Pogrzebem brytyjskiej królowej ekscytował się podobno cały świat. Mnie aż tak nie ruszył, ale trudno było ominąć to wydarzenie, nawet sprawnie manewrując pilotem i wybierając przeróżne kombinacje cyferek oznaczające kolejne kanały. Wszędzie ta sama, wielka, ogromna uroczystość.
Siłą rzeczy i ja chwilę to oglądałam. Podziwiając bogatą oprawę i zjazd osobistości z całego świata zastanawiałam się, kto w Polsce mógłby tak zjednoczyć ludzi. Oczywiście nie z całego świata, ale chociaż z naszego kraju. Kiedyś mieliśmy papieża. Pogrzeb Jana Pawła II pogodził Wałęsę i Kwaśniewskiego. Nawet kibole spod różnych barw zadeklarowali rozejm.
A dzisiaj? Śmierć prezydenta Polski i wielu innych osób polskiej elity nikogo nie połączyła. Przeciwnie, stała się pretekstem do dzielenia społeczeństwa, oskarżania o morderstwo, zdradę i rzucania innych oszczerstw na politycznych przeciwników. Dobrze, że świat nie transmituje tego tak, jak pogrzebu królowej Zjednoczonego Królestwa.
Nasze królestwo nie jest zjednoczone, ale swoje uroczystości ma. Nie zaprasza się na nie wszystkich, tak jak na pogrzeb królowej nie zaproszono Putina i Łukaszenki. Bo z mordercami się nie świętuje. Na uroczystość otwarcia przekopu Mierzei Wiślanej zaproszono tylko patriotów. Bo przekop "to wielkie zwycięstwo Polski, patriotów, wszystkich tych, którzy rozumieją słowo suwerenność". Wiem, bo tak powiedział prezydent Andrzej Duda, a ja słuchałam go, jak przemawiał na otwarciu przekopu. Dobrze, że mamy patriotów, którzy potrafią kopać.
Szkoda jednak, że nie mamy ekspertów, którzy są patriotami. Tak się jakoś składa, że polscy eksperci nie wykazują się patriotyzmem. Po katastrofie smoleńskiej nie chcieli powiedzieć, że na nagraniach słyszeli wybuchy i że doszło do zamachu. Gdy PiS zablokował budowę elektrowni wiatrowych, niepatriotycznie twierdzili, że prąd z wiatru jest lepszy niż z węgla. POLSKIEGO węgla. Nie rozumieli, że takie elektrownie wiatrowe to wymysł Zachodu, a nam nie są one potrzebne.
Potrzebna była natomiast elektrownia na węgiel w Ostrołęce. Pewnie przez krytykę nie-patriotów trzeba było zburzyć wszystko, co zostało zbudowane, choć kosztowało to już półtora miliarda złotych. Dlatego w przypadku Centralnego Portu Lotniczego rząd jest już ostrożniejszy. Choć projekt "rozwija się" od kilku lat, niczego się nie buduje. Bo niepatriotyczni eksperci znowu marudzą, że inwestycja nie ma ekonomicznego sensu.
Cóż więc dziwnego, że eksperci znów nie zrozumieli wagi kolejnego projektu, jakim był przekop Mierzei Wiślanej. Beznamiętnie powtarzali, że kanałem do Elbląga popłyną tylko nieliczne i w dodatku niezbyt duże statki. Że koszty będą niewspółmiernie duże w stosunku do zysków. Że inwestycja nigdy się nie zwróci.
Przez chwilę myślałam, że eksperci mieli rację. Projekt miał kosztować 880 mln złotych i miał się zwrócić już na etapie budowy. Przy okazji przekopu miały być wydobyte pokłady bursztynu, wartego podobną kwotę, jak koszt inwestycji. Bursztynu nie ma, jest za to większy koszt. Przekop pochłonął 2 miliardy, a potrzeba jeszcze 100 milionów na pogłębienie toru wodnego. I pogłębiać go będzie trzeba stale, bo tor będzie się zamulał.
Na szczęście wysłuchałam przemowy pana prezydenta na uroczystości otwarcia przekopu. I dowiedziałam się, że inwestycja już przynosi zyski! Jak? Podobno działki wzdłuż szlaku wodnego do Elbląga drożeją. Ja się na ekonomii nie znam, więc nie rozumiem dlaczego drożejące działki to zysk. Nie rozumiem też zresztą dlaczego one drożeją. Czy ludzie liczą, że te ogromne, pełnomorskie statki płynące do Elbląga będą się przy tych działkach zatrzymywać? Powstanie McDonald's? A może będą przyjeżdżać turyści, żeby te statki pooglądać?
Na ekonomii się nie znam, ale pamiętam, że działki drożały też w okolicy Strykowa. To mała miejscowość, gdzie krzyżują się dwie autostrady: prowadząca z północy na południe A1 i prowadząca ze wschodu na zachód A2 (właściwie dzisiaj to raczej: prowadząca z zachodu na wschód, bo w tym kierunku obecnie zmierzamy). Dziś te działki przy skrzyżowaniu autostrad wyglądają tak samo - pola i nieużytki. Tyle, że słychać hałas pędzących samochodów.
Pan prezydent wyjaśnił natomiast, dlaczego wielkie statki popłynąć przekopem nie mogą. Bo to w ogóle nie o to chodzi. "Nie chodzi o to, czy tu będą mogły przepływać największe statki" - powiedział Andrzej Duda. Po co więc wydaliśmy 2 miliardy? "Chodziło o to, by ta droga symbolicznie była otwarta, by nie trzeba było pytać o zgodę kraju, który nie jest nam przyjazny" - wyjaśnił prezydent.
Pięknie powiedział. Ale mógł się posłużyć gotowym tekstem, który Polacy już znają od 1980 roku. Wtedy to powstał film "Miś" i ów tekst (pozwoliłam sobie zastąpić słowo "miś" bardziej pasującym słowem "przekop"): "Wiesz co robi ten przekop? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeńnstwa. To jest przekop na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym przekopem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!"
Pan prezydent nie zapewnił, że to nie jest ostatnie słowo, ostatnia inwestycja. Ale stwierdził, że jest JUŻ drugą. A jaka była pierwsza? Program 500+. Nie znam się na ekonomii, ale wiem, że rozdawanie pieniędzy nie jest inwestycją. Za to przypomina mi się jeszcze jedna maksyma Ryszarda Ochódzkiego z "Misia", który tłumaczył "po co jest ten miś": "Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach". Maseczki i respiratory to był pikuś, bo to były tylko miliony. Teraz mamy przekop za dwa miliardy.