Sezon ogórkowy daje się mediom we znaki. Sierpień to tradycyjny czas urlopu polskich polityków, więc trudno złapać kogoś przed mikrofon, żeby walnął coś mocnego. Ale na ogórki są sposoby. W kuchni to kiszenie albo konserwowanie. W mediach jedno i drugie naraz. Wyciąga się jakiś temat-konserwę i kisi go na okrągło.
Tematem, który zawsze można z konserwy wyciągnąć jest aborcja. Dzięki temu zawsze jest świeży. I można go kisić przez wiele tygodni. W tym roku - przez całe lato. Oczywiście same ogórki to trochę mało, trzeba dodać przypraw. Najbardziej pikantną jest... rozpad koalicji rządzącej. Co? Nie słyszeliście, że się rozpada? Ja też nie. Ale dla wielu dziennikarzy to ewidentnie jedyna szansa, żeby czymś ludzi poruszyć.
Od wielu tygodni politykom zadaje się pytanie, co z ustawą o legalizacji aborcji. Pytanie właściwie retoryczne, bo przecież prezydent Andrzej Duda wprost zapowiedział, że nic liberalizującego prawo nie podpisze. Lewica próbowała coś przemycić pod hasłem depenalizacji, tzn. niekarania tych, którzy w aborcji pomagają. Na to się jednak nawet posłowie koalicji rządzącej nie nabrali. Zwrócili uwagę, że to w praktyce legalizacja aborcji, bo każdy kto nie jest lekarzem, może w niej pomagać. To znaczy nawet jej dokonać. A lekarzem nie jest w Polsce na przykład lekarz Ukrainy.
Odrzucenie takiej propozycji dało jednak pretekst do doszukiwania się w rządzącej koalicji pęknięcia. Ba, nawet początku rozpadu. Wielu dziennikarzy zaczęło dociskać polityków, aby się przyznali: "No jak? To już koniec waszych rządów?" Nie pomagało przypominanie, że aborcja nie była w ogóle w umowie koalicyjnej. Bo różne partie i ich politycy mają różne zdanie na ten temat.
Ale przecież obiecywaliście! - nie dają za wygraną media. No, nie wszyscy. Wielu takich, którzy wprost mówili, że są przeciwni legalizacji aborcji, Polacy wybrali do Sejmu. Dziennikarze mają najwyraźniej o to pretensje. Dlaczego? Przecież miała być legalizacja.
Wytłumaczenia szukają w tym, że to Tusk kazał Polakom głosować na mniejsze partie, żeby w nowym Sejmie PiS nie miał większości. Pewnie niektórzy posłuchali. Ale mogli głosować na Lewicę, która głośno aborcję popierała. Ale wybrali m.in. PSL, gdzie od dawna jest wielu przeciwników zbyt liberalnego prawa.
Kolejnym argumentem w mediach jest to, że prawo do aborcji popiera 68% Polaków. Ale gdyby dla Polaków to byłby temat decydujący, to Lewica miałaby 68% poparcia, a nie 6%. W sondażu przeprowadzonym w czasie wyborów zapytano, jakie sprawy są dla wyborców najważniejsze. Aborcję wymieniono na dziewiątym miejscu.
Nie twierdzę, że temat aborcji nie jest ważny. Nie może być tak, że kobiety umierają na oczach lekarzy, którzy nie chcą usunąć obumierającego płodu. Bo boją się, że zostaną posądzeni o (ciągle) nielegalną aborcję. Ale choć prawa nie udało się zmienić, prokuratorzy dostali już nowe wytyczne i słychać z wielu szpitali, że strach lekarzy ustępuje. To ciągle mało, ale jak przyznał ostatnio otwarcie premier Donald Tusk, w tym Sejmie legalnej aborcji się nie wprowadzi. Ale to nie jest żadna wina Tuska, czy nawet KO, czy Lewicy. Po prostu Polacy wybrali taki Sejm.
Polskie media wciąż jednak temat drążą. Aby nadać mu większą rangę sugerują, że jak aborcji nie będzie, to koalicja się rozpadnie. I chyba przynosi to efekty. Spotkałam się w weekend z dawnym znajomym i w rozmowie pojawił się temat polityki. I oczywiście aborcji.
- Jak oni tego nie załatwią, to się to wszystko rozsypie - stwierdził mój znajomy z przekonaniem.
- Nie rozumiem - zdziwiłam się. - I wtedy ludzie zagłosują na PiS? Na ten PiS, który wprowadził to drakońskie prawo?
- Koalicja się rozpadnie, bo oni niczego nie potrafią razem załatwić - obstawał przy swojej wróżbie znajomy.
- No jak to? A miliardy euro z KPO? Czyż to nie jest najważniejsze? - zaoponowałam. - A rozliczanie PiS? Zresztą nawet w tych kobiecych tematach coś się udało: udostępniono "pigułkę dzień po" - wymieniałam.
- Aborcja jest najważniejsza! - wykrzyknął mój znajomy.
Wobec takiej deklaracji nie miałam już argumentów. Bo dziwna była to rozmowa. On facet, przekonywał mnie kobietę, że aborcja jest najważniejsza. Ale pamiętam naszą poprzednią rozmowę, jeszcze w czasach rządów PiS. I wtedy nic nie wspominał o problemie aborcji, chociaż kobiety masowo protestowały w tej sprawie na ulicach. Dużo natomiast mówił o załamaniu inwestycji, gospodarki, bałaganie w systemie podatkowym i braku pieniędzy z KPO. Nie dziwię się, że słuchając ostatnio mediów najwyraźniej przekonał się, że to jednak "aborcja jest najważniejsza". Inaczej to wszystko się rozpadnie.
Ja pozostanę przy przekonaniu, że temat aborcji - choć ważny - koalicji nie rozwali. Są znacznie trudniejsze tematy. Rząd pracuje właśnie nad nowym budżetem. To, jak mu ten budżet wyjdzie, będzie zapewne znacznie lepszym wyznacznikiem, jak koalicja działa. Ale znowu - to, że różne partie i ich politycy mają różne zdanie, nie oznacza jej końca. Ktoś w mediach zapomniał, po ośmiu latach rządów jednego światłego umysłu Jarosława Kaczyńskiego, że w demokracji różnica poglądów jest naturalna i zdrowa. I właśnie ścieranie się tych poglądów jest normalne, a nie "jedynie słuszna linia partii".
Mam nadzieję, że media zajmą się w końcu tematem gospodarki, podatków, polityki socjalnej i wszystkiego, co odczuwamy na co dzień. Dorzucę jeszcze kwestię bezpieczeństwa. W tym tygodniu Rosjanie znowu nam przysłali prezent pocztą lotniczą. Na szczęście nie wybuchł, ale ludzie pod granicą mają się o co martwić.
Zresztą nie tylko pod granicą. W ubiegły czwartek w nocy, do Bemowa Piskiego pod Orzyszem wpadły z wizytą pociski. Nie ruskie, tylko polskie. Z pobliskiego poligonu. Siedem pocisków trafiło w kilka bloków mieszkalnych, sklep, samochód, a nawet szkołę i zjeżdżalnię na placu zabaw! Całe szczęście, że był to środek nocy. Ale jeden pocisk wpadł przez okno i wbił się w ścianę mieszkania, gdzie spała kilkuosobowa rodzina.
Nie wiem, w co się bawi Wojsko Polskie, ale bardziej martwię się o jego kondycję niż o kondycję rządzącej koalicji. Bo koalicja trwa i działa. Zacytuję tu jednego z wiceministrów, który w wypowiedzi dla telewizji być może się przejęzyczył. Ale jego słowa bardzo dobitnie określają, co wielu Polaków czuje: "Rządząca koalicja trwa i trwa mać!".