Zwolennicy zwycięskiej koalicji w ostatnich wyborach - tzn. KO, TD i Lewicy (wyjaśniam, co mam na myśli, bo Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, że to ono wygrało i za chwilę utworzy nowy rząd) - powtarzają z entuzjazmem, że "wraca normalność". Popatrzmy, co oznacza "normalność" w polskim wydaniu.
Zacznę od sprawy, która społeczeństwa nie dzieli. A wręcz przeciwnie, bo jak brzmi lansowane hasło "łączy nas piłka". Faktycznie, wszyscy ostatnio są zgodni, jak ta piłka wygląda. Oczywiście nie chodzi o to, że jest okrągła (a bramki są dwie), tylko na jakim poziomie się prezentuje.
Pewnie większość z was wie, jaki to poziom. Ale żeby postawić wykrzyknik, przypomnę, z jakiej grupy eliminacji do mistrzostw Europy nasza reprezentacja w piłce nożnej nie zdołała wyjść. Były w niej następujące drużyny: Polska, Czechy, Albania, Mołdawia, Wyspy Owcze. I z grupy awansuje nie jedna, ale dwie najlepsze drużyny. Dla nas to było za mało. Może gdyby awansowały cztery, mielibyśmy realne szanse. A tak, została nam ostatnia szansa w meczach barażowych.
Czyli rzeczywiście wraca normalność. Po kilkunastu latach ekscytowania się, że jeździmy na ME, wracamy do dawnego schematu meczów o honor.
Skierujmy się teraz w stronę Sejmu, a więc już bardziej kontrowersyjnego miejsca. Ale nie do samego Sejmu, ale do budynku obok. Stoi tu Dom Poselski, czyli hotel dla posłów, przyjeżdżających na obrady z różnych stron Polski. Zajrzeć do niego pozwoliła nam nowa posłanka PiS, Agnieszka Wojciechowska van Heukelom. W internecie opublikowała króciutki film, pokazujący, jak wygląda 1-osobowy pokój w tym hotelu.
Posłanka stwierdziła, że wygląda jak w PRL, czym naraziła się internautom. Wypomnieli jej, że przyjeżdża do pracy, a nie na luksusowe wakacje. A w pokoju jest czysto, schludnie, jest łazienka i nie ma na co narzekać. To prawda, ale prawdą jest też to, że pokój faktycznie przypomina czasy PRL. Pod tym względem, "normalność" nigdy się tu nie zmieniła.
Posłanka broni się, że nie narzekała, a tym bardziej nie narzekała na brak luksusu. To ja ponarzekam za nią. Bo przypomnę, że posłowie są wybrańcami narodu. Tak, górnolotnie, ale to prawda. Wszak są to ludzie, których wybraliśmy do pokierowania całym naszym krajem. Należy im się trochę luksusu, choć bynajmniej nie dla ich przyjemności. Ale po to, aby pracowali dla nas efektywnie.
W Polsce normalnością jest jednak narzekanie, że inni mają za dobrze. A już szczególnie władza. Jeździ służbowymi samochodami, ma gabinety i sekretarki, wyjeżdża za granicę, dostaje diety i dobrą pensję. A ja uważam, że tak właśnie powinna wyglądać normalność. Ba, 10 tysięcy złotych dla posła wcale nie uważam za dobrą pensję. Przeciętny fachowiec w Warszawie zarabia więcej. I jest poważany, a nie opluwany w internecie (a czasem i na ulicy). A po czterech latach pracy nie musi się martwić, że straci fuchę. Raczej stara się o podwyżkę, bo ma już większe doświadczenie. Który z takich fachowców zdecyduje się przyjść do sejmu?
W poszukiwaniu "wracającej normalności" włączam telewizor. A tam premier (ciągle) Mateusz Morawiecki roztacza wizję nowego rządu. Wspaniałego, ponad podziałami, działającego dla Polski. I namawia wszystkich posłów do poparcia takiego wspaniałego rządu. Tu też nic się nie zmieniło, Morawiecki plecie po staremu. Chyba nie zauważył, że Polacy w wyborach już mu podziękowali za wspaniałość jego rządów. W parlamencie nikt z nim nie chce nawet rozmawiać.
Rozmawia z nim tylko prezydent Andrzej Duda. Ale niestety schodzi do poziomu kłamczuszka-Mateuszka, który był już dwa razy skazany za kłamstwa. Prezydent nie był skazany, ale moim zdaniem, także kłamie. Mówi bowiem, że "wierzy", iż Morawiecki utworzy rząd, który dostanie poparcie. Moim zdaniem, prezydent kłamie, mówiąc, że wierzy. Mam taką nadzieję, że kłamie. Bo gdyby faktycznie w to wierzył, trzeba byłoby go ocenić jeszcze gorzej.
Taką samą nadzieję mam w przypadku prezesa PiS. Jarosław Kaczyński od dawna mówi o Donaldzie Tusku jak najgorzej. I o "innych Niemcach" też. Ale po wyborach już całkowicie odleciał. W minionym tygodniu stwierdził, że Tusk zgodził się już nie tylko na utratę suwerenności, ale "na likwidację Polski".
Rozumiem, że kłamiący polityk to też "normalność". Ale tej normalności powinny być jakieś granice. Ile można powtarzać o swoim politycznym przeciwniku, że jest Niemcem, że jest zdrajcą, albo "mordą zdradziecką", która zabiła mu brata? Jakieś konsekwencje rzucania tych podłych oszczerstw powinny jednak być.
I tu w końcu jakąś jaskółkę powrotu do normalności (już bez cudzysłowia) zobaczyłam. Nie, nie dotyczy Kaczyńskiego, ten ma immunitet. Ale do sądu pozwany został profesor Wojciech Roszkowski. To ten, który pisał o "produkowaniu dzieci" z in vitro i biadolił, że nikt ich nie kocha. W dodatku napisał to - o zgrozo! - w podręczniku szkolnym (do przedmiotu Historia i Teraźniejszość).
Za jego wywody pozwało go małżeństwo, które ma córkę poczętą z in vitro. Rozumiem, że na temat tej metody są różne opinie. Ale nie można mieć różnych opinii na temat dzieci, które dzięki niej się urodziły. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak takie dziecko miałoby się uczyć w szkole z takiego podręcznika. To jest po prostu chore. I za to odpowiadają konkretni ludzie. Moim zdaniem nie tylko profesor, który zresztą nie jest godny tego tytułu.
Ta sprawa jest pierwszą tego typu, ale na pewno nie powinna być ostatnią. W TVP i niektórych mediach szczuto różnych ludzi i to też robiły konkretne osoby, a nie jakaś instytucja.
W ostatnich dniach uaktywnił się agent Tomek, dawna gwiazda CBA, a potem poseł PiS. Opowiedział w prokuraturze, jak sam przekazywał tajne dokumenty CBA dla mediów, aby atakować nimi różnych polityków. Oczywiście można kwestionować wiarygodność tego człowieka, ale o takich praktykach wiadomo z wielu źródeł. Mam nadzieję, że w tej sprawie powróci normalność i prokuratura zajmie się w końcu oszczerstwami i ludźmi, którzy je produkują.