Ten tydzień był szczególny, bo obchodziliśmy Dzień Wszystkich Świętych. Słyszałam, że w USA praktycznie nie jest obchodzony, za to dzień wcześniej wszyscy bawią się na Halloween. W Polsce 1 listopada to wciąż duże święto i dzień wolny od pracy.
Nawet jestem trochę rozczarowana, że tylko jeden dzień. W tym roku 1 listopada przypadał we wtorek, więc byłoby super mieć wolny także poniedziałek. Długi, czterodniowy weekend pozwoliłby na wyjazd do rodziny i spędzenie trochę czasu razem. Jeden dzień wolny w środku tygodnia nie wystarcza, jeżeli na rodzinne groby trzeba jechać na drugi koniec Polski.
Całe szczęście jest internet. Po pandemii Covid-19 została nam przynajmniej jedna fajna rzecz - praca zdalna. Na ostatni poniedziałek zapisywał się na nią każdy, kto mógł. Z biura wszystkich wymiotło. Oczywiście wszyscy pracowali zdalnie, ale słabo to wyglądało.
Bo jak ma wyglądać, jak jedzie się do rodziny, często dawno nie widzianej, i trzeba rozłożyć się z laptopem. Pół biedy, jak do rodziców przyjeżdżają dorosłe dzieci, które nie mają jeszcze swojej rodziny. Ale gdy dzieci przyjeżdżają z własnymi dziećmi, w domu robi się tłoczno. Bardzo tłoczno. Rozkładanie wersalki nie wystarcza, trzeba dmuchać materace. Rano wszystko jest zwijane i trzeba znaleźć kąt na stanowisko pracy. Gorzej, kiedy szukających takiego kąta jest więcej. Przecież nie tylko ja pracuję zdalnie.
Nie wiem, jak firmy ocenią efekty pracy w poniedziałek przed 1 listopada. Ale ja mimo wszystko jestem zadowolona. Choć okazją do spotkania z rodziną jest wspomnienie zmarłych, atmosfera jest fantastyczna. Jest zupełnie inaczej niż wtedy, gdy okazją są jakieś chrzciny czy wesele. Wtedy wszystko kręci się wokół jednej osoby lub pary, wszystko trzeba podporządkować jednemu wydarzeniu, które "musi się udać".
Na 1 listopada trzeba tylko być. Posprzątanie grobu, modlitwa i zapalenie świeczek to żaden wysiłek. Jest za to dużo czasu na rozmowy, wspomnienia, ale i bliższe poznanie najmłodszych, dorastających członków rodziny. Więzi rodzinne czuje się wtedy najmocniej. Służy temu nawet zaduma nad grobami i wspominanie zmarłych. Bo to nasi wspólni przodkowie. A myśl o przemijaniu każe cieszyć się spotkaniem z najbliższymi. W moim odczuciu Święto Zmarłych jest najbardziej "ożywiającym" świętem.
Tuż przed tym świętem pojawiła się w ostatnich latach nowa tradycja. Halloween? No tak, to też. Na zbieranie cukierków dzieci namawiać nie trzeba. Chętnie podchwytują taki zwyczaj. Biegają po blokach od drzwi do drzwi, a nawet po osiedlach domków jednorodzinnych, choć tu nachodzić muszą się więcej. Bo oczywiście tylko w niektórych domach czekają na nich słodycze. Czasem drzwi otwierają nieco zdziwieni ludzie, co u ich progu robi gromadka dzieci.
Niestety, są też przypadki sporej niechęci wobec dzieci wołających "cukierek albo psikus". Nie słyszałam osobiście o przypadkach, aby ktoś przeganiał dzieci niezbyt wyszukanymi komentarzami. Najczęściej takie osoby w ogóle nie otwierają drzwi. Ale w rozmowach pomiędzy dorosłymi często słychać mocną krytykę święta Halloween. Taka krytyka stała się właśnie tradycją.
Co roku, przy okazji 1 listopada powraca dyskusja, czy obchodzenie Halloween, tuż przed Świętem Zmarłych, jest właściwe. Opinie są skrajnie różne. Nie brakuje oburzonych, że to "profanacja grobów" albo co najmniej niszczenie atmosfery powagi, towarzyszącej wizytom na cmentarzach. W drugiej skrajności są ludzie, którzy tych oburzonych nazywają "zacofanymi".
Ja jestem tam, gdzie chyba większość Polaków, tzn. gdzieś po środku. Przyznaję, że zbieżność dat nie jest szczęśliwa (chociaż pewnie wynika z wywodzenia się obydwu świąt z tej samej tradycji). Ale nie musi wcale oznaczać konfliktu.
Wszak Halloween obchodzą dzieci. To one zbierają cukierki, nawet jeżeli towarzyszą im dorośli. Malują twarze i przebierają się, choć w Polsce robią to tylko nieliczni. Stroje są bardzo prowizoryczne i w niczym nie przypominają tych, które oglądamy na amerykańskich filmach o Halloween. Pomalowane twarze są częstsze, bo też łatwiej o tego typu "przebranie".
Nie widzę problemu w tym, że dzień przed 1 listopada dzieci mają swoją zabawę. Śmiem nawet twierdzić, że to może pomóc dorosłym wprowadzić je w nastrój Święta Zmarłych. Mogą z nimi w naturalny sposób porozmawiać o "duchach", bez rozpoczynania "ciężkiej" dyskusji. W zależności od wieku dzieci, mogą poruszyć trudny temat śmierci, albo chociaż o niej tylko wspomnieć. Następnego dnia, dzieci mogą nieco lepiej zrozumieć wizytę na grobie cioci, dziadka czy prababci.
Jak zwykle, wszystko zależy od właściwego podejścia. Zamiast robić awanturę o dzieci bawiące się 31 października, lepiej zacząć kształtować charakter Halloween obchodzonego w Polsce. Nie musi być dokładnie taki sam, jak na amerykańskich filmach. Może być "wigilią" poważnego Święta Zmarłych. A dzieci przecież zawsze są dziećmi i chcą się bawić nawet 1 listopada. Dorośli są od tego, żeby zabawa niosła ze sobą coś pożytecznego.
Tego samego wymagałabym też od polityków i rządzących, niezależnie od tego, z której są partii. Bo zauważyłam, że oni nie mają problemu z następstwem świąt Halloween i Wszystkich Świętych. Swoimi działaniami ciągle nas straszą, jakby nieprzerwanie trwał Halloween. A jak w końcu wybuchnie afera, to mamy Wszystkich Świętych.