Wszystko na tym świecie staje na głowie. Trudno się połapać, kto jest kim i o co mu chodzi. Lewica bierze się za sprawy religijne. Oczywiście znana jest z takiej działalności, ale dotychczas oznaczało to na przykład, że bierze się za religię w szkołach. Albo przekonuje, że wszyscy księża to pedofile, a przynajmniej homoseksualiści. Oburzając się jednocześnie, że ktoś (ktoś?) sugeruje, że homoseksualista to od razu pedofil.
Lewicowi politycy chętnie też oskarżali Kościół, że wtrąca się w sprawy państwowe, a mamy przecież rozdział Kościoła od państwa. Jak się wtrącali? Bo na kazaniach księża głosili, że aborcja to grzech. Jak mogli?! Przecież aborcja to sprawa państwowa, więc księża niech się nie wypowiadają. Dlatego pani poseł Wielgus poszła na mszę do kościoła, żeby stanąć przed ołtarzem z hasłami proaborcyjnymi. Tu rozdział państwa od Kościoła nie był już ważny.
Ale lewica najwyraźniej postanowiła się nawrócić. I w ramach pokuty zrobić coś dla chrześcijan. Chce im przedłużyć święta Bożego Narodzenia. Lewicowi eksperci uznali, że dwa dni wolne na uczczenie narodzenia Jezusa Chrystusa to za mało. Przecież do tak ważnego święta trzeba się przygotować. Jak takie dni wypadną w środku tygodnia, to Wigilia jest dniem pracującym. O nie! Lewica nie zgadza się na takie potraktowanie chrześcijańskiego święta. Proponuje, aby dzień przed Bożym Narodzeniem, a więc 24 grudnia, był także dniem wolnym.
Posłowie lewicy okazali się najbardziej religijni ze wszystkich. Nikt do tej pory nie wpadł na to, aby świętować już dzień przed świętami. Nawet pobożni posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Ani konserwatywni posłowie PSL. Propozycję ogłosiła natomiast poseł Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Zapewne nie przez przypadek jest to ta sama osoba, która ma z ramienia lewicy kandydować na prezydenta. Przyda się jej dobry program. A kto powie, że program wprowadzenia kolejnego dnia wolnego od pracy jest zły?
Zastanawiam się tylko, czy pani poseł każe też chrześcijanom iść w ten nowy wolny dzień do kościoła. I niech biskupi nie próbują nikogo przekonywać, że święta Bożego Narodzenia zaczynają się od Pasterki, czyli od Bożego Narodzenia. Narodzenia Dzieciątka Jezus. Niech się nie wtrącają, bo to jest sprawa stricte państwowa, a mamy przecież rozdział państwa od Kościoła.
Znalazł się jednak ktoś, kto uznał pomysł święta w Wigilię za zły. Nie powiedział tego wprost, zaznaczył tylko, że jak mamy świętować w Wigilię, to powinniśmy popracować w jakiś inny dzień, który teraz jest wolny. Poseł-ekonomista Ryszard Petru zauważył, że każdy wolny dzień kosztuje gospodarkę 6 mld złotych. Poza tym są branże, które na każdy dzień w grudniu liczą znacznie bardziej niż na jakikolwiek inny. To są na przykład sklepy, szczególnie z zabawkami, ale też innymi towarami kupowanymi na prezenty, no i oczywiście sklepy spożywcze.
Inni politycy też nie wybuchnęli entuzjazmem, więc wolnej Wigilii raczej nie będzie. Święta rozpoczniemy w Boże Narodzenie, co może dla lewicy wydać się dziwne. Religii nie lubi, to może nie wie, że w te święta chodzi o Boże Narodzenie dosłownie. To nie jest tylko taka sobie nazwa. Pewnie, że w Wigilię fajnie byłoby mieć wolne, ale przygotowania do świąt i tak trzeba rozpocząć znacznie wcześniej. Przydałby się cały tydzień wolny.
Wszystko staje na głowie. Lewica chce urządzać chrześcijanom święta, tymczasem znany ksiądz ma zarzuty prokuratorskie o bardzo poważne przestępstwa. Michał O. jest znany, bo swego czasu wypędzał z ludzi demona weganizmu. Używał przy tym salcesonu, dzięki czemu był jeszcze bardziej znany.
Ale prokuratura zainteresowała się nim z innego powodu. Twierdzi, że w ustawionym przetargu dostał prawie 100 mln złotych, które miały być przeznaczone na budowę ośrodka dla ofiar przemocy. Ale ksiądz wydawał je jak chciał. Ośrodek, który budował miał być chyba konkurencją dla Radia Maryja, bo były w nim liczne studia nagraniowe. Natomiast 13 mln zł było wydane na jeszcze inne cele. Restauracje, hotele, przejazdy, a jeden milionik trafił do... producenta skarpetek.
Są jednak tacy, którzy doceniają inwestycję w skarpetki. Księdza O. wspierali m.in. premier Mateusz Morawiecki i super biznesmen i władca Orlenu Daniel Obajtek. Gdy O. został aresztowany, zapewniali o jego uczciwości. Aby mógł na wolności oczekiwać na proces, 350 tys. zł wpłacił za niego zakon, którego jest członkiem. Razem z księdzem aresztowano w tej sprawie dwie urzędniczki. Poręczenie majątkowe za każdą z nich wynosiło tyle samo, to znaczy po 350 tys. zł. Wpłacił je przedstawiciel ich politycznego zakonu, to znaczy Michał Rachoń, znany z walki o dobre imię PiS jako dawny pracownik TVP.
To miłe, że działacze PiS nie zapominają o swoich ludziach i są gotowi wysupłać na nich nawet znaczące kwoty. Dziennikarzy zainteresowało jednak, skąd mają tak znaczące kwoty, bo przecież Rachoń wpłacił aż 700 tysięcy złotych. Na pytanie skąd mają tyle pieniędzy, odpowiedzią błysnął (jak zawsze) poseł Marek Suski: "Z konta" - wyjaśnił. No, wszystko jasne. Muszę zajrzeć na swoje, może też mam 700 tysięcy do wydania na przyjaciół.
Na koncie ma też sporo zapewne Paweł Szopa. W czasach rządów PiS, jego firma Red Is Bad dostała zlecenia na kwotę pół miliarda dolarów. Nie byłoby to może aż tak niezwykłe, gdyby pan Szopa miał jaki duży koncern, produkujący coś, czego akurat potrzebuje Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. Bo stamtąd dostawał zamówienia, na przykład na maseczki medyczne, albo generatory prądu. A Red Is Bad handlowała akurat... koszulkami. Ale skoro wszystko stoi na głowie, a za generatory za kilkadziesiąt milionów można było dostać 350 milionów od rządu, to Szopa w interes wszedł. Tym bardziej, że jego koszulki z dumą nosił nawet pan prezydent Duda, a premier Morawiecki odwiedził jego sklep.
Szopa w interes wszedł, a nawet wdepnął. Na tyle głęboko, że jak zainteresowała się nim prokuratura, musiał od tego wszystkiego odpocząć. Pojechał się zrelaksować na Karaiby, do Dominikany. Zbiegiem okoliczności, do kraju, który nie ma z Polską umowy o ekstradycji. Specjalista od koszulek i generatorów nie wiedział jednak, że brak umowy nie oznacza braku możliwości ekstradycji. Gdy został w Dominikanie aresztowany, jego obrońca stwierdził, że to było zupełnie niepotrzebne. Bo pan Szopa właśnie wybierał się w podróż do Polski. Czemu więc bronił go przed ekstradycją? Bo wszystko stoi na głowie.
Jednak najbardziej do góry nogami jest postać Antoniego Macierewicza. Facet, który rozwalał polską armię, wstrzymywał wszelkie dla niej zakupy czy tłumaczył na język rosyjski listę polskich agentów, pełnił funkcję ministra obrony. Trudno się połapać, kim on tak naprawdę jest. Przekonywał też o rozpylonej mgle w Smoleńsku, wybuchach w rozbitym tupolewie i morderczym spisku Tuska z Putinem. Teraz okazało się, że to on współpracował z co najmniej dwoma Rosjanami, o których nic nie wiadomo, bo Macierewicz nie poinformował zawczasu polskiego kontrwywiadu o swoich z nimi kontaktach. Komisja badająca jego działalność oskarżyła go m.in. o zdradę dyplomatyczną.
Macierewicz postanowił przebić samego siebie. Ma kolejne wyjaśnienie na katastrofę smoleńską. To już nie Rosja dokonała zamachu. Ten facet stwierdził, że to Rosja i Niemcy (!) wspólnie uznały, że trzeba zamordować prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Znowu wszyscy są przeciwko nam - i Wschód, i Zachód. W tym także NATO, bo Niemcy są członkiem tego paktu niemal od początku, tzn. od 1955 roku. To Amerykanie też pewnie spiskują przeciwko nam.
Zastanawiam się jednak, dlaczego Rosja i Niemcy, a może jeszcze inni wspólnicy z NATO, zamordowali tylko Lecha Kaczyńskiego. Wszak Andrzej Duda z dumą opowiada, że kontynuuje tę samą politykę. To czemu na jego życie już nikt nie nastaje? Bo na szczęście żadnych zamachów nie było. Pewnie u nich też wszystko stoi na głowie.