Zapewne nie odkryję (przepraszam) Ameryki, gdy stwierdzę, że my, ludzie, bardzo łatwo ulegamy myśleniu magicznemu, często zachowujemy się nieracjonalnie, pielęgnujemy dziwaczne rytuały.
Nie, nie chodzi mi o same nadchodzące Święta. Wszak na potrzebę świętowania nie tylko, jako na sposób wypoczynku, refleksji, regeneracji, ale jako na potrzebę wyższego rzędu, budującą wspólnotę i poczucie przynależności, mądrzy ludzie wskazują od dawna (starożytni mieli nie tylko populistyczne "chleba i igrzysk", ale i jednoczące Saturnalia).
Chodzi mi tylko o związane ze Świętami zachowania. Na przykład sama Wieczerza Wigilijna trwa kilka godzin, a przygotowania do niej dni kilka. Zaś ja pamiętam czasy późnej komuny, gdy wskutek niedoborów byliśmy poddawani presji na dietę bezmięsną, a zdobycie szynki na Święta kosztowało i sporo czasu, i stresu. Wprawdzie potem następowała radość ze zdobycia. Faktem było, przynajmniej tak przebija mi się przez zasłonę lat, że potrafiliśmy się wówczas cieszyć z rzeczy prostych, a dziś oczywistych.
Również co do karpia nigdy nie było pewności, kiedy gospodarstwa rolne rzucą go na rynek. A w połowie grudnia media (wtedy zwane środkami masowego przekazu) radośnie donosiły o tym, że statek z cytrusami już stoi w porcie i czeka na rozładunek.
Trochę za bardzo się rozpisuję, a właściwie chciałem poprzestać na zaprezentowaniu gotowej tezy, że po prostu życzenia się nie spełniają, a zwłaszcza te rozpasane, świąteczne czyli bożonarodzeniowe i noworoczne. Bo coraz częściej mówiąc "Święta" mamy na myśli cały, coraz bardziej świecki okres od Wigilii po Nowy Rok, a nawet Święto Trzech Króli.
Nie spełniają się albo są na tyle ogólne, że ciężko dokonać potem bilansu życzeń. My zaś obok tej prawdy przechodzimy obojętnie i za rok rzucamy na wiatr i przyjmujemy od bliźnich i bliskich słowa podobnie niezobowiązujące.
Zdarzają się, owszem, życzenia spersonalizowane, ale trudno powiedzieć czy zadziałają, czy świadczą raczej o tym (i to jest często sens życzeń), że dana osoba jest dla nas ważna, "dobrze jej życzymy" i chcemy, aby o tym wiedziała. Ale nie można też wykluczyć pewnej nuty uszczypliwości ("żebyś w końcu znalazł/a męża/żonę").
Ale na ogół życzymy sobie konwencjonalnie i bez specjalnych oczekiwań:
Świątecznie: Wesołych, Radosnych, Spokojnych, Zdrowych, Pełnych Miłości
Noworocznie: Szczęśliwego, Pomyślności, Spełnienia (Najskrytszych) Marzeń, Żeby Nadchodzący był lepszy od Poprzedniego, no i po staropolsku Dosiego (uwaga: to nie przymiotnik, powinno być: do siego roku).
Innym zjawiskiem są postanowienia noworoczne. Czyli zrywanie z nałogami, ryzykownymi i szkodliwymi zachowaniami albo bycie po prostu lepszym człowiekiem. Tu też nie mam dobrych wiadomości...
Czerpię oczywiście z własnego doświadczenia. Magia daty 1.01. nie działa w moim przypadku...
Skoro jestem jakoś tak fatalistycznie nastawiony, to wspomnę krótko o prezentach świątecznych. Pomijając dzieci, to chyba nikt się nie cieszy z tego, co znajdzie pod choinką.
Daleki jestem od porównywania obecnej Polski do tej komunistycznej, jednak istnieje ciągła metoda i praktyka władzy, którą nazwałbym "przepchać pod choinką".
Tak się składa, że często niepopularna bądź (jak w latach komuny) znienawidzona władza w grudniu funduje Polakom różne niespodziewane prezenty. Gomułka w 70. roku zafundował podwyżki, (choć zapałki, żarówki i lokomotywy staniały) i skończyło się pozabijanymi stoczniowcami na Wybrzeżu. Zaś Jaruzelski w 81. wprowadził stan wojenny, tym razem zginęli górnicy...
Nawiązuję oczywiście do ostatniej tegorocznej decyzji Sejmu, gdzie przy okazji zatwierdzania budżetu przepchnięto lex TVN, prawo wymierzone w rzekomo antyrządową telewizję, a przy okazji w amerykański koncern medialny Discovery.
Zapewne rządzący liczą, że zabiegany przed świętami naród, jak te karpie otworzy zdziwione pyszczki łapiąc powietrze - pokłapie, pokłapie, a następnie odda łeb pod nóż.
Istnieje zresztą uzasadniony pogląd, że spór i protesty wokół lex TVN to kolejny wybieg władzy, aby odwrócić uwagę od inflacji, podsłuchiwania niewygodnych prawników Pegasusem oraz nowych okoliczności wypadku Beaty Szydło przed laty.
Skruszony ochroniarz wyznał, że wszyscy kłamali, cała kolumna pani premier nie używała sygnałów dźwiękowych, aby nie prezentować arogancji władzy. Specjalnie z tym wyznaniem czekał do przejścia na emeryturę. (A mówi się, że emeryci popierają PiS...)
Mnie bulwersuje co innego: Audi w Ruinie! (określenie lansowane swego czasu przez p. premier). Gdyby min. Gliński nie przepłacił za Damę z Łasiczką, to Dama z Broszką kosztowałaby podatnika więcej. Prawie 5 lat uszkodzona przez Seicento pancerna limuzyna Audi A8 stoi na policyjnym parkingu. Minister Kamiński milczy i nie odpowiada, czy MSWiA cokolwiek zrobi w tej sprawie. Każdy rok to znaczna utrata wartości auta nabytego za 2,5mln złotych.
Wszystkiego Dobrego (nie porywajmy się zaraz na Najlepsze)!!!