Święto i święte prawa

Byłam przekonana, że w tym tygodniu będę mogła spokojnie napisać o Święcie Niepodległości, oddając się radosnemu i podniosłemu nastrojowi. Trochę się obawiałam, czy Marsz Niepodległości, organizowany co roku w centrum stolicy nie zepsuje mi humoru, jak to już bywało. Ale tym razem było stosunkowo spokojnie, w każdym razie nikt nikomu mieszkania nie podpalił. Wypada powtórzyć: jak to już bywało.

Nastrój próbował zepsuć prezydent Karol Nawrocki. Przemawiając na święcie stwierdził, że nam rozkradają Polskę. Że są tacy politycy, którzy po kawałku oddają naszą suwerenność. Słyszałam opinie, że to było bardzo ostre wystąpienie, bardzo konfrontacyjne. Nawet niektórzy politycy PiS tak mówili. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że prezydent wypowiadał się bardzo delikatnie. O kimś, kto oddaje suwerenność Polski, po kawałku czy nie, ja bym powiedziała: zdrajca! A zdrajcom na pohybel!

No dobra, w Polsce nie ma kary śmierci. A ten pohybel to przecież dawne określenie szubienicy. Ale jeżeli pan prezydent wie o jakichś ludziach, którzy sprzedają naszą suwerenność, to zamiast krzyczeć o nich na pięknym święcie, i psuć nam humor opowieściami o zdrajcach, powinien natychmiast opowiedzieć o nich w prokuraturze. Nie wiem, czy wiecie, ale w Polsce obowiązuje prawo, że urzędnik państwowy, jeżeli wie coś o przestępstwie, musi zgłosić to organom ścigania. Musi. Jeżeli tego nie zrobi, sam popełnia przestępstwo.

Mieliśmy niedawno przykład, jak podejrzana o takie właśnie przestępstwo zaniechania poinformowania prokuratury, została druga osoba w państwie. Szymon Hołownia powiedział publicznie, że byli tacy, co namawiali go do przewrotu państwa. To znaczy, żeby nie dopuścił do zaprzysiężenia wybranego przez naród prezydenta. Ale tego nie zgłosił. Więc zgłosiła się do niego prokuratura, aby wypytać o co chodzi.

Panie prezydencie! Jest pan pierwszą osobą w państwie. Niech pan da przykład drugiej osobie, jak to się robi. Niech pan doniesie na zdrajców. Proszę się ich nie bać, ma pan dobrą ochronę.

Marsz Niepodległości był spokojniejszy niż w poprzednich latach. Ale chyba też i nieco mniej liczny. Miasto podało, że wzięło w nim udział 100 tysięcy ludzi, a organizatorzy - że 300 tysięcy. Tak duża rozbieżność wynikała pewnie z tego (zresztą jak zawsze), że w kłębach dymu trudno było ten tłum policzyć. Dym zaserwowali tradycyjnie uczestnicy, którzy odpalali race.

Wojewoda mazowiecki - zgodnie z polskim prawem o zgromadzeniach - wydał zakaz przynoszenia rac na marsz. Ale organizatorzy bardzo się na to oburzali, tłumacząc, że race są konieczne dla patriotyzmu. Jak można manifestować nie odpalając racy czy petardy?! No dobra, jest jakieś ryzyko, że paląca się raca wpadnie komuś - zupełnym przypadkiem - do mieszkania. Ale przecież dla Polski warto podjąć takie ryzyko.

Nawet hasło marszu brzmiało: "Jeden naród, silna Polska". Musi się coś palić, żeby pokazać, jacy jesteśmy silni. No i liczy się tylko jeden naród. Nie wiem, czy was to w Ameryce przekonuje. Bo mieszkacie w kraju, gdzie żyje niejeden naród, a kraj jest najsilniejszy na świecie.

W Polsce też mieszkają setki tysięcy ludzi narodowości innej niż polska. Samych Ukraińców jest ponad milion, a przecież są jeszcze Białorusini, Rosjanie, Słowacy, Czesi, Niemcy, a nawet Amerykanie. GUS szacuje, że w Polsce jest 2,5-2,8 mln obcokrajowców. I pewnie wielu z nich uczy swoje dzieci, aby nie zapomniały swoich korzeni. Tak jak wy uczycie swoje dzieci, że są Polakami, choć może urodziły się już w USA. Ale organizatorzy Marszu Niepodległości preferują "jeden naród".

Tyle o święcie. Następnego dnia wróciła szara rzeczywistość. A pan prezydent powrócił do walenia w rząd. Trzeba mu przyznać, że prawdę powiedział, iż "jest bardzo uczciwy" w swoich obietnicach wyborczych. Obiecywał, że będzie psuł wszystko, co tylko może (a nawet nie może, tzn. nie wolno mu tego robić) i to właśnie robi. W środę ogłosił, że nie wręczy nominacji dla 46 sędziów.

To jego kolejne "nie" w sprawie, w której tak naprawdę nie ma głosu. Nie podpisuje nominacji ambasadorów, podobnie jak jego poprzednik. Na święto niepodległości nie podpisał nominacji oficerskich dla 136 funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. A po święcie zapowiedział, że nie podpisze nominacji dla 46 sędziów.

Wydawałoby się, że ma prostą robotę. Ambasadorów musi znaleźć sobie rząd, oficerów muszą sobie wyszkolić służby, a sędziów musi prześwietlić Krajowa Rada Sądownictwa. Prezydent ma tylko zrobić dla nich uroczyste wręczenie nominacji. Uśmiechnąć się, powiedzieć kilka miłych słów, pogratulować i uścisnąć dłoń. Ale nie. On sobie wymyślił, że to on będzie wybierał pracowników rządu, służb czy sądownictwa. Chociaż wcale nie ma do tego prawa.

W sprawie nominacji oficerskich podobno obraził się, że "zaprosił" szefów służb na "odprawę", ale oni nie przyszli. Bo jemu służbowo nie podlegają i to nie on im może robić odprawy. Ale nie. On chce. I tupie nóżką, że oczekuje na przeprosiny. Nie wiadomo od kogo. Ja bym stawiała, że od jakiegoś swego doradcy, który wmówił mu, że jest szefem służb.

W sprawie nominacji sędziów sytuacja jest jeszcze bardziej niezrozumiała. Prezydent może odmówić jakiejś nominacji, jeżeli ma ku temu ważne powody i je przedstawi. W środę odmówił aż 46 nominacji. I co ciekawe, przedstawionych mu przez Krajową Radę Sądownictwa, której PiS i sam Nawrocki bardzo bronią, choć i polski Sąd Najwyższy i europejskie trybunały stwierdziły jej nielegalność.

Gdy piszę te słowa, nie ma jeszcze oficjalnego pisma od prezydenta, ale powody niepodpisania nominacji przedstawił sam Karol Nawrocki ustnie. Powiedział, że odmówił "tym sędziom, którzy kwestionują porządek konstytucyjno-prawny Rzeczpospolitej, tym sędziom, którzy słuchają złych podszeptów ministra sprawiedliwości pana Waldemara Żurka, który zachęca sędziów do kwestionowania porządku konstytucyjno-prawnego Rzeczpospolitej."

I tu znowu radziłabym złożenie zawiadomienia do prokuratury. Skoro wie o tym, że Żurek podżega do przestępstwa, prezydent jako urzędnik państwowy musi zawiadomić prokuraturę. Musi. Nie może natomiast samemu sobie rozstrzygać, kto łamie konstytucję, a kto nie. I za karę pozbawiać kogoś nominacji. Nie jest sądem, chociaż jak widać, chce być wszystkim - sądem, rządem, szefem służb i chyba królem.

Oczywiście wszystko to robi po to, aby uderzyć w rząd. Bo im gorzej funkcjonować będzie państwo polskie, tym lepiej dla niego i dla PiS. Oczywiście powołuje się ciągle na swoje "konstytucyjne prawo". Tylko trzeba ze swoich praw umieć korzystać. Tymczasem on uderza w państwo, to znaczy w nas, obywateli tego państwa. Może jeździć w kółko ulicami Warszawy bardzo wolno i je blokować - ma konstytucyjne prawo jeżdżenia gdzie chce. Tylko czy po to został prezydentem?

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!