Nowy polski serial

Relacje z obrad Sejmu stały się w Polsce najchętniej oglądanym programem. Co się stało? Nie ma już dobrych seriali? Są, takie jak dawniej, ale żaden nie budzi takich emocji, jak ten "Na Wiejskiej". W dodatku emocje są po obu stronach sceny politycznej. A że w ostatnich wyborach zagłosowało aż trzy czwarte elektoratu, widownia serialu jest ogromna.

Kolejne odcinki przynoszą ciekawe sceny. Po premierze w ubiegłym tygodniu, po przedstawieniu bohaterów i określeniu ich ról, a nawet pierwszych starciach, czas na poważniejsze wątki. Bieżący tydzień zaczął się od akcji poza budynkiem sejmu. Ale odcinek był nagrywany nie byle gdzie, bo w Pałacu Prezydenckim. Pan prezydent jako pierwszy człowiek w Polsce miał okazję zobaczyć jak wygląda tajemniczy rząd Mateusza Morawieckiego.

Tajemniczy, bo do ostatniej chwili premier nie chciał zdradzić, kogo wyróżnił swoim wyborem. Niektórzy musieli być bardzo zaskoczeni tym przywilejem. I to nie tylko nowicujsze, młodzi ludzie, których wcześniej w mediach nie oglądaliśmy. Ale także sam Mariusz Błaszczak, który często typowany jest na następcę prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. Jeszcze w sobotę zarzekał się, że do żadnego rządu nie wejdzie, a już w poniedziałek stał szczęśliwy w szeregu ministrów w Pałacu Prezydenckiem.

No, czy szczęśliwy to nie wiem, tak sama od siebie dodałam. Złośliwi mówią, że musiał uzupełnić skład gabinetu Morawieckiego, bo brakowało chętnych. Wszyscy bowiem wieszczą, że cały rząd jest skazany na porażkę i przetrwa tylko dwa tygodnie, do 11 grudnia, kiedy to nie otrzyma wotum zaufania. Ale zostać ministrem to przecież zaszczyt. Więc wszyscy w rządzie powinni być szczęśliwi. A jeżeli nie są, to za dwa tygodnie ministrowania dostaną na pocieszenie około 36 tysięcy złotych. Pierwszą pensję - 18 tysięcy - plus jedną pensję odprawy.

Bez dodatkowej motywacji finansowej cieszył się natomiast Andrzej Duda. Pan prezydent stwierdził na uroczystości zaprzysiężenia nowego rządu, że czekają go wyzwania. Znaczy, czekają rząd, nie prezydenta. Prezydenta czekają pewnie wkrótce narty. A nowy rząd czekają ważne wyzwania. Andrzej Duda wymienił wśród nich "budowę elektrowni atomowych". O matko! Dopiero wtedy zrozumiałam, jak wielkie zadanie czeka tych odważnych ludzi. Kolejne rządy w Polsce od 30 lat usiłują zbudować chociaż jedną elektrownię atomową. A tu, oni mają je budować w liczbie mnogiej. I w dodatku mają na to dwa tygodnie!

A przecież to niejedyne wyzwanie. Pan prezydent wspomniał też o konieczności budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Tu już zadanie wydaje się dużo prostsze. Bo przecież Prawo i Sprawiedliwość usiłuje zbudować CPK tylko od ośmiu lat. Przyspieszenie i skrócenie czasu inwestycji do dwóch tygodni jest więc całkiem realne. W dodatku CPK ma być - na szczęście - tylko jedno. Po takiej analizie, zaczynam dochodzić do wniosku, że to wręcz łatwe zadanie. Na sylwestra Polacy będą już pewnie startować z nowiutkiego lotniska.

Nic więc dziwnego, że wymieniając wyzwania, które stoją przed rządem, prezydent powiedział: "Cieszę się, że państwo je podejmujecie". A ja już nawet uwierzyłam, że pan Duda naprawdę się cieszy. Ale zmącił moją pewność, gdy na zakończenie dodał: "Życzę powodzenia". Hmm. Taki tekst rzuca się zwykle z sarkazmem, gdy ktoś mówi o nierealnych planach. Mówi mu się wtedy "taaa, życzę powodzenia".

Czyżby prezydent chciał kpić z Mateusza Morawieckiego i jego rządu? Nie, to chyba niemożliwe. Przecież sam go powołał na premiera. A skoro tak, to i ja się dołączam do życzeń pana prezydenta. Też chciałabym, aby w Polsce powstały elektrownie atomowe i inne nowoczesne inwestycje. Czekam więc na realizację tych obietnic wyborczych.

Kolejne odcinki serialu "Na Wiejskiej" toczyły się już rzeczywiście na ulicy Wiejskiej. I zmienił się charakter akcji. Skończyły się uśmiechy, pochwały i życzenia. Sejm zaczął obradować nad powołaniem komisji śledczych.

Przedstawiciele dawnej opozycji, a obecnej większości parlamentarnej, z wypiekami na twarzy zapowiadali rozliczenia. Powtarzali, że nie chodzi o żadną zemstę. Ale przynajmniej niektórzy z nich byli tak podekscytowani, jakby szykowali nie komisję śledczą, ale jakąś egzekucję. Odcinki z komisji mogą być krwawe. Dobrze, że marszałek Szymon Hołownia zapowiedział, że nikt poza służbami nie będzie mógł wnosić broni na teren sejmu (obecnie robi to prywatna ochrona Jarosława Kaczyńskiego).

Zagrożenie jest jednak poważne, więc przedstawiciele PiS zaczęli zabierać głos. Na przykład na temat słynnego programu szpiegowskiego Pegasus, o którym przez kilka lat rozmawiać nie chcieli. Teraz na mównicę wyszedł wiceminister Michał Wójcik. Wcześniej był w wiceministrem sprawiedliwości, a to właśnie ten resort zakupił Pegasusa.

Minister podał przykład Hiszpanii i Francji, gdzie okazało się, że różne ważne postacie też były podsłuchiwane Pegasusem. No, skoro w innych krajach ktoś popełniał przestępstwa, to my chyba też możemy, nie? Minister podał też przykład Szwecji, gdzie wprawdzie użyto zupełnie innej metody podsłuchu, ale Trybunał Praw Człowieka orzekł, że to jest OK. Czyli jak w Szwecji służby podsłuchują legalnymi metodami, to my możemy podsłuchiwać dowolnymi metodami.

Michał Wójcik odniósł się też do faktu, że Pegasusem był podsłuchiwany senator Krzysztof Brejza, w czasie, gdy był szefem kampanii wyborczej PO. "W tle jest sprawa kryminalna, którą będzie można na komisji wyjaśnić" - zapewnił minister. Wygląda więc na to, że pan Wójcik chce poprzeć powstanie tej komisji. Przeciwnika politycznego komisja utopi, a pan minister jest niewinny i niczego nie musi się bać.

Byłam zaskoczona wywodem ministra i nawet zastanawiałam się, czy dobrze go zrozumiałam. Ale za chwilę moje wątpliwości zostały rozwiane. Wójcik powołał się na kanadyjską firmę Citizen Lab, która wykryła w telefonie Brejzy i paru innych osób w Polsce działanie Pegasusa. Minister z triumfem tłumaczył: "Ona mówi: to wy korzystaliście z tego sprzętu, z tego systemu". I żeby wszystko było jasne dodał: "To w waszych czasach stosowano taki system" (cytaty zanotowałam bardzo dokładnie, to nie pomyłka).

Nooo, to w takiej sytuacji zapewne cały PiS opowie się za komisją śledczą. Dlaczego nie powołał jej wcześniej?! Miał na to całe osiem lat! Może dlatego, że Pegasus po raz pierwszy wykryto dopiero w 2016 roku i to wcale nie w Polsce. Czyżby minister Wójcik wykrył go wcześniej?! Jeszcze przed objęciem rządów przez PiS w 2015 roku?

Szkoda, że nie pochwalił się tym przed światem, byłby sławny. A tak pozostanie tylko komediowym aktorem w serialu "Na Wiejskiej". Chyba że w którymś z następnych odcinków dostanie rolę przed komisją śledczą i zamieni się w aktora dramatycznego.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!