Pozorna cisza wyborcza

Doczekaliśmy się wyborów prezydenckich. Od razu wszystkich uspokoję, że nie będę agitować, na kogo należy głosować. Kto czytuje moje felietony, pewnie domyśla się, gdzie leżą moje sympatie. Może nie wskażecie mojego faworyta, bo sama do końca się zastanawiałam, kogo wybrać. Ale na pewno wiecie, na kogo z pewnością nie będę głosować.

Ale dziś już nikogo nie będę przekonywać. Żadnego z kandydatów krytykować czy wytykać mu grzeszków. Odpocznijmy od rzucanych we wszystkie strony oskarżeń, od powtarzanych sloganów i całej tej politycznej papki. Weźmy głęboki oddech, posłuchajmy dobrej muzyki, odprężmy się i do wyborów pójdźmy ze świeżą głową.

Oczywiście ja tutaj od polityki nie ucieknę. W końcu wybory prezydenckie to bardzo ważne wydarzenie. Mamy zdecydować, kto będzie głową państwa. Ale agitacji nie będzie. Robię sobie ciszę wyborczą. Ale o tej ciszy chcę napisać parę słów.

Wiem, że w Stanach Zjednoczonych tego nie macie. Agitacja trwa do ostatniej chwili. Dopóki głosu nie oddałeś, można cię jeszcze przekonać. W Polsce już w ostatni dzień przed wyborami obowiązuje cisza wyborcza. Oznacza, że nie można przekonywać do głosowania w określony sposób, ani do nikogo zniechęcać. W praktyce oznacza to znacznie więcej, niż tylko zakaz haseł w stylu "głosujcie na...". Nie można rozpowszechniać informacji, które mogą być potraktowane jako zachęcanie lub zniechęcanie.

To bardzo trudny dzień dla mediów. Po wielu tygodniach kampanii wyborczej, gdy ważną wiadomością było nawet to, co kandydat zjadł na śniadanie, nagle nie ma o czym mówić. Nawet jak kandydat przy tym śniadaniu się zakrztusi, to strach o tym wspominać. Bo to może być agitacja. Na przykład zniechęcanie, bo wytykanie mu, że jest ofermą, nawet jeść nie potrafi. Albo może przeciwnie, to zachęcanie. Bo wzbudza współczucie, że taka krzywda go spotkała. Poświęca się dla Polski, kandyduje, aż się z tego poświęcenia dławi.

Nie zazdroszczę wydawcom telewizyjnym i radiowym. Na każdą wiadomość muszą zareagować i to szybko. Muszą ją odpowiednio sklasyfikować i oprawić tak, aby nie była agitacją. Gazety mają łatwiej. Cykl wydawniczy jest dłuższy. W przypadku tygodnika w ogóle nie ma się czym przejmować. Jeżeli tylko nie jest wydawany akurat w dniu ciszy wyborczej, może sobie agitować.

I tu się ujawnia słabość przepisu o ciszy wyborczej. Jak ktoś włączy w sobotę przed wyborami telewizor, to agitacji nie usłyszy (przynajmniej nie powinien, a jak będzie, zobaczymy). Jak kupi dziennik wydany tego dnia, to też nikt go nie będzie próbował do niczego przekonywać. Ale jak kupi tego dnia tygodnik, to może da się jednak przeciągnąć na drugą stronę, bo tam agitacja jest dozwolona. Tygodnik został wydany jeszcze przed ciszą.

Jeszcze ciekawiej jest z portalami internetowymi. Codziennie publikują informacje dotyczące kandydatów, ale w ciszy wyborczej muszą przestać to robić. Tyle że wszystkie teksty już opublikowane nie znikają. Wciąż można je na tych portalach przeczytać. Moje felietony też są dostępne na abecadlo.com. I na pewno nie stroniłam w nich od informacji o różnych kandydatach i ich partiach.

A jak w ogóle potraktować polskie portale zagraniczne? Nasze abecadlo.com wydawane jest w USA, ale setki osób czytają je także w Polsce (widać to po lokalizacjach, gdzie na stronę wchodzą jej użytkownicy). My nikogo w sobotę nie będziemy agitować, ale problem jest w drugą stronę. W USA będziecie głosować już w sobotę, więc cisza wyborcza powinna obowiązywać już w piątek. Ale w piątek polskie portale internetowe będą jeszcze pełne informacji o kandydatach.

Cisza wyborcza nie sprawdza się nie tylko w mediach. Politycy reklamują się na billboardach, tablicach ogłoszeniowych, banerach wieszanych na ogrodzeniach, płotach i gdzie tylko się da. W sobotę zaczyna obowiązywać zakaz reklamowania kandydatów, ale billboardy będą dalej stały. Tablice ogłoszeniowe dalej będą oblepione podobiznami chętnych do funkcji prezydenta. Na ogrodzeniach wciąż wisieć będą banery z ich zdjęciami i hasłami.

Ściągać ich nie trzeba. Może dlatego, że są ciche? Politycy z plakatów nic do nas nie mówią, więc ciszy wyborczej nie łamią. Niech sobie wiszą. Ale tu znowu nasze prawo jest niekonsekwentne. Bo zaraz po wyborach każe wszystkie te polityczne reklamy ściągać. Skoro banery nikomu nie przeszkadzają nawet w czasie ciszy wyborczej, to w czym szkodzą po wyborach?! Słyszałam nawet o karach dla sztabów wyborczych, które nie zdjęły wszystkich swoich transparentów w przewidzianym prawem terminie.

Zastanawiam się, co w ogóle ma nam dać ta cisza wyborcza. Może ktoś ją kiedyś wymyślił, aby wybory przebiegały w kulturalnej atmosferze, bez nachalnego narzucania się osobom, które idą głosować. Ale dziś kultura z polityką się już w ogóle nie kojarzy. Więc jeżeli musimy znosić tę niekulturalną politykę przez wiele tygodni kampanii wyborczej, to myślę, że jeden dzień dłużej też dalibyśmy radę.

Z drugiej strony, również agitacja w ostatniej chwili chyba niczego nie zmienia. Badania pokazują, że ludzie nie podejmują decyzji, na kogo będą głosować, ostatniego dnia. A tak na mój babski rozum (w czym jest gorszy do chłopskiego?), to już na pewno nie dotyczy to wyborów prezydenckich.

Przy wyborach parlamentarnych wiele osób idzie zagłosować na partię. Z rozmów z rodziną i znajomymi wiem, że będąc zdecydowanym, na którą partię chcą głosować, kompletnie nie wiedzą, przy jakim nazwisku postawić krzyżyk. Po prostu nie orientują się, kto w ich okręgu wyborczym startuje z "ich" partii. Często szukają na liście jakiejś znanej osoby i na nią oddają głos. Albo wybierają pierwszą osobę z partyjnej listy kandydatów. W takim przypadku agitacja w ostatniej chwili mogłaby coś przynieść. Reklama konkretnej osoby może spowodować, że więcej wyborców uzna jej nazwisko za znane i postawi przy nim krzyżyk.

Oczywiście pod warunkiem, że będzie to osoba z właściwej partii. Wyniki partyjne więc się nie zmienią, ale do parlamentu mogą się dostać ludzie reklamujący się do końca. Przy wyborze prezydenta to tak nie działa. Jak ktoś chce zagłosować na Nawrockiego, to żadna reklama nie przekona go do Trzaskowskiego. I odwrotnie. A już na pewno nie w ostatnim dniu przed wyborami. Jeżeli dzień przed głosowaniem ktoś jeszcze nie wie, kogo wybrać, to pewnie po prostu nie pójdzie na wybory.

Obawiam się, że takich osób będzie sporo. Często słyszę, że "nie ma na kogo głosować". Albo "ja się polityką nie interesuję". I nie przekonuje ich argument, że polityka interesuje się nimi. Bo wybierane władze decydują potem o naszym życiu. Chciałabym, aby przykładem była dla nich Polonia, która także idzie głosować. Choć przecież wybrane w Polsce władze nie wpływają bezpośrednio na wasze życie. Ale wpływają na Polskę, na której nam wszystkim zależy. Mówmy o tym głośno, nie zważając na ciszę wyborczą.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!