Ileż to było obietnic w prezydenckiej kampanii wyborczej zakończenia wojny polsko-polskiej. Chyba każdy kandydat zapewniał, że jest to jego celem. Uwierzyliście? Chyba nikt w to nie uwierzył. Dziwiłam się, po co głosić takie hasła, skoro wszyscy w Polsce (i u was w Stanach Zjednoczonych też) wiedzą, że to kit. I to taki stary kit, zaschnięty.
Wybory wygrał Karol Nawrocki, więc tylko jego możemy teraz rozliczać z obietnic. Próbkę mieliśmy już w ubiegłym tygodniu, gdy na wideospotkanie liderów europejskich z prezydentem Donaldem Trumpem wprosił się zamiast premiera Donalda Tuska. To znaczy zwrócił się do Trumpa, żeby to jego wybrał do rozmowy. Trump się zgodził i zaprosił Nawrockiego. Wprawdzie tylko do jednej z trzech rozmów, ale zamieszanie i tak było.
W tym tygodniu doszło do znacznie ważniejszego spotkania liderów europejskich z prezydentem USA, bo osobistego w Waszyngtonie. Z Polski nie było nikogo. Dlaczego? Tego tak naprawdę nikt nie wie. Być może Trump nie zaprosił Tuska, bo go nie lubi. Albo nie chciał znowu wysłuchiwać wołania z Polski "Weź mnie, weź mnie zamiast Tuska!". Ale dlaczego nie zaprosił od razu Nawrockiego?
Nie wiemy, czy nasz prezydent w ogóle zabiegał o takie zaproszenie. Ale przykład z poprzedniego tygodnia każe podejrzewać, że Nawrocki bardzo chętnie do Waszyngtonu by pojechał. Nawet gdyby zaproszenie dostał Tusk, to pewnie znowu zabiegałby o podmiankę. Ale skończyło się tym, że prezydent Trump nikogo z Polski nie zaprosił.
Rząd przyznaje, że zaproszenia nie dostał. Prezydent natomiast tłumaczy, że już się z Trumpem nagadał: "W ostatnim tygodniu wziąłem udział w dwóch rozmowach z panem prezydentem Donaldem Trumpem". I sugeruje, że do Waszyngtonu pojedzie jako ktoś ważniejszy niż zbieranina, która była tam w poniedziałek. Aby podkreślić swoje znaczenie powiedział o sobie w trzeciej osobie: "Prezydent Polski jest dzisiaj jedynym liderem w Europie, liderem państwa, które na bliskim horyzoncie - już 3 września - ma spotkanie z prezydentem Donaldem Trumpem".
Być może nie mam racji podejrzewając, że mówiąc w trzeciej osobie chciał podkreślić swoje znaczenie. Może to objaw jakiegoś głębszego problemu? Przecież wiemy, że w przeszłości mówił już w ten sposób o sobie. Na nagraniach w TVP widać jak wypowiada się o Tadeuszu Batyrze, jak o innej osobie. A przecież Tadeusz Batyr to jego pseudonim jako autora książki. W TVP mówił też jako Tadeusz Batyr - z ukrytą twarzą - o Karolu Nawrockim. Oczywiście za każdym razem wychwalał tego "drugiego".
Być może więc prezydent już tak ma. Chcąc pochwalić siebie, mówi w trzeciej osobie. Może sądzi, że to lepiej brzmi, bo nie przechwala się, tylko mówi o kimś.
Mam nadzieję, że w ten sposób nie będzie się wypowiadał 3 września. Bo jak będzie tak zachwalał siebie w trzeciej osobie, to prezydent Trump poleci swojej ekipie: "Następnym razem zaproście tego drugiego, o którym Nawrocki opowiada".
Teraz nie zaprosił ani jednego, ani drugiego. Ani trzeciego, znaczy Tuska. Ale to przecież Karol Nawrocki jest podobno w doskonałych układach z prezydentem Trumpem. Ma z nim nawet zdjęcie! W poniedziałek w Waszyngtonie byłby co najwyżej na zdjęciu grupowym. Z prezydentami, premierami, kanclerzem, szefem NATO, przewodniczącą Komisji Europejskiej. Ale nie był, bo zaproszenia nie dostał.
Może zresztą to i dobrze, że nikogo z Polski w Waszyngtonie nie było. Bo wygląda na to, że nic konkretnego tam nie ustalono. Oczywiście dobrze, że spotkanie się odbyło. Europa pokazała jedność i jednoznaczne wsparcie dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. A Trump jest pośrednikiem w rozmowach z Putinem. W czasie spotkania w Waszyngtonie zadzwonił nawet do Moskwy i z Putinem rozmawiał.
Osobiście nie wierzę, że z Putinem można się dogadać. Ale pozytywny sygnał z Waszyngtonu jest przynajmniej taki, że dogadać się może Ameryka z Europą. Jeżeli faktycznie dojdzie do w pełni zgodnego stanowiska, Putin nie będzie już miał nic do gadania. Oczywiście po ustaleniu zgodnego stanowiska muszą pójść zdecydowane działania. Więc na razie nic jeszcze nie wiadomo.
Nie wiadomo też, co znowu z nieba spadło w Polsce. Wstępne ustalenia mówią, że był to wojskowy dron, ale na oficjalną wersję trzeba będzie poczekać. Zapewne dużo szybciej pojawią się oskarżenia, że rząd źle działa. Bo pozwolił, aby wojskowy dron wleciał w głąb Polski. Wybuch drona nastąpił ok. 100 km od granicy z Białorusią i ok. 130 km od granicy z Ukrainą. Jeżeli faktycznie leciał od tamtej strony, to jeszcze drugie 100 km i doleciałby do Warszawy.
Bać się więc mogą już nie tylko mieszkańcy przygranicznych terenów. A że na strachu łatwo się buduje posłuch, przewiduję, że o "nieudolnym rządzie", który nie potrafi obronić Polski, będzie w najbliższych dniach bardzo dużo. Nieistotny będzie fakt, że niewielkiego drona radary nie są w stanie zauważyć. W przeciwieństwie do rakiety, którą w grudniu 2022 roku nasze wojsko zauważyło, ale gdy rakieta spadła pod Bydgoszczą, nikt nie fatygował się jej odnaleźć. Zrobiła to przypadkowa osoba cztery miesiące później.
Jak tych rakiet i dronów będzie więcej, to na spotkania w Waszyngtonie będą nas zapraszać. Ale nie jako ratujących Ukrainę, tylko ofiary wojny. Oby tak nie było. Ale tym bardziej powinniśmy być aktywni w kwestii tej wojny. A premier i prezydent są nam winni wzorową współpracę.
Żeby nie było tak zupełnie pesymistycznie, to na koniec jeszcze informacja ekonomiczna. Eurostat, czyli europejski urząd statystyczny podał, że inflacja w Polsce wynosi już tylko 2,9%. To wynik, który mieści się w tzw. celu inflacyjnym. Dla Polski wynosi on 2,5%, ale z możliwością odchyłu +/- 0,5 punktu procentowego. Jeszcze miesiąc wcześniej inflacja była obliczana na 3,4%, a rok temu na całe 4%. Może jednak ten rząd nie jest tak nieudolny, jak chciałby to widzieć poprzedni rząd, który w 2023 roku dorobił się inflacji 18,4%. Tłumaczył wtedy, że to przez wojnę Putina.
Wojna ciągle trwa, a Polska radykalnie zwiększyła wydatki na zbrojenia. W ubiegłym roku rząd dał 20% podwyżki dla całej budżetówki i 30% dla nauczycieli. Program 500+ zwiększył do 800+. Mimo tych wszystkich ogromnych wydatków, inflacja spadła. Można?
Żeby tak jeszcze ta wojna się skończyła. W Ukrainie też, ale mam na myśli wojnę polsko-polską. Przecież wszyscy obiecywali...