Polacy zawsze marzyli, żeby w Polsce była Ameryka. Dobrze nam idzie. Mamy już swój atak na Kapitol. Nasz Kapitol jest trochę mniejszy, więc i atak musiał być proporcjonalnie mniejszy. Nie ruszyły tysiące, jak w Waszyngtonie, ale garstka posłów Prawa i Sprawiedliwości. Ilość zastąpioną jakością.
W minioną środę rozpoczęła się kolejna sesja obrad Sejmu. Swoją obecność, z przyzwyczajenia, zapowiedzieli panowie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Zdążyli już odpocząć po odsiadce, wyleczyli choroby, otrząsnęli się z traumy tortur, których doświadczyli w więzieniu i wyruszyli, aby stanowić prawo. U boku bohaterów zebrała się najwierniejsza grupa polityków. Najwierniejsza i najodważniejsza, nic więc dziwnego, że wszyscy byli z PiS.
Choć są też i inne teorie, według jakiego klucza posłowie zgłosili się do ochrony Kamińskiego i Wąsika. Portal Gazeta.pl podał, że byli szefowie CBA korzystali z oprogramowania Pegasus również wobec kolegów z partii. Zaszczyconych słuchaniem przez tak ważne osoby jak Kamiński i Wąsik, miało być około 30 osób. Może nie wszyscy byli z PiS, bo jednak w "ataku" na Sejm wzięło mniej osób. Ale być może wszyscy są wdzięczni, że szefowie CBA, choć dużo usłyszeli, mało powiedzieli.
Na drodze bojowników o demokrację stanęła Straż Marszałkowska. - Bez przepustek do Sejmu nie wpuszczamy - brzmiał okrutny wyrok. - Jak to? Nas? Bohaterów? - przypomina się cytat z "Seksmisji". Ale Straż była jednak wyrozumiała. - Panowie, nie ma problemu, zapraszamy do biura przepustek. Byli posłowie je dostają. Będą panowie mogli wejść - tłumaczyła sejmowa ochrona.
Ale nie. - Przepustki? Jak to? Dla nas? Bohaterów? - nie mogli zrozumieć bohaterowie, ale zamieszania. Przecież oni wciąż wierzą, że są posłami. Co tam jakiś wyrok, co tam Konstytucja. Są posłami i już. W takiej sytuacji odpowiedź mogła być tylko jedna: - Ruszamy! Jazda!
No i zaczęła się jazda. Przepychanki trwały kilkadziesiąt minut. Główne drzwi wejściowe do Sejmu zostały zamknięte, co niektórzy posłowie uznali za przestępstwo. Musieli wchodzić innymi, mniejszymi wejściami! Wyobrażacie to sobie? Mniejszymi! A niewpuszczenie do Sejmu Kamińskiego i Wąsika, prezes PiS Jarosław Kaczyński nie mógł ocenić inaczej niż "zbrodnia". Na szczęście w ramach tej zbrodni, krew się nie polała. Prezes był chyba tym nawet zdziwiony. - Jak pan marszałek Sejmu każe mnie zabić, to pan to też wykona? - dopytywał jednego z funkcjonariuszy Straży.
Ale zbrodnię, jaka by nie była, rozliczymy. Takie padały zapowiedzi. Słusznie. Rozliczyć należy każde przestępstwo. Przepychanie się ze Strażą Marszałkowską, która ma uprawnienia takie same, jak policja, też może być przestępstwem. Jeżeli doszło do tzw. naruszenia nietykalności cielesnej, to odpowiedzieć muszą nawet posłowie, choć chroni ich immunitet. A Kamińskiego i Wąsika nie tylko nie chroni immunitet, ale w razie popełnienia przez nich przestępstwa, to będzie już recydywa. A przez to, dużo gorszy wyrok. Myślę, że zdają sobie z tego sprawę i mimo buńczucznych okrzyków, trzymali ręce przy sobie.
Po całej zadymie przed Sejmem może w ogóle nie być żadnych zarzutów. To w końcu nie był atak na Kapitol. W tamtym przypadku dziesiątki ludzi dostało bardzo poważne wyroki więzienia. Ba, nawet Trump jest oskarżony, za samą przemowę, która miała ludzi sprowokować. U nas pewnie głośnych procesów nie będzie. Bo gdzie tam Kaczyńskiemu do Trumpa.
Mam wrażenie, że prezes PiS w ogóle już się pogubił i nie wie, co robić. Bo wpychanie na siłę przestępców do budynku Sejmu nie wyglądało dobrze, pewnie nawet dla jego wyborców. Dobrze dla PiS nie wyglądają też kolejne informacje o ich rządach przez ostatnie osiem lat. Głośna znowu stała się sprawa przejęcia Lotosu przez Orlen, za sprawą opublikowania raportu Najwyższej Izby Kontroli w tej sprawie. PiS broni się argumentem, że prezes NIK Marian Banaś ich już nie lubi. Ale sprawa jest tak poważna, że na pewno szybko się nie skończy. Chodzi nie tylko o miliardy strat, ale i o bezpieczeństwo energetyczne Polski. Jeżeli decyzje nie były podejmowane z głupoty, to można się nawet zastanawiać nad zarzutem zdrady państwa.
Ze zniszczenia Lotosu, oddania za grosze najnowocześniejszej rafinerii i jednej piątej rynku paliwowego, tłumaczy się też były prezes Orlenu Daniel Obajtek. Jest oczywiste, że był tylko pionkiem w całej grze, więc nie dziwi, że jego tłumaczenia są słabe, żeby nie powiedzieć absurdalne. Twierdzi, że spółka pod jego kierownictwem uniezależniła Polskę od ropy kupowanej z Rosji. Tyle że Aramco - saudyjski nabywca Rafinerii Gdańskiej, który zapewnia nam sprzedaż ropy - kupuje ją także z Rosji. A produkty rafinerii może sprzedawać gdzie chce, czyli na przykład pozbawiając sporych ilości benzyny Polskę. Zresztą rafinerię w każdej chwili może też sprzedać, także Rosjanom.
Tłumaczenia Obajtka są nie tylko głupie, ale także chwilami śmieszne. Chętnie powtarzanym cytatem jest jego dumne oświadczenie, że "Orlen jest największą polską firmą na świecie". Tak jest. Nie ma drugiej takiej na całym świecie. A Polska jest mistrzem Polski.
Na szczęście ten geniusz został już odwołany ze stanowiska prezesa. Co ciekawe, przez poprzednią radę nadzorczą, mianowaną jeszcze przez PiS. Rada przez całe lata rozpływała się w pochwałach dla Obajtka. Aż nagle go odwołała. Niewdzięcznicy. On tyle zrobił dobrego dla Orlenu, a oni go odwołali. Na pocieszenie, dostanie dzięki temu ogromną odprawę. Od nowej rady nic by nie dostał, poza kopniakiem.
Bezmyślną wypowiedzią popisał się też - tradycyjnie - prezydent Andrzej Duda. Mówiąc w wywiadzie o Ukrainie stwierdził: "Nie wiem tego, czy odzyska Krym. Krym jest szczególny również ze względów historycznych, ponieważ w istocie, jeżeli popatrzymy historycznie, to przez więcej czasu był w gestii Rosji". Osoby komentujące ten prezydencki popis znajomości historii zwykle przypominały, że Szczecin czy Wrocław "przez więcej czasu" nie były polskie. Czy jak Niemcy upomną się o Pomorze, pan prezydent ich poprze? Ja bym dodała, że Pałac Prezydencki "historycznie, to przez więcej czasu był w gestii" mądrych ludzi. Niech więc Andrzej Duda go odda.