W niebezpiecznym kraju mieszkam. I w niebezpiecznych czasach. Od dwóch miesięcy słyszę, że rząd tego kraju nieustannie łamie prawo i wszystko robi siłą. Prezydent wprowadził nawet na tę okazję zupełnie nowe pojęcie "terroru praworządności". Ale to wszystko wciąż mogło się wydawać tylko retoryką, bo przecież jedynymi więźniami tego terroru było dwóch gości z wyrokami. Można się było tylko czepiać, że za sprawą władzy - prezydenckiej - nie siedzą jak wszyscy przestępcy, ale robią za gwiazdorów.
Wszystko jednak wyjaśnił przezes Prawa i Sprawiedliwości. Ostrzegł naród, że po obecnej władzy można się wszystkiego spodziewać, nawet "zabójstw politycznych". Nooo, to wszystko zmienia. Mordowanie ludzi przez władzę to już inny poziom terroru. Jarosław Kaczyński nie doprecyzował, która władza będzie mordować - prezydent czy premier, ale to bez znaczenia, bo w minionym tygodniu widzieliśmy, jak obaj siedzą zgodnie przy jednym stole i debatują w ramach Rady Gabinetowej. To pewnie nowa forma tego terroru.
Zabójstwa polityczne tłumaczą jednak niedawny atak na budynek Sejmu. Trzeba działać, zanim nas wszystkich wymordują. Nie rozumiem jednak, dlaczego po ataku PiS zaczęło się z tych patriotycznych działań tłumaczyć. Najpierw prezes powiedział, że przyszli tylko po dokument, stwierdzający, że marszałek Sejmu nie wpuści do budynku ludzi, którzy nie są posłami. Dziwne to było, bo to chyba był pierwszy przypadek, gdy zamiast wniosku o wydanie dokumentu ktoś przepychał się ze Strażą Marszałkowską.
Potem było jeszcze dziwniej. Poseł Krzysztof Szczucki oznajmił na przykład, że całe zamieszanie pod Sejmem stworzył jakiś prowokator. No tak, oni spokojnie szli na obrady, a ten prowokator wepchnął w ich grupę Kamińskiego i Wąsika (pewnie wyciągnęli ich z domu o 6 rano i przywieźli pod Sejm) i wszystkich zaczął wciskać do budynku. Uczciwie muszę przyznać, że poseł Szczucki doprecyzował, że tłumek pchały "media". Tego nie powiedział, ale domyślam się, że najsilniej na Straż Marszałkowską napierał TVN.
Nie dziwię się, że PiS nawołuje, aby teraz media były od władzy niezależne. Nie może być tak, że żołnierze TVN atakują spokojnych posłów. Kto wie, może w tych kamerach mają ukryte karabiny i tylko czekają na rozkaz Tuska. Czyli z Berlina. Bo wiadomo, że media są niemieckie i tylko dla niepoznaki TVN należy do amerykańskiego Discovery.
Trzeba jednak przyznać, że demonstracje PiS mają jednak sens. Presja, którą wywierają na władzę, przynoszą efekt. Pod adresem premiera Donalda Tuska wciąż wykrzykiwane są hasła "Do Berlina! Do Berlina!". No i premier pojechał do Berlina. Spotkał się z kanclerzem Scholzem, a wcześniej był jeszcze w Paryżu i rozmawiał z prezydentem Macronem. Mają odbudować tzw. Trójkąt Weimarski, czyli współpracę trzech dużych sąsiadów. Szkoda, że premier Morawiecki tego nie próbował, ale to wina PiS. Nie krzyczeli do niego "Do Berlina! Do Berlina!". No i Morawiecki, pozbawiony takich wskazówek, zamiast dogadywać się z Zachodem, kupował ruski węgiel.
Tymczasem współpraca z europejskimi potęgami może być szczególnie ważna, bo niepokojące dla Polaków wiadomości nadeszły także od was - z Ameryki. Donald Trump zgłosił pretensje, że nie wszystkie państwa NATO przeznaczają wystarczająco dużo pieniędzy na zbrojenie się. Powinny wydawać co najmniej 2 procent PKB, a zamiast tego liczą na siłę całego sojuszu, który w razie napaści na któregoś członka, ma stanąć za nim całą swoją potęgą. Czyli przede wszystkim potęgą Stanów Zjednoczonych, które są największe i zbroją się bardzo mocno. Trump stwierdził, że amerykańscy podatnicy tego już nie chcą. Więc jak zostanie prezydentem, nie będzie bronił państw, które na zbrojenia wydawały mniej niż 2 procent. I powie Putinowi, żeby robił z nimi, co zechce.
W Polsce wzbudziło to niepokój. Ba, w całej Europie, bo takie podejście oznacza właściwie koniec NATO. Co to za sojusz, który nie broni biedniejszych i słabszych członków. Polska przeznacza na zbrojenia już 3,9 procent, bo wojna w Ukrainie nas mocno wystraszyła. Ale to i tak nie wystarczy, żeby samodzielnie walczyć z Rosją. Bez NATO nie mamy szans.
Niektórzy próbowali uspokajać, że Trump przemawiał na wyborczym wiecu i tylko na potrzeby kampanii wyborczej. Więc nie ma się czego bać. Ale potwierdzenie zagrożenia nadeszło z najbardziej wiarygodnego źródła. Prezydent Andrzej Duda powiedział, że jak jemu Trump coś obiecywał, to słowa dotrzymał. Andrzej Duda dobrze zna Donalda Trumpa, bo jak powiedział "pracował z prezydentem Trumpem". Nie wiem, gdzie oni pracowali razem, ale kto wie. Może Andrzej Duda, kiedyś jako student dorabiał w jakimś klubie golfowym Trumpa. Najważniejsze, że go dobrze zna.
Słowa polskiego prezydenta wszyscy potraktowali bardzo poważnie. Prezydent zauważył, że Polacy się wystraszyli, więc postanowił ich uspokoić. I na wspomnianej Radzie Gabinetowej oświadczył, że słowa Trumpa... "nas nie dotyczą". Nas, znaczy Polaków, bo my na zbrojenia wydajemy 3,9 procent PKB, a więc nawet więcej niż USA. Oczywiście więcej tylko w procentach.
Wątpię, że to Polaków uspokoiło. Sądzę, że bardziej ich zaniepokoiło to, że ich prezydent, zwierzchnik sił zbrojnych, nie widzi żadnego zagrożenia. Jak Ameryka przestanie angażować się w obronę członków NATO, to nas sprawa jak najbardziej dotyczy.
Prezydenta Dudę może tłumaczy fakt, że sam mógł być mocno przestraszony. Na Radzie Gabinetowej usłyszał, że od premiera Tuska dostanie dokumenty w sprawie Pegasusa. Jest już w nich oficjanie czarno na białym, że podsłuchiwanie i włamania do telefonów przy jego użyciu były prowadzone - legalnie i nielegalnie. W mediach pojawiły się informacje, że na liście podsłuchów był m.in. premier Mateusz Morawiecki. Prezydent Duda pewnie zastanawiał się, czy na tej liście znajdzie także siebie.
No, chyba że ciągle wierzy prezesowi Kaczyńskiemu. Prezes jak zwykle nazwał Tuska kłamcą i dał na to dowód: "Wedle mojej wiedzy, ale ja żadnej dokładnej wiedzy w tej sprawie nie mam, z całą pewnością nie był podsłuchiwany pan premier Morawiecki". Z tak sprecyzowanem dowodem, nie ma jak dyskutować. Prezes Kaczyński "żadnej dokładnej wiedzy" nie ma, ale wie "z całą pewnością" jak było. Wcześniej powiedział też, że "wszystkie podsłuchy" były zatwierdzone przez sąd. Bo chociaż "żadnej dokładnej wiedzy" nie ma, wie o "wszystkich podsłuchach".
W to, że wiedział o wszystkich podsłuchach, akurat wierzę. Też ma się czego bać.