Mówi się, że w polityce ludzi najbardziej interesują pieniądze. I nie chodzi o samych polityków, ale też o zwykłych ludzi. Przecież wszyscy ci politycy, rządzący, są po to, aby nam, obywatelom było dobrze, żyło się bezpiecznie i dostatnio. Ale obserwując media można odnieść wrażenie, że kwestia dobrobytu nie jest już tak ważna.
Pokazał to ostatni tydzień. Jakie wiadomości dominowały? Informacje o dwóch przestępcach i co na ich temat sądzą różne osoby. Tymczasem niemal zupełnie niezauważona przeszła informacja, która jest o wiele ważniejsza, bo dotyczy naszego portfela. Minister funduszu i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz podała, że Komisja Europejska potwierdziła, że Polska spełnia już wszystkie warunki pełnego uruchomienia funduszy strukturalnych.
Wiecie co to znaczy? Że Polska dostanie 76 miliardów euro! Poprzedni rząd nie załatwił tego przez trzy lata. A czas jest ważny, bo mamy już początek czwartego roku tzw. perespektywy finansowej, w czasie której fundusze muszą być wykorzystane. Gdyby PiS rządził następną kadencję, to za cztery lata pieniądze te pewnie by nam przepadły. To pokazuje sens brania udziału w wyborach. Pozostały jeszcze do wzięcia miliardy z Krajowego Planu Odbudowy, ale tu może być potrzebny udział prezydenta.
A nasz prezydent ciągle się plącze w zeznaniach. Ułaskawił wreszcie Kamińskiego i Wąsika, ale zanim to zrobił, trudno było zrozumieć, co zamierza. Wciąż powtarzał, że "zrobi wszystko", aby wyszli na wolność. Ale nie robił najprostszej rzeczy, tzn. nie skorzystał z natychmiastowej ścieżki ułaskawienia, a zamiast tego poprosił o opinię prokuratora generalnego. Po czym negatywnej opinii nie posłuchał.
Wcześniej, w ubiegłą niedzielę, kancelaria prezydenta zapewniała, że natychmiastowego ułaskawienia nie będzie. Ale Andrzej Duda udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że jednak będzie. Na to wyszedł jego naczelny zarządca pałacowy Marcin Mastalerek i powiedział, że nie, wcale nie będzie. I faktycznie, nie było, dalej czekano na opinię prokuratora. Trudno więc powiedzieć, kto tam właściwie rządzi.
Druga ważna wiadomość minionego tygodnia, która też mocniej wpłynie na nasze życie niż wyjście na powietrze dwóch przestępców, dotyczy sportu. Wirtualna Polska podała, że wskrzeszony zostanie... Dariusz Szpakowski. Znowu ma komentować mecze! To dobra wiadomość chyba tylko dla prezydenta Dudy. Bo tylko Szpakowski ma szansę go pobić w ilości pomyłek, które robi. Ale konkurencja będzie ostra.
W liczbie ośmieszających wypowiedzi też. Tyle że po słowach sportowego komentatora mylącego zawodników czy nawet drużyny, możemy się tylko śmiać. A po słowach prezydenta, który myli ułaskawienie z uniewinnieniem, chce się raczej płakać. A po jego "oskarżeniach", że w Polsce wprowadza się "terror praworządności" to już nie wiem, co można robić. Mamy prezydenta, który praworządność nazywa terrorem. Czy on liczy na to, że naród nie chce praworządności? Czy też kompletnie nie rozumie słów, które sam wypowiada?
To zresztą nie jest przypadłość tylko prezydenta. Słychać ją w wielu wypowiedziach jego kolegów z PiS. Jako przykład przytoczę dyskusję w telewizji posła Arkadiusza Mularczyka (PiS) z posłem Witoldem Zembaczyńskim (Nowoczesna). Gdy ten ostatni zapowiedział, że wszystkie nadużycia zostaną rozliczone, Mularczyk oburzył się, że... nie wolno nikogo oskarżać. Grożenie postawieniem kogoś przed sądem jest - jego zdaniem - przestępstwem. Po czym w następnym zdaniu ostrzegł Zembaczyńskiego, że... stanie on za to przed sądem.
Znamienne, że Mularczyk jest prawnikiem. Zastanawiam się, czy w ogóle wie, do czego jest prokuratura. Bo skoro nikogo nie można oskarżać, to może ta instytucja nie jest potrzebna? Być może pokutuje w nim przekonanie ostatnich ośmiu lat, że prokuratura jest potrzebna do oskarżania przeciwników politycznych. Dlatego sam Zembaczyńskiego oskarżył i zagroził mu sądem. Jemu wolno.
Taki bełkot jest tych dyskusjach ciągle obecny. Na jego tle, kolejna wpadka prezydenta wydaje się nawet drobna. Po oświadczeniu, że ułaskawia w końcu Kamińskiego i Wąsika, Andrzej Duda zaapelował do Adama Bodnara o natychmiastowe ich uwolnienie. Doktor prawa nie wie, że należało apelować do sądu penitencjarnego, bo w "terrorze praworządności" to sądy decydują o losach przestępców.
Prezydent myli się w sprawach prawa nie po raz pierwszy. Robi to stale, niemal za każdym razem, gdy postanawia wystąpić. Nawet gdy wiedział już i o tym przekonywał - przed objęciem stanowiska prezydenta - że ułaskawić można tylko osobę skazaną prawomocnym wyrokiem, potem mu się coś pomieszało. Nie doczytał też w Konstytucji, że poseł traci mandat w chwili skazania go prawomocnym wyrokiem i dwóch skazanych kolegów ciągle nazywa posłami.
W Polsce jest instytucja obrońcy z urzędu. Zwykle pełni ją początkujący prawnik, ale niech Andrzejowi Dudzie dadzą choćby takiego prawnika, to może prezydent przestanie się kompromitować.
Pan prezydent nie rozumie też słowa humanitarny. Chciał wypuszczenia kolegów ze względów humanitarnych. Bo przecież więzienie to nic przyjemnego. A reszta więźniów? Ich względy humanitarne nie dotyczą? Im też nie jest tam przyjemnie. Panie prezydencie, niech pan ułaskawi wszystkich. Ze względów humanitarnych.
Andrzej Duda chciał też zwolnienia Mariusza Kamińskiego ze względu na stan jego zdrowia. Mówił, że więzień trafił do szpitala. Ale gdy pojawiła się decyzja o jego wypuszczeniu, Kamiński wyszedł przed bramę więzienia o własnych siłach. Ba, miał jeszcze siłę przemawiać. Najwyraźniej więzienie go wyleczyło. To dobrze, że takie warunki mu sprzyjają, bo coś mi mówi, że będzie z nich jeszcze korzystał.
Pobyt za kratami dobrze też wpłynął na Macieja Wąsika. Po wyjściu przyznał, że codziennie się modlił. To może się i wyspowiadał? Jeżeli nie zdążył, to zapewne będzie miał jeszcze okazję, bo na spowiedź będą go zapraszać członkowie komisji śledczej i niewykluczone, że także prokuratorzy.
Bo spraw do obgadania jest dużo. Czeka sprawa Pegasusa, ale też wiele innych. Ostatnio przypomniał się kumpel dwóch skazańców, ich słynny agent Tomek Kaczmarek. Zapewnia, że w prokuraturze opowie wiele ciekawych historii.
Pojawił się też raport Najwyższej Izby Kontroli, który mówi, że Lotos sprzedano za kwotę o ponad 7 miliardów za małą. Zamiast 9,4 mld dostaliśmy 2,2 mld. Czy Centralne Biuro Antykorupcyjne nie podejrzewało w takiej sprawie łapówki? Co robili wówczas Kamiński z Wąsikiem? Tym razem ich odpowiedzi będą naprawdę interesujące. Bo nie chodzi tylko o dwóch przestępców, ale o nasze pieniądze.