Każdy polityk w Polsce chętnie zapewnia, że wszystko co robi, czyni dla dobra ojczyzny. A już w sprawie jej bezpieczeństwa to wszyscy zgodnie pracują, odsuwając na bok wszelkie spory. Po wyborze na prezydenta osoby z innego obozu niż koalicja rządząca, obie strony zapewniały, że będą współpracować. No, ale miesiąc miodowy prezydentury już się skończył.
Szczerze mówiąc, ani przez chwilę nie wierzyłam w zapewnienia o współpracy. Karol Nawrocki mówił otwarcie w kampanii wyborczej, że jego celem będzie zniszczenie polskiego rządu. To nie była zwykła krytyka pracy rządu. To nie było wyrażanie innych poglądów. Nawrocki zapowiadał, że będzie utrudniał pracę rządu, jak to tylko możliwe. W to akurat wierzyłam.
Po ataku rosyjskich dronów 10 września, przez krótką chwilę premier Tusk i prezydent Nawrocki mówili jednym językiem. Premier opowiadał o podejmowanych krokach przez nasze wojsko, a prezydent mówił, że o wszystkim jest na bieżąco informowany. Razem konsultowali się i zapewniali o zgodnej współpracy.
Skończyło się. Ruskie już nie atakują, czas więc zacząć wojnę we własnym gronie. A co było sygnałem do ataku? Publikacja w dzienniku "Rzeczpospolita". Gazeta podała, że na dom w miejscowości Wyryki nie spadł dron, jak wcześniej przekazywały media, ale rakieta wystrzelona z polskiego F-16. Miała strącić drona, ale nie trafiła i w końcu spadła na dach domu.
To właściwie niczego nie zmienia. Gdy podejmowane są działania zbrojne, takie rzeczy niestety się zdarzają. Dobrze, że nikt nie zginął. Nie można mieć pretensji do wojska, że nie każdy strzał trafia tam, gdzie powinien. Tusk napisał, że "nie można pozwolić na to, żeby polski żołnierz czy funkcjonariusz Straży Granicznej się zastanawiał, zanim podejmie decyzję, czy coś mu za to grozi, czy ktoś go za to skrytykuje".
To wydaje się oczywiste. Ale prezydent Nawrocki stwierdził, że "oczekuje wyjaśnień". Gdy pierwszy raz to usłyszałam, myślałam, że prezydenta ktoś źle poinformował. Bo co tu wyjaśniać? Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Gdy nadlatują drony, a samoloty zaczynają odpalać rakiety, wiadomo, że z nieba będzie się sypać. Wszystko co tam lata, musi spaść. Prezydentowi trzeba to wyjaśniać?
To jednak nie koniec. Prezydent potwierdził, że faktycznie nie był poinformowany. Ma pretensje do rządu, że nikt mu nie powiedział, że to rakieta spadła na dom. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego twierdzi, że nie dostało od rządu takiej informacji.
Ministerstwo Obrony Narodowej mówi co innego. Podaje, że już 12 września przesłało do BBN notatkę, w której zawarto informację, że to rakieta uderzyła w dom. Szef MON, wicepremier Kosiniak-Kamysz zareagował bardzo mocno. Stwierdził, że sugestia jakoby nie przekazano informacji, jest kłamstwem. Nooo, to teraz czekam na pozwanie Kosiniaka przez Kancelarię Prezydenta za zniesławienie. Na razie takiej zapowiedzi nie słyszałam.
Nie wiem, kto kłamie, a kto mówi prawdę. Ale już dzień wcześniej, 11 września, prokuratura wydała oświadczenie, że to, co spadło na dom, nie było dronem. Ponadto prezydent Nawrocki publicznie twierdził, że jest na bieżąco o wszystkim informowany. Jeżeli rzeczywiście poinformowano go, że na dom spał dron, a nie rakieta, ma w ręku dokumenty, które udowadniają kłamstwo MON. Ktoś za okłamywanie prezydenta powinien beknąć. Ale tu również, żadnej zapowiedzi udowodnienia kłamstwa nie słyszałam.
Notatka MON skierowana do BBN była oklauzulowana. Ale teraz można ją już odtajnić. Można też przekazać ją prokuratorowi wojskowemu, który ma dostęp do tajnych informacji. Ale może właśnie oklauzulowanie było powodem, że prezydent notatki od BBN nie dostał. Przypomnę, że na czele BBN stoi niejaki Cenckiewicz. Facet, któremu odebrano dostęp do niejawnych dokumentów, bo ich treść ujawniał. Ma za to sprawę. Zgodnie z prawem, nie może więc czytać oklazulowanych notatek z MON. To skąd ma wiedzieć, co jest ważne i trzeba przekazać prezydentowi?
Prezydent chyba też zapomniał, że jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Skoro tak nie ufa rządowi, czy nie powinien poprosić o informacje wprost od wojska? Tyle że stojący na jego czele Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych generał Maciej Klisz też mówi, że przekazał BBN wszystkie informacje. Wszyscy się chyba zmówili przeciwko panu prezydentowi.
Karol Nawrocki wciąż jednak "oczekuje na wyjaśnienia". Od rządu, który ma sprawę wyjaśnić. A nie powinien jej wyjaśniać zwierzchnik sił zbrojnych? Jak mianował nowych generałów, to dumnie głosił, że robi to jako naczelny wódz. Ale teraz, gdy wojsko trafiło rakietą w dom, to z wojskiem nie ma już nic wspólnego i chce wyjaśnień od rządu, a nie od generałów.
Wszystkie te działania prezydenta, albo raczej "oczekiwania", mogą wydawać się dziwne. Ale stają się zrozumiałe, gdy tylko przypomnimy sobie jego wyborcze obietnice. Chodzi o to, żeby w ten rząd uderzać i go zniszczyć. Choćby rakietą z F-16.
Oczywiście sensowność zarzutów, ani ich prawdziwość nie są istotne. Taką samą strategię mają i inni członkowie obozu Prawa i Sprawiedliwości. Po nalocie rosyjskich dronów przypomniał o sobie były minister obrony w rządzie PiS, Mariusz Błaszczak. Najpierw oburzył się, że nie wszystkie drony zostały zestrzelone. To dlatego, że rząd (nie wojsko), nie traktuje obrony ojczyzny poważnie. Gdy on bronił ojczyzny jako minister, niezestrzelona rakieta leżała sobie spokojnie pod Bydgoszczą przez pięć miesięcy. Nikt jej nawet nie szukał.
Błaszczak wylewał też krokodyle łzy, że w Polsce źle funkcjonuje Obrona Cywilna. Zapytany przez dziennikarza, czy wie, jak odróżnić syrenę alarmową od zwykłej syreny straży pożarnej, odpowiedział: "Nie wiemy". Mówił o sobie w liczbie mnogiej chcąc pewnie zasugerować, że problem dotyczy społeczeństwa, a nie jego. No i źle funkcjonującej OC pod obecnymi rządami. Gdyby PiS rządził dalej, nie można byłoby zarzucić, że OC działa źle. Bo w marcu 2022 roku, miesiąc po napaści Rosji na Ukrainę, PiS ustawą Obronę Cywilną zlikwidował. Tak jest, zlikwidował. Miał stworzyć coś lepszego. Ale pomimo trwającej wojny tuż obok, nie stworzył.
Dopiero w 2024 roku nowy rząd zaczął OC odbudowywać. I fakt, działa ona źle. Ja też nie wiedziałam, jak odróżnić syrenę alarmową od strażackiej. Teraz już wiem, bo w różnych mediach zaczęli to tłumaczyć. Ale dalej nie mam pojęcia, co mam robić po jej usłyszeniu? Schronów w Polsce praktycznie nie ma w ogóle. Trzeba szukać tzw. miejsca ukrycia, którym może być piwnica, podziemny garaż, stacja metra.
Może teraz zaczną powstawać schrony i miejsca ukrycia. Może pojawią się informacje, gdzie ich szukać. Jak się zachować po usłyszeniu syreny alarmowej. Pewnie potrzebna będzie jakaś ustawa, która to wszystko uporządkuje. Tylko czy prezydent Nawrocki ją podpisze? Przecież nie będzie pomagał rządowi w tym porządkowaniu Obrony Cywilnej. Zawsze może powiedzieć, że nie dostał informacji, że ma jakąś ustawę podpisać.