Tydzień temu Sejm głosował nad uchyleniem immunitetu dla Jarosława Kaczyńskiego i dwojga innych posłów Prawa i Sprawiedliwości, w związku z zajściami w czasie tzw. miesięcznic pod pomnikiem smoleńskim. Kaczyńskiemu uchylono immunitet w sprawie skargi za uderzenie pięścią w twarz Zbigniewa Komosy, który co miesiąc składa pod pomnikiem wieniec z napisem, który Kaczyńskiemu się nie podoba. Ale sąd przyznał Komosie prawo do składania wieńca z takim napisem.
Jednak ani Kaczyński, ani dwoje pozostałych posłów nie stracili immunitetu za niszczenie wieńca lub samej tabliczki z napisem. Tu skargę składała policja, która była świadkiem takiego niszczenia i ostrzegała posłów, że łamią prawo. Przeciwko uchyleniu immunitetu w tej sprawie głosowały PiS i Konfederacja, co nie było zaskoczeniem. Ale przeciwko zagłosowali także posłowie Trzeciej Drogi i lewicowego ugrupowania Razem (5 posłów), które do wyborów przed rokiem poszło razem z obecną koalicją rządzącą.
Dlaczego posłowie Trzeciej Drogi nie chcieli, aby Jarosław Kaczyński odpowiedział za niszczenie wieńca? Szymon Hołownia tłumaczył, że są ważniejsze sprawy, za które trzeba rozliczyć PiS. Zgadzam się z nim. Jest mnóstwo spraw, na miliony, a nawet miliardy złotych, za które odpowiada PiS i osobiście Kaczyński. Ale czy to znaczy, że za drobne grzeszki już ma nie odpowiadać? Jeżeli podejrzewamy (bo żaden sąd go jeszcze nie skazał), że dopuścił się wielkich przestępstw, to powinniśmy mu pozwolić na drobne wykroczenia?
Nie słyszałam jeszcze o przypadku, żeby sąd darował komuś karę za przestępstwo, czy choćby drobne wykroczenie, bo ten ktoś jest oskarżony o większe przestępstwa. Przeciwnie. Jeżeli sędzia ma przekonanie, że ma do czynienia z osobą, która popełnia przestępstwa notorycznie, wyznacza wyższą karę niż dla osoby, która dopuściła się złamania prawa jednorazowo. W kodeksie karnym są nawet zapisy o wyższych karach dla recydywistów.
W przypadku Kaczyńskiego i innych posłów PiS recydywa jest ewidentna. Sprawa rozpatrywana przed tygodniem dotyczyła zniszczenia tabliczki w październiku ubiegłego roku. Od tamtej pory, wieniec Komosy był niszczony wielokrotnie, pomimo ostrzeżeń, że nawet posłowi nie wolno niszczyć czyjegoś mienia. Hmm. "Nawet posłowi". Poseł nie stoi ponad prawem. Wręcz przeciwnie, powinien być bardziej wyczulony na przestrzeganie prawa, bo jest przedstawicielem najwyższej władzy. Skoro stanowi prawo, musi być wzorem jego przestrzegania.
Szymon Hołownia chyba o tym zapomniał. A w każdym razie za ważniejszą uznał kampanię wyborczą. Startując w wyborach prezydenckich marzy mu się przekonanie do siebie części potencjalnych wyborców PiS. Ale głosując za bezkarnością Kaczyńskiego na pewno nic nie zyskał. Twardy elektorat PiS i tak zagłosuje na kandydata wskazanego przez tę partię. A osoby wahające się pomiędzy jedną a drugą stroną sceny politycznej (czytaj: nie kochającej żadnej ze stron), na pewno nie chcą stawiania jakiegokolwiek polityka ponad prawem. Kogo więc miałby do siebie przekonać Hołownia? Nie wiem, ale wiem, że wiele osób do siebie zraził.
Opłakane skutki chronienia Kaczyńskiego dało się zobaczyć bardzo szybko. Odbyła się kolejna miesięcznica i wśród posłów PiS znalazł się kolejny "bohater", który poczuł się bezkarny, dzięki czemu postanowił wykazać się teraz "odwagą". To poseł Antoni Macierewicz, który mężczyźnie usiłującemu złożyć wieniec Komosy próbował podstawić nogę. Żałosne chamstwo. Na szczęście do większych ekscesów nie doszło, bo policja postanowiła zablokować pomnik smoleński i do złożenia wieńca Komosy nie dopuściła.
Ale gdy wieniec zostanie w końcu złożony, Jarosław Kaczyński może bez obaw go zniszczyć. Może też spokojnie niszczyć inne rzeczy, bo to wszystko "drobne" sprawy. A decyzją Sejmu, drobne wykroczenia wolno mu popełniać. Czy naprawdę tego chciał marszałek Hołownia?
Politycy Prawa i Sprawiedliwości tłumaczą swojego prezesa, że napisem oskarżającym jego brata o katastrofę (a dokładniej o to, że kazał lądować w skrajnie trudnych warunkach) jest atakowany. I że jego emocje są zrozumiałe. Ma więc prawo do reakcji. Nie tylko do zniszczenia napisu, ale i uderzenia w twarz. Niektórzy powiedzieli nawet publicznie, że oni też uderzyliby osobę, która taki napis umieszcza. Posłowie! Wybrańcy narodu głoszą, że jak poczujesz się dotknięty, to możesz kogoś uderzyć. Moim skromnym zdaniem, to nawoływanie do przemocy, które jest karalne.
Ale skoro tak mówią, to niech powiedzą, czy pochwaliliby Donalda Tuska, który przyszedłby na ich miesięcznicę i zaczął bić tych, którzy trzymają tam różne transparenty. Na przykład z napisem, że Tusk to zdrajca, albo że razem z Putinem zamordował polskiego prezydenta. Mało tego, może powinnien pobić samego Kaczyńskiego? Przecież on to samo powtarza. A Tusk też ma prawo do emocji.
Oczywiście nie wolno w ten sposób reagować. Różnica jest taka, że Kaczyński rzuca się z pięściami, a Tusk nie. Ale uważam za błąd Tuska, że nie reaguje w ogóle. Za każde oszczerstwo, które wypowiada Kaczyński, Macierewicz czy inni wiecznie "dochodzący do prawdy", powinien pozywać ich do sądu. To nie są drobne sprawy. Gdy Tusk rządził poprzednio, ignorował wszystkie takie oszczerstwa. Uznał zapewne, że są zbyt idiotyczne, aby ktoś mógł w nie uwierzyć. Ale powtarzane przez 8 lat znalazły w końcu swoich odbiorców, którzy w 2015 roku przechylili szalę zwycięstwa na stronę PiS. Rację miał Jacek Kurski, który na pytania o fałszywość historii o dziadku z Wehrmachtu odpowiedział bez żenady, że "ciemny lud to kupi".
Teraz opowieści o Tusku są jeszcze gorsze, a on dalej nie reaguje. A Szymon Hołownia zarzuca mu też, że zbyt wolno rozlicza afery PiS, zajmując się "drobnymi sprawami" Kaczyńskiego. Ale to nietrafiony zarzut. Po pierwsze, nie ma zbyt drobnych spraw. Po drugie, sprawy duże trwają długo. Oskarżenie trzeba bardzo dokładnie przygotować, bo w razie przegranej sprawy, poprawki nie będzie. Nie można oskarżać w sądzie drugi raz w tej samej sprawie.
W dodatku politycy mają możliwość chowania się za immunitetem. Nawet w drobnych sprawach, jak w przypadku Kaczyńskiego. Ale też Macierewicza, któremu policja chce zabrać prawo jazdy, bo nazbierał mnóstwo punktów karnych. Ale ten, zatrzymany przez policję mówi, że jest posłem i jedzie dalej. Można by mu uchylić immunitet, ale czy marszałek Hołownia się zgodzi?
Za immunitetem chował się też poseł PiS Marcin Romanowski. Jak mu zabrano poselski, wyciągnął immunitet Zgromadzania Parlamentarnego Rady Europy. Ale tu też sprawa się posuwa. Drugi immunitet został mu uchylony, a sąd zgodził się na jego ponowne aresztowanie. Adwokat Romanowskiego stwierdził, że jego klient przeszedł właśnie poważną operację, ale w chwili gdy piszę te słowa, policja nie znalazła go w żadnym szpitalu, ani pod żadnym znanym adresem.
Poseł Mariusz Gosek zapytany przez dziennikarza, czy jako kolega wie, gdzie jest Romanowski, przyznał że nie wie. Ale stwierdził, że choć nikt nie wie, nawet policja, to Romanowski się nie ukrywa. Zawsze wydawało mi się, że ukrywanie się polega właśnie na tym, że nikt nie wie, gdzie jest ukrywający się. Mam nadzieję, że pan Romanowski znajdzie się cały i zdrowy. Grozi mu nawet 25 lat więzienia, więc zdrowie będzie mu potrzebne.