mieszka w Warszawie. Rzadko widuje nawet swoją rodzinę w Gdańsku, więc dla pana Jerzego już nie miał czasu. To zrozumiałe. Zostając prezesem poważnej instytucji, zobowiązania wobec jakiegoś staruszka już nie obowiązują. Niech radzi sobie sam. Pan prezes mógł jednak chociaż zawiadomić policję, że staruszek jednak chyba sobie nie radzi, bo drzwi nie otwiera. Może coś mu się stało?
Na szczęście nic mu się nie stało. Od lat jest pod opieką państwa. I to państwo płaci za jego pobyt w DPS, za wyżywienie, lekarstwa. Onet dotarł do kobiety, która była przez rok opiekunką (opłacaną przez państwo) pana Jerzego. Twierdzi, że Nawrockiego nigdy nie spotkała, a w ramach swojej pracy była u pana Jerzego codziennie po dwie godziny. I korzystając z państwowych pieniędzy kupowała mu jedzenie, lekarstwa i płaciła rachunki.
Sprawa "opieki" Nawrockiego stała się już tak rażąca, że PiS zwołał w końcu konferencję prasową. Nie po to, żaby bronić swojego kandydata. Po to, aby oskarżyć Tuska. To spisek służb specjalnych! - grzmiało trzech posłów PiS na konferencji. Bo skąd dziennikarze wiedzą o mieszkaniach?! Informację o ich posiadaniu Nawrocki podał w oświadczeniu, które jako prezes IPN musiał złożyć w Sądzie Najwyższym, a ABW je sprawdziła. Więc to na pewno ABW ujawniła wszystko dziennikarzom!
Onet odpowiedział spokojnie, że dane są w księgach wieczystych. Ale przewodzący konferencji Przemysław Czarnek widzi jednak spisek. Trzaskowskiemu kampania nie idzie, więc postanowili "odpalić akcję" w zmowie ze służbami. Nawrocki też musiał być w zmowie, bo to od jego kłamstwa zaczęła się "akcja". I jego brnięcia w opowieść o swoim szlechetnym wspieraniu "sąsiada".
Czarnek oczywiście podtrzymuje opowieść o szlachetnym kandydacie. A dlaczego kandydat przejął (teraz mówi, że kupił) mieszkanie staruszka? Czarnek dał prostą odpowiedź: "żeby nie był bezdomny". Nie żartuję. Tak to tłumaczy.
Skoro to taka szlachetność, to nie rozumiem, dlaczego Czarnek tak oburzył się ujawnieniem drugiego mieszkania Nawrockiego i historii z panem Jerzym. Nawrocki sam powinien się był tym pochwalić. On zresztą mówi, że "nie ma nic do ukrycia". Opublikował nawet oświadczenie majątkowe. Z 2021 roku, ale Czarnek oburzał się na pytanie, dlaczego nie najnowsze. "Przecież mam tu i z 2025 roku" - odpowiadał na konferencji pokazując plik papierów, zapewniając, że nie ma w nim nic nowego. Zapewniając, nie pokazując.
W jednej z kolejnych wersji (trochę się już gubię w której), Nawrocki mieszkanie kupił za 120 tysięcy złotych. Choć mówi, że do dziś nie traktuje mieszkania jako swego, umowę miał podpisać już w 2012 roku. Czarnek oburzył się na pytanie, skąd 30-letni wówczas Narocki miał 120 tysięcy. Poseł PiS wyśmiał dziennikarza, mówiąc że młodzi ludzie kupują mieszkania i za milion, bo tyle dzisiaj kosztują. Tyle, że młody Nawrocki nie brał wtedy żadnego kredytu, a jak sam stwierdził w wywiadzie dla Bogdana Rymanowskiego, "zarabiał skromnie".
Kolejne wyjaśnienia są jeszcze ciekawsze. Nawrocki tłumaczy, że pieniądze za mieszkanie przekazywał "na przestrzeni 14 lat". Bo jako zapłatę za mieszkanie liczy opłaty za czynsz, który płacił od 2012 roku, czyli od roku, w którym zagwarantował sobie, że to będzie jego mieszkanie. Ja też bym chciała kupić mieszkanie za pieniądze, którymi będę płacić w przyszłości czynsz. Swój własny czynsz, za kupione mieszkanie.
Rymanowski zapytał, czy Nawrocki może pokazać jakieś przelewy, którymi płacił za kupione w tak dziwny sposób mieszkanie. Odpowiedź kandydata na prezydenta: "nie idźmy w tym kierunku, żeby pokazać wszystkie przelewy". No tak, to bardzo niewygodne, więc nie idźmy.
Ciekawe jest też tłumaczenie, dlaczego tych 120 tysięcy Nawrocki nie przekazał od razu w 2012 roku. Przecież dzisiaj te pieniądze mają zupełnie inną wartość. Ja też chciałabym kupić mieszkanie po cenach z 2012 roku. Ale Karol Nawrocki tu też ma wytłumaczenie: "Przekazanie całej kwoty 120 tys. zł wówczas panu Jerzemu Z. byłoby zagrożeniem dla jego życia i zdrowia." Przyznaję, że opiekuńczość Karola Nawrockiego była ogromna. Przejął mieszkanie pana Jerzego, żeby nie był bezdomny, a nie zapłacił mu za nie od razu, żeby ten sobie krzywdy nie zrobił. Ze szczęścia pewnie.
A prawnicy zwracają uwagę, że na umowie z 2012 roku stwierdza się, że cała kwota za mieszkanie została już uiszczona. Nawrocki podpisał ten papier, co oznacza, że poświadczył nieprawdę.
Na koniec zostawiłam koronny argument PiS, przez który zapewne przeprowadzono konferencję prasową. Otóż poseł Czarnek pokazał wszem i wobec... testament pana Jerzego. W testamencie pan Jerzy miał własnoręcznie napisać: "przekazuję mój dobytek panu Karolowi Nawrockiemu". Nawiasem mówiąc, nie wiem, na jakiej podstawie Czarnek ujawnił nazwisko pana Jerzego, a następnie jego testament. Nie sądzę, aby uzyskał zgodę tego mężczyzny, którego stan świadomości jest podobny zły.
Ale przede wszystkim nie rozumiem, jaka w końcu wersja jest prawdziwa. Najpierw słyszeliśmy o jednym mieszkaniu. Potem, że drugie mieszkanie Nawrocki otrzymał "za opiekę". Potem, że jednak je kupił. A teraz okazuje się, że je po prostu dostał w testamencie (chociaż pan Jerzy żyje). Dlaczego od razu nie mógł powiedzieć, że je dostał od sąsiada? Zapomniał o testamencie? Po co te wszystkie opowieści o szlachetnym pomaganiu, a potem tłumaczenie jak przez lata płacił za mieszkanie?
Nie wiem, jaką ostatecznie wersję PiS będzie sprzedawał w telwizji Republika, bo wiadomo, że chodzi tylko o wytłumaczenie krętactw Nawrockiego własnemu elektoratowi. Nikt inny już chyba w nic nie uwierzy. Nawet jak okaże się, że Nawrocki jest wnukiem pana Jerzego. Chociaż ta wersja już jest właściwie wiarygodna. Oszustwa "na wnuczka" są w Polsce dobrze znane.