Muszę dziś zacząć od pochwalenia posłów Prawa i Sprawiedliwości. W tak gorącej atmosferze politycznych sporów potrafią jednak odnosić się do swoich przeciwników z szacunkiem. Zauważyłam to przynajmniej w przypadku ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Politycy PiS, nawet go krytykując, oddają mu cześć za jego zasługi w budowaniu wolnej Polski. Nieustannie przypominają, że po obaleniu komuny pracował w Urzędzie Ochrony Państwa i to w bardzo wysokiej randze pułkownika. Dlatego mówią o nim, nie zapominając o dodaniu oficerskiego tytułu, pułkownik Sienkiewicz.
Inna sprawa, że szeregowcy i kaprale nie mają wyboru. Muszą oddać honory oficerowi. Najbardziej podlizuje się w tym Mariusz Błaszczak, wymieniając stopień Sienkiewicza nawet kilka razy w jednym zdaniu. Może to dlatego, że wcześniej był ministrem obrony. Ale nie wiem, jaki ma stopień wojskowy i czy w ogóle ma. Może był niezdolny do służby? Bo do bycia ministrem obrony z całą pewnością był niezdolny.
Ale do oficerów szacunek ma. Wystarczy przypomnieć, jak traktował generałów. Szczególnie wtedy, gdy trzeba było znaleźć winnych tego, że ruska rakieta spokojnie leżała w środku Polski przez pół roku. Wtedy docenił, że cała odpowiedzialność za działania (a raczej ich brak) spoczywa na generałach. On, jako ich cywilny zwierzchnik nic wiedział, nic nie może. Do działania niezdolny. Nic dziwnego, że z podziwem mówi o Sienkiewiczu "pułkownik".
Zachowanie szacunku jest pewnie trudne, biorąc pod uwagę fakt, jak rząd traktuje teraz opozycję. To prawdziwy reżim. Delikatnie, a więc znowu z szacunkiem, zwrócił na to uwagę Mariusz Kamiński, jeszcze przed osadzeniem go w więzieniu. Było to w brawurowym wystąpieniu na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego, gdy odważył się tam pokazać, choć ścigała go już policja. Pan Kamiński stwierdził, że policja była u niego w domu już rano. Jak zauważył, "odnosimy wrażenie, że chciano uniemożliwić nam spotkanie z prezydentem".
Skandal. Jak można ścigać skazańca, gdy ten wyraził ochotę spotkania z prezydentem?! Czy tak się postępuje w praworządnym kraju. To sprawa polityczna. Bo czy innych skazańców traktuje się w ten sam sposób?! Jeszcze nie słyszałam, aby zamykali w więzieniu kogoś, kto akurat ma spotkanie z prezydentem kraju. A Kamińskiego i Wąsika zamknęli.
Jestem przekonana, że inni więźniowie są oburzeni, że tak "krystalicznie uczciwych" ludzi - jak ich określa prezydent Andrzej Duda - wsadza się za kraty. Więźniowie będą pewnie teraz w geście solidarności protestować. Przecież miejsce niewinnych ludzi nie jest w więzieniu. W dodatku, jak się ich tam traktuje! Kamiński poskarżył się żonie, że jest mu zimno. Reżim Tuska zapewne wyłączył mu klimatyzację. Może inni więźniowie przygarną ich do swojej celi, ciepłej i przytulnej.
Ale zimno jest nie tylko więźniom. Jak reżim, to na całego. Marznie także żona Macieja Wąsika, Roma. W TV Republika poskarżyła się, że nie wie, jak zwiększyć w domu ogrzewanie. Zawsze robił to mąż, którego Tusk wsadził za kratki. A ona biedna, samotna kobieta marznie teraz w pustym domu. Skąd ona ma wiedzieć, jak się włącza ogrzewanie? Zrobiła doktorat z chemii, a nie z kaloryferów. Na szczęście są w Polsce dobrzy ludzie, którzy jej współczują. W internecie pojawiły się już instrukcje, jak poruszyć pokrętłem termostatu.
Dobrzy ludzie nie zapominają o znajomych przestępcach. Uruchomili nawet zbiórkę pieniędzy na ich rzecz. To zrozumiałe, przecież będąc za kratkami nie będą mogli kraść. Skąd więc mają wziąć pieniądze na życie? Żony nie zarobią. Roma posiada wprawdzie doktorat, ale z jej umiejętnościami na wiele liczyć nie może. Żona Kamińskiego Barbara też nie jest zdolna do pracy. Została wprawdzie sędzią, ale z mianowania PiS. Teraz jest na zwolnieniu lekarskim. Już od października nie może się wyleczyć. Ale jest nadzieja, że jednak to nic poważnego, bo w demonstracjach bierze aktywny udział.
Ostatnią deską ratunku był syn Kamińskiego Kacper. Pracował w Banku Światowym, ale wredny reżim Tuska zabiera mu tę posadę. Zresztą to i tak było tylko pół miliona pensji rocznie. Tyle, co na waciki.
O przyjaciół za kratami walczy też prezydent. Tyle że i tu umiejętności by się przydały. Też ma doktorat, i to z prawa, ale te prawnicze terminy mu się ciągle mylą. Zamiast podjąć decyzję o ułaskawieniu, mówi, że ich uniewinnił. Gdy minister sprawiedliwości Adam Bodnar dopatrzył się, że prokurator krajowy nie został prawidłowo powołany, prezydent protestuje, aby prokuratora nie odwoływać. A nie o to tu chodzi - nie można odwołać kogoś, kto w ogóle nie został powołany.
Prezydentowi pomyliły się też procedury ułaskawienia. Gdy Kamiński i Wąsik zostali już prawomocnie skazani i prezydent mógł ich w końcu ułaskawić, Andrzej Duda... wszczął postępowanie ułaskawiające. Po ułaskawieniu skazani od razu wyszliby na wolność. A postępowanie to długotrwała procedura, która najczęściej trwa wiele miesięcy.
Zupełnie inaczej potraktował Magdalenę Ogórek i Rafała Ziemkiewicza. Pracownicy TVP zostali skazani na grzywnę i obowiązek przeprosin kobiety, na którą szczuli w swojej telewizji. Prezydent ich od razu ułaskawił. Tak się traktuje prawdziwych przyjaciół, którzy plują w tę samą stronę.
Prezydent pomylił się też w 2016 roku. Gdy wpłynął do niego wniosek od pewnej emerytki o ułaskawienie, od razu go oddalił. Dlaczego to pomyłka? Bo wytłumaczył jej, że musi czekać na prawomocny wyrok. A przecież kilka miesięcy wcześniej ułaskawił Kamińskiego i Wąsika nie czekając na taki wyrok. Znaczy, gdzieś się pomylił.
Mylił się też w swojej opinii, którą wyznał w jednym z prezydenckich wywiadów. Przekonywał, że dwoje dobrze znających się prawników, których w sądzie dotyczą wspólne sprawy, nie mogą spotykać się prywatnie. Teraz już wie, że mogą, bo sam udał się prywatnie do domu dawnej koleżanki, Małgorzaty Manowskiej. Chociaż ta akurat jest I prezesem Sądu Najwyższego i akurat oceniała jego ułaskawienia jako legalne.
Na szczęście oprócz mylącego się ciągle prezydenta, Kamiński i Wąsik mają obrońców więcej. Walczą o nich politycy PiS. Jak? Przyprowadzili ich na posiedzenie Sejmu. Nie dosłownie, bo panowie siedzą. Ale w ławach poselskich siedzą ich kartonowe postacie. Prawo i Sprawiedliwość uczciło kartonowych posłów śpiewając hymn Polski.
To zresztą nie było pierwsze wmieszanie świętości w obronę skazańców. Oprócz odśpiewania hymnu ku czci przestępców, PiS wyświetlił ich wizerunek - w czasie ubiegłotygodniowej demonstracji - na pomniku upamiętniających żołnierzy Armii Krajowej.
Przypomina się hasło, które politycy Prawa i Sprawiedliwości często mieli na ustach: "Bóg, honor i ojczyzna". Chciałoby się je teraz powtórzyć w nieco zmienionej formie: "Mój Boże, gdzie oni mają honor, żeby tak ojczyznę traktować".