Media, czyńcie swoją powinność

W naszym kraju dzieje się dużo ciekawych rzeczy, ale dziennikarze jakoś ich nie zauważają. Bo najczęstszym tematem poruszanym w tym tygodniu jest półmetek obecnych rządów. A właściwie: rzekomy półmetek. Bo data 15 października, która przypadła w minioną środę, jest drugą rocznicą wyborów parlamentarnych, w których PiS straciło sejmową większość. Ale nie straciło władzy.

Być może pamiętacie, że mieliśmy prezydenta, który był doktorem prawa. Miał z tym prawem ciągle kłopoty, bo łamał nawet Konstytucję. Ale dwa lata temu Andrzej Duda udowodnił, że z matematyki jest jeszcze słabszy. I choć PiS zdobyło w Sejmie 194 mandaty, pan prezydent uznał, że to więcej niż 230, co daje sejmową większość. I powierzył Mateuszowi Morawieckiemu utworzenie rządu.

Morawiecki pracował kiedyś w banku, więc liczyć powinien potrafić. Ale on też był przekonany, że jego rząd otrzyma wotum zaufania, bo przecież 194 to więcej niż 230. Dobrze, że w tym jego banku pieniędzy nie trzymałam. Ale matematyczne braki naszych rządzących geniuszy bokiem wyszły Polsce. Bo przez dwa miesiące trzeba było czekać na rząd, który naprawdę zacznie rządzić, a nie tylko brać pensję.

Prezydent Duda zaprzysiągł rząd Tuska dopiero 13 grudnia. Politycy PiS nazywają więc rządzących koalicją 13 grudnia, sugerując związek z datą wprowadzenia stanu wojennego. Zapominają jedynie, że to ich prezydent wybrał tę datę, a nie Tusk. Tak jak w 1981 roku generał Jaruzelski wybrał 13 grudnia, aby aresztować ludzi opozycji. Tak Duda wybrał 13 grudnia na zaprzysiężenie jako rząd ludzi dotychczasowej opozycji.

Tak więc do dwóch lat rządów Tuska, czy do symbolicznego półmetka, mamy jeszcze dużo czasu. Dziennikarze wzięli się już za podliczanie dokonań tego rządu. A raczej za wytykanie tego, czego rząd nie zrobił. Słusznie, media są od kontrolowania władzy i wytykania jej, co robi źle. Ale jak już coś wytykają, to powinny robić to zgodnie z faktami.

Tymczasem znowu słyszę, że rząd nie spełnił swoich obietnic. Takich jak na przykład liberalizacja prawa aborcyjnego, albo wprowadzenie związków partnerskich. Wymienia się jeszcze wiele innych rzeczy, wziętych z listy tzw. 100 konkretów.

Tyle, że żadna z tych spraw nie była obietnicą rządu. 100 konkretów było planem Koalicji Obywatelskiej. Aborcję i związki partnerskie obiecywała głównie Lewica. Ale Polacy wybrali taki Sejm, a nie inny. Większość stanowią posłowie konserwatywni, którzy sprzeciwiają się aborcji i nie chcą związków partnerskich. Pretensje o to nie można mieć do rządu, ani nawet do Lewicy. To wyborcy zdecydowali.

Oczywiście jest mnóstwo rzeczy, które rząd mógł zrealizować, bo partie koalicyjne się na nie zgadzały, ale jednak ich nie zrealizował. Czekał na koniec kadencji prezydenta, z przekonaniem, że nowy prezydent nie będzie wetował przygotowanych ustaw. No i się nie doczekał. Nowy prezydent nie tylko wetuje, ale też otwarcie zapowiedział, że będzie się starał zepsuć całą pracę rządu. No, aż taki dobry to on na szczęście nie jest. Ale zobaczymy, czy rząd będzie sobie umiał z nim poradzić.

Przy okazji rocznicy wyborów, opublikowano kolejne sondaże poparcia różnych partii. Na szczycie KO i PiS, na trzecim miejscu Konfederacja, a cała reszta dryfuje wokół 5-procentowego progu albo nawet poniżej. Dziennikarze proszą polityków o komentarz, ale nie wiem po co. Od czasu wyborów prezydenckich wyniki są ciągle takie same. To już ponad cztery miesiące. Czy naprawdę ktoś oczekuje, że jakiś polityk powie coś odkrywczego?

Politycy koalicji rządzącej wskazują na to, co się zmieniło w stosunku do rządów PiS. Inflacja spadła z 18% do 3%. Wzrost gospodarczy zwiększył się z 0,1% do 3,5%. Zamiast płacić wielomilionowe kary dla Unii Europejskiej za brak praworządności, dostaliśmy miliardy z KPO. To czemu ludzie nie chcą na was głosować? - pytają dziennikarze.

Słuszne pytanie. Dziennikarze mówią o słabej komunikacji. Wytykają ministrom, że nie potrafią społeczeństwu przekazać swoich sukcesów. Ja widzę to inaczej. Minister nie jest od pisania artykułów i robienia reportaży. Ma pracować w ministerstwie nad projektami swojego sektora. To media mają przekazywać społeczeństwu informacje. I tłumaczyć, co oznacza wzrost gospodarczy 0,1%, a co oznacza 3,5%. Czy różnicę odczujemy w portfelu, czy nie? Czy 250 miliardów złotych na służbę zdrowia to dużo, czy mało? Czym będzie skutkować kierunek zmian w gospodarce, obrany przez rząd?

Śmiem twierdzić, że wielu ludzi tego wszystkiego nie wie. Piszą o tym ekonomiści, ale dziennikarze powinni przełożyć to na język potoczny. Aby ludzie mogli ocenić, kto działa na rzecz rozwoju Polski, a kto tylko mówi, że działa. Media powinny odkłamywać populistyczne hasła, a nie powtarzać je za politykami.

Dobrym przykładem było wprowadzenie 500 plus. Prawo i Sprawiedliwość wyśmiewało tych, którzy ostrzegali, że Polski nie stać na takie rozdawanie pieniędzy. Dowodziło, że pod rządami PiS jednak Polskę na to stać. Bo przecież wprowadziło te wypłaty, więc pieniądze się znalazły, a poprzedni rząd kłamał, że pieniędzy nie ma.

Ale tak naprawdę pieniędzy nie było. Polska w każdym kolejnym roku pieniądze pożycza, bo dochody są niższe od wydatków. Wydatki rządu PiS spowodowały gwałtowny wzrost inflacji i nieprawdą jest, że winna była wojna w Ukrainie. Już przed jej wybuchem, w styczniu 2022 roku inflacja wynosiła aż 9,4%. Ale PiS do dzisiaj odcina kupony od wprowadzenia 500 plus i chwali się, że za jego rządów pieniądze rzekomo były. Nikt ludziom nie wytłumaczył, że to nieprawda.

Bo wskaźniki ekonomiczne mówią coś dokładnie odwrotnego. Za rządów Tuska - zarówno tych w latach 2007-2014, jak i obecnych - Polska pieniądze zarabia. Za rządów PiS - Polska wydaje. Nic dziwnego, że ludzie PiS kochają. Dostają pieniądze za nic, dostają trzynastki, czternastki, szybciej przechodzą na emeryturę. Media powinny im jednak uświadamiać, skąd się te pieniądze dla nich biorą.

Amerykanie mówią, że nie ma czegoś takiego, jak darmowy lunch. Na emeryturę przechodzi się u was w wieku 67 lat - siedem lat później, niż ja w Polsce. Nikt wam pieniędzy nie rozdaje. Stany Zjednoczone są bogate, bo ludzie pracują. Zarabiają, a nie dostają. Wyborcy w Polsce powinni zrozumieć, że tak to powinno działać także u nas. Gdyby media faktycznie to tłumaczyły, wyniki sondaży byłyby inne.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!