Jest inaczej

Najgorętszym tematem w Polsce pozostaje protest rolników. Zresztą nie tylko w Polsce, bo rolnicy protestują też w innych krajach Europy. Będę złośliwa i powiem, że Prawo i Sprawiedliwość dopięło swego. Przez wiele lat słyszeliśmy, że nie jest przeciwko Unii Europejskiej, ale chce w niej zaprowadzić nowe porządki. Nie miało takiej mocy sprawczej, aby zmienić całą Unię, ale miało swojego komisarza ds. rolnictwa. I od tej branży chyba zaczęło.

Tak przynajmniej twierdzi ów komisarz, Janusz Wojciechowski. Bo przekonywał, że wprowadzany przez UE program Zielony Ład, w kwestii rolnictwa to tak naprawdę program PiS. Zresztą nie tylko on "pomógł" polskim rolnikom. Warunki Zielonego Ładu negocjował i ostatecznie przyjął premier Mateusz Morawiecki. Tylko że wtedy było to sukcesem.

Inaczej jest dzisiaj. Teraz jest to skandal. Politycy PiS żądają, aby nowy rząd "rozwiązał problem". Właściwie to jest fair. My zawiązaliśmy, wy rozwiążcie. To się zresztą już stopniowo dzieje. Unia Europejska wycofuje się z niektórych zapisów Zielonego Ładu. Jak się już wycofa i protesty ucichną, to pewnie znowu usłyszymy, że to był taki dobry program, ale głupia Unia go zniszczyła. Tylko dlatego, że nie lubi PiS.

Protesty rolników w Polsce nie dotyczą jednak tylko Zielonego Ładu. Problemem są produkty z Ukrainy, które zalały polski rynek. Zaczęło się od zboża, które od rozpoczęcia wojny w Ukrainie i zablokowania morskiej drogi jego eksportu, miało przejeżdżać tranzytem przez Polskę. Ale nie przejechało, tylko zostało w Polsce.

Poprzednie władze nie widzą problemu. Były minister rolnictwa Robert Telus mówi, że o wszystko zadbali bardzo dobrze. To nowy rząd wpuszcza zboże z Ukrainy. Przypomnę, że nowy rząd zaprzysiężony został 13 grudnia. Czyli chodzi o zboże w styczniu i lutym. Nie wiem, kogo pan Telus chce przekonać, że żniwa były w styczniu albo lutym. Może sądzi, że "miastowi" uwierzą, ale rolników za idiotów chyba nie ma?

Zresztą protesty rolników w sprawie zboża zaczęły się jeszcze przed wyborami i zmianą rządu. Niektórzy dziennikarze dziwią się nawet, dlaczego wtedy nie były tak intensywne. Zielony Ład był już znany, a spichlerze pełne i brak zbytu. Może wtedy jeszcze wierzyli, że nie jest źle. Ówczesna TVP mówiła, że jest nawet bardzo dobrze.

Inaczej jest dzisiaj. Wiadomo, że jest źle. Napływ zboża akurat nie jest już wielkim problemem, bo Ukrainie udało się odblokować transport morski i zdecydowaną większość zboża eksportuje statkami, które płyną wzdłuż wybrzeża Rumunii. Ale teraz pretensje dotyczą już niemal wszystkich produktów rolnych. Polscy rolnicy boją się ich konkurencji ze strony Ukrainy i żądają zablokowania granicy.

To niekoniecznie zadziałałoby na ich korzyść. Bo Polska eksportuje do Ukrainy żywność wartą trzy razy więcej od tej, którą sprowadza. Dobrym przykładem jest mleko. Rolnicy narzekają, że ukraińskie jest tanie, ale z mleka powstają sery, których na Ukrainę eksportujemy bardzo dużo. Po zamknięciu granicy, mleka w Polsce zrobi się nadmiar, nawet tego wyłącznie polskiego. I będzie jeszcze gorzej. Oczywiście nie da się zamknąć granicy w jedną stronę, bo Ukraina odpowie tym samym.

Tymczasem premier Donald Tusk zapowiedział coś odwrotnego: otwarcie granicy. Chodzi o ustanowienie przejść granicznych jako punktów infrastruktury krytycznej. Bo bez względu na słuszność protestów rolników, pomoc dla Ukrainy wciąż musi płynąć. Nie tylko żywność, ale przede wszystkim broń i artykuły medyczne.

Jak widać, protestów rolników nie da się szybko rozwiązać. Tym bardziej, że są chętnie podsycane - nie ma się co łudzić - przez Rosję. Ale swoje robią też politycy opozycji, którzy przekonują, że właśnie trwają żniwa, a rząd nic nie robi.

Żniwa trwają faktycznie, ale inaczej. Koszeni są politycy PiS i ich nominaci. I obecna władza jak najbardziej jest tu aktywna. Przed sejmową komisją do spraw wiz stanął Edgar Kobos. To młody człowiek, współpracujący z dawnymi władzami Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy wydawaniu wiz. Oświadczył, że ujawni udział polityków PiS w korupcyjnym procederze i ma wiele do powiedzenia. Komisja musi utajnić część posiedzeń.

Z kolei na komisji ds. wyborów kopertowych zeznawały dwie prokuratorki. Prokurator Ewa Wrzosek, która wszczęła postępowanie w sprawie tych wyborów oraz prokurator Edyta Dudzińska, która jako jej przełożona umorzyła postępowanie trzy godziny później. Z pewnością po dogłębnym zbadaniu sprawy. W każdym razie broni swojej decyzji i twierdzi, że zablokowanie przesłuchań premierów Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego nie było motywowane politycznie. Obie panie podają sprzeczne fakty, więc zapewne dojdzie do konfrontacji ich obu przed komisją. Tym razem posiedzenie nie będzie utajnione, a Morawiecki i Kaczyński zostaną jednak przesłuchani.

Koszenie polityków PiS odbywa się też jeszcze inaczej. Dziennikarze ujawnili, że Antoni Macierewicz pogubił części od tupolewa z katastrofy smoleńskiej. Dostał je od prokuratury do zbadania przez jego słynną podkomisję. Ale kilka uległo zniszczeniu w "eksperymentach", a pozostałych nigdy nie zwrócił i nie wie, gdzie teraz są. Aby dojść do tej prawdy, powinien założyć nową komisję. Tylko że nikt nie chce już dawać mu na to milionów złotych.

Ciekawa jestem, czy również inne dowody jego komisji się nie zachowały. Pamiętam, że jej "eksperci" gotowali parówki, aby pokazać jak pękają. Czy te dowody też uległy zniszczeniu? Tu prawdy można dojść szybciej, bo wystarczy sprawdzić, czy są faktury na zakup musztardy.

Żniwa mają też prokuratorzy. Wiele śledztw jest wybudzanych. Niektóre akta były składowane w garażu lubelskiej prokuratury. Inne po prostu były w ciągłym toku. Do najzabawniejszych - albo raczej dotyczących najbardziej bezczelnego nadużycia - należy sprawa europosła PiS Ryszarda Czarneckiego. Z europarlamentu pobierał pieniądze na dojazdy samochodem z Polski, choć samochodu nie posiadał. Odbywały się m.in. pożyczonym kabrioletem w środku zimy, w dodatku takim, który dekadę temu został zezłomowany. Przez trzy lata Czarnecki przejechał 250 tysięcy kilometrów, za co dostał 203 tysiące euro. Ale do Brukseli wpłynął już wniosek o uchylenie europosłowi immunitetu.

Najlepszą wiadomością ostatnich dni jest bez wątpienia odblokowanie unijnych pieniędzy dla Polski - to aż 137 miliardów euro. Politycy PiS patrzą na to inaczej, bo węszą w tym spisek. Wszak do Warszawy przyjechała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i zapowiedziała przekazanie pieniędzy ot, tak, choć żadne zmiany w wymiarze sprawiedliwości nie nastąpiły. A gdy rządził PiS, wymagała zmian. Dlaczego?

Przypomnę, że do rządu PiS, von der Leyen też przyjechała. I rząd ten chwalił się już nawet, że pieniądze zostały odblokowane, bo zaproponowana ustawa zadowoliła UE. Tylko że chwilę później, w Sejmie tę ustawę zmieniono i praworządności nie przywrócono. PiS stracił więc wiarygodność i pieniędzy nie odblokowano.

Nie jest prawdą, że żadne zmiany w wymiarze sprawiedliwości nie nastąpiły. Wszak nawet PiS się do tej pory burzył, że minister Adam Bodnar odwraca wszystkie decyzje poprzedników, wymienia ludzi, wszystko zmienia. Ale jeżeli obecny rząd nagle odwróci swój kurs i wycofa się ze swoich zapowiedzi, też straci wiarygodność i UE pieniądze zablokuje.

Trzeba też przypomnieć, że rząd Tuska przynajmniej złożył wniosek o przyznanie pieniędzy. Rząd Morawieckiego nawet tego papierka nie wypełnił. Zmarnował Polsce dwa lata. Pieniądze nadchodzą do nas z dużym opóźnieniem, więc trzeba się spieszyć, aby zdążyć je wykorzystać. Nie wiem, czy z tych pieniędzy cieszą się politycy PiS, ale mam nadzieję, że razem ze wszystkimi poczują je ich wyborcy.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!