A miało być tak pięknie. Prezes Kaczyński dał sygnał i rozpoczęły się wakacje. Skoro ojciec narodu pojechał na urlop, to nie ma co siedzieć w urzędach. Parlament też wstrzymał prace i politycy się rozjechali. Wprawdzie wszyscy czekają, jak to z tymi dopłatami do energii będzie, czy będziemy mieli w domu ciepło, ale przecież na razie ciepło jest. Ba, sierpień zapowiedziano upalny, trzeba więc korzystać. Jechać na wczasy, nad wodę, opalać się i kąpać.
Nad Odrę wielu pewnie nie pojechało. Wakacji więc przerywać nie musieli. No bo zresztą i dlaczego? Z powodu kilku rybek? Wędkarze ciągle je łowią, a teraz nagle podnieśli krzyk. Pewnie należą do opozycji i złośliwie chcieli zepsuć rządzącym czas wypoczynku.
Już pod koniec lipca wyłowili trochę martwych ryb i zawieźli do państwowego ośrodka w Puławach. Poprosili, aby zbadano, czemu ryby w takiej czystej rzece jak Odra - żyły tu nawet kraby - nagle zaczęły ginąć.
Ośrodek w Puławach, jako placówka państwowa musiał mieć oczywiście z czymś problem. Tym razem był to... brak odczynników. Nie bardzo rozumiem, jak laboratorium może pracować nie mając odczynników. Ale wędkarze zapewniają, że taką właśnie odpowiedź otrzymali. Ja myślę, że pewnie źle zrozumieli oficjalny język i trochę sobie tę odpowiedź uprościli. Pewnie brzmiała ona tak, że jest brak polecenia od(górnych)czynników. Po skróceniu: brak odczynników.
Na polecenie czynników trzeba było jeszcze długo czekać. Do władz centralnych wędkarze dostępu nie mają. Wojewoda dolnośląski, a więc szef obszaru, gdzie mleko się rozlało (no, pewnie to nie było mleko) był na wakacjach. Czynniki niższe odpowiedziały, że skoro martwe są też ryby pod ochroną, sprawą się zajmą. Kiedy i w jaki sposób - nie wiadomo.
Wędkarze dodzwonili się w końcu do biura posłanki Zielonych Małgorzaty Tracz. Nie była czynnikiem rządowym, ale nie była też bezczynnikiem i zadziałała. 3 sierpnia - tydzień po wyłowieniu martwych ryb przez wędkarzy - złożyła interpelację poselską. Zapytała rząd, co się w tej Odrze dzieje. Czy wiadomo, czemu ryby giną i jakie działania podjęto.
No, ale przecież są wakacje. Czego ta opozycja znowu chce? Czy naprawdę mamy się zajmować zdechłą rybą? Pytania po władzach spłynęły. Niestety, spłynęły też z rzeką martwe ryby. I za kilka dni dotarły do miejsca, gdzie Odra jest już nie tylko polskim problemem, ale też i niemieckim.
W Niemczech chyba wakacji nie mają, bo próbki z Odry pobrano natychmiast. I podniesiono alarm, że w wodzie znaleziono rtęć. A dokładniej, że badanie standardową metodą wykazało tak dużo tej rtęci, że zabrakło skali. Na szczęście okazało się później, że była to tylko lokalna anomalia pomiaru. Ale wiadomość przekazano do mediów i stronie polskiej. I znowu: na szczęście.
Bo na taką wiadomość wreszcie ktoś się obudził. Na początek tylko wiceministrowie. Wprawdzie jeden z nich przekonywał, że z Odrą w ogóle nie ma żadnego problemu i nawet dzieci mogą się w niej kąpać. On sam się w niej zaraz wykąpie, tylko się przebierze. W miejscu robienia konferencji prasowej nie było przebieralni, więc pewnie tylko dlatego ludzie nie doczekali się heroicznego wejścia do wody.
Ryby głosu nie mają, ale wyławiane już tonami jako martwe w końcu przemówiły do samego premiera. Mateusz Morawiecki twierdzi, że dowiedział się o nich 9 lub 10 sierpnia. Dokładnie nie pamięta, bo to przecież drobiazg. Najważniejsze, że natychmiast zadziałał. Efektem są dwie martwe płotki. Bo tak chyba można nazwać dwóch urzędników, których zdymisjonował.
Znaczy twardy jest. Nikt go miękiszonem nazywać nie będzie. A żeby wzmocnić ten przekaz, zapowiedział, że zaostrzone zostaną kary za zatruwanie wody. To nic, że ostatni raz zaostrzyliśmy te kary... w lipcu. I bardzo dobrze, że zaostrzyliśmy. To było bardzo dobre posunięcie. A teraz zrobimy jeszcze lepsze, bo zaostrzymy kary już zaostrzone.
Nikomu ich pewnie nie wymierzymy, bo upłynęło już tyle wody w Odrze, że winnych pewnie trudno będzie znaleźć. Może to i lepiej, wyjdzie na to, że przyczyny były naturalne. A czemu ryby zdychały? Może stare były. Społeczeństwo się starzeje, to i ryby w Odrze mogą.
Najważniejsze, że wszystko jest już pod kontrolą. Rybki się wyłowi i będzie czysto. Na konferencjach słyszymy, że procedury zadziałały, ale wprowadzimy nowe. Nasi ludzie się sprawdzili. Nawet wojewoda dolnośląski wrócił już z wakacji. Szczęście, że prezesa Kaczyńskiego nie trzeba było niepokoić. Ojciec narodu mógł wypoczywać z dala od śmierdzącej ryby. Jak wróci, wszystko będzie już po staremu.
No właśnie. Taka jest filozofia naszego rządu we wszystkich działaniach. Katastrofa ekologiczna na Odrze jest egzemplifikacją sposobu rządzenia przez PiS. Najpierw we wszelkich urzędach pojawiają się działacze w miejsce fachowców. Gdy nie radzą sobie z obowiązkami, nikt na to nie reaguje. Problem narasta, więc o jego powstanie oskarża się Niemców albo opozycję.
W telewizji widziałam, jak minister Agnieszka Ścigaj (weszła do Sejmu z ramienia Kukiz'15) zarzuciła zaniedbanie w sprawie Odry... opozycji. Wytknęła posłom opozycji, że nie poinformowali o śniętych rybach odpowiednio wcześnie. Pomijam fakt interpelacji poselskiej złożonej tydzień przed tym, gdy o sprawie dopiero usłyszał ponoć premier. Ale czy naprawdę ten rząd nie daje sobie rady bez opozycji?
Najgorsze jest jednak to, że powstałe szkody są długotrwałe. Tak w przypadku Odry, jak i rządów PiS. Dymisje płotek niczego nie zmienią. Płacić będziemy jeszcze przez wiele lat. Jedyna chyba różnica jest taka, że w Odrze zginęły wszystkie ryby. A w rządzie wszystkie grube ryby sobie poradzą.