Zdanie tytułowe brzmi jak doktryna obronna i wezwanie pod adresem USA. Ale mało który kraj jest samowystarczalny pod tym względem. Nie śmiejmy się więc.
Co warte są sojusze polityczno-wojskowe, można się przekonać dopiero w chwili próby. Doświadczyliśmy tego w roku 1939 i w 1944-45, gdy nas sprzedano w Jałcie i Teheranie. A Anglicy nawet nie pozwolili naszym przedefilować się w Paradzie Zwycięstwa w Londynie.
Nie mieliśmy natomiast okazji się przekonać, co wart był Układ Warszawski - gdyż (na szczęście) nie skonfrontowaliśmy się z NATO na terenie Europy. Pewnym sprawdzianem sprawnośći UW był "obowiązek internacjonalistyczny" czyli Operacja Dunaj. Była to interwencja członków Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, rozpoczęta 20 sierpnia 1968 i uważana "za największą operację wojskową w historii Europy po II wojnie światowej. W operacji wzięło udział od 175 do 500 tysięcy żołnierzy Związku Radzieckiego, Bułgarii, NRD, Węgier i Polski".
Wojsko Polskie operowało w okolicach Hradec Kralove i z tych czasów pochodzi dowcip, że pojechali Czterej Pancerni - ale nie pies. Bo pies nie świnia! (film był popularny w demoludach, a w ZSRR, żartobliwie nazywano go "Tri Poljaka, Gruzin i Sobaka").
Ale ja nie o tym, tylko o zwiększeniu obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Związane jest to z wycofywaniem się Amerykanów z Niemiec i przegrupowaniu m.in. do Polski. Trump jest zawiedziony niemieckim (że się tak wyrażę ) pacyfizmem.
Umowa wojskowa jest oczywiście owiana tajemnicą, ale jak to bywa (od czasów Szwejka) szczegóły pojawiają się w gazetach. Ujawnione zostaną one dopiero po podpisaniu umowy co ma mieć miejsce 15 sierpnia czyli w Święto Wojska Polskiego, Cudu Nad Wisłą i Matki Boskiej Zielnej (tak jest to święto nazywane w Małopolsce).
Podobno największe kontrowersje dotyczą tego, czy Amis będą podlegać (w razie czego) polskiemu sądownictwu, dalej rzecz idzie o to, kto ma ponosić koszty. Ciekawe, tak jakby nie było zysków...
"Przydałaby się znowu jakaś wojna w Europie, to by chłopaki lepiej zarabiali". To zdanie pochodzi z listu, jaki dostała moja babcia w latach 60-tych XX wieku od swej siostry, która wyjechała za Wielką Wodę w latach 30-tych i tam urodziła tych "chłopaków".
Ja osobiście nie znam się na sprawach wojskowych, gdyż ominęła mnie onego czasu służba i przysięga na rzecz "obrony socjalistycznej Ojczyzny". Zostałem przeniesiony do rezerwy ze względu na stan zdrowia (za dużo sportu!), a złośliwi koledzy nadali mi specjalność wojskową -
"jeniec wojenny".
Z czasów Studium Wojskowego Politechniki Krakowskiej pamiętam jedynie moje zdumienie, że "funkcja obronna Ukladu Warszwskiego" będzie się spełniać w ataku na Danię i jej wyspy oraz cieśniny. A przecież jako trampkarz (prawa /!/ obrona) Wojskowego KS Wawel (za dużo sportu!) powinienem wiedzieć, że "najlepszą obroną jest atak!".
Wskutek informacji o planach amerykańskiego sojusznika, a także moich wakacyjnych wojaży, naszła mnie refleksja, że przecież nieraz na naszych ziemiach stacjonowały bratnie wojska. Nominalnie sojusznicy, a faktycznie mięccy okupanci.
Oto garść refleksji z Bornego (dawniej Grossborn) Sulinowa. Okolice Wału Pomorskiego. Niemcy utworzyli tam poligon, który po 1945 roku przejęła "bratnia" Armia Czerwona.
Na zdjęciu pokazanym nieco wyżej dawne Biuro Przepustek w asyście umundurowanego Prusaka i cokolwiek skośnookiego Czerwonoarmisty. Obecnie znajduje się tu punkt usługowy. Za pewien nietakt uznał ktoś napis "Aleja Zwycięstwa" (pod numerem 14) odrobiony niemiecką stylizowaną czcionką (gotyk, szwabacha?). Stąd wzięło się zapewne nadpalenie tabliczki.
Sowieci użytkowali poligon do 1992 roku, a opuszczenie go ludność uczciła licznymi czerwonymi kropkami. Pokazuje to fotografia powyżej, po lewej stronie.
Jest jasne, że tak liczny garnizon musiał mieć własne instytucje typu szkoła, szpital, a także ostatnia posługa. I tak trafiamy na eksterytorialny cmentarz (na razie nie dosłownie, tylko jako turyści) - fotografia powyżej, po prawej.
Robi się niewesoło, zwłaszcza gdy trafiamy na nader liczne nagrobki Nieznanego... Żołnierza albo może Dezertera. Zwtóćmy uwagę, to już po roku 1945!
Okoliczna wieść gminna niesie, że tak chowano, rozstrzelanych bez sądu dezerterów z Armii Czerwonej. Młodych chłopaków, z głubinki, którzy nie wiedzieli, gdzie się znaleźli i dlaczego... A było już po wojnie...
Jeśli chodzi o bieżącą politykę, to wirus wraca. A premierowi Morawieckiemu zarzuca się, że uśpił czujność suwerena na wirusa, nawołując do udziału w wyborach, gdyż "wirus jest w odwrocie". Obrońcy Morawieckiego, jak min. Szumowski twierdzą, iż - istotnie - wirus w danym momencie, tj. tuż przed wyborami, był w odwrocie.
Ja uważam (i tu znowu pojawia się akcent wojskowy), że był to odwrót na zasadzie "wycofania się na z góry zaplanowane pozycje". Niestety! Sztuka taktyki wojennej wirusa zdaje się być górą!!!