Europosłowie na miarę naszych możliwości

Maraton wyborczy mamy na szczęście już za sobą. I "aż" do przyszłego roku, do wyborów prezydenckich, nie trzeba się zastanawiać, na kogo głosować. Bo to przecież spory wysiłek. Dla 60% Polaków okazał się tak wielki, że na wybory do europarlamentu w ogóle nie poszli.

A jeszcze kilka miesięcy temu było tak pięknie. W głosowaniu wzięło udział trzy czwarte uprawnionych do głosowania. Politolodzy rozstrząsają, dlaczego teraz chętnych do wybierania swoich przedstawicieli było niemal dwa razy mniej. Ich argumenty mnie rozśmieszają. Bo mówią przede wszystkim o "zmęczeniu" kolejnymi wyborami. Rozumiem, że polityki w mediach można mieć chwilami dość. Ale czy zmęcznie naprawdę nie pozwala poświęcić pół godziny w wyborczą niedzielę na zdecydowanie, kto będzie mną rządził?

U mnie w domu, nawet najbardziej zmęczeni domownicy, znajdują siłę na podejmowanie decyzji w dużo mniejszych sprawach. Gdy pytam, jaką zupę ugotować, to każdy ma swoje zdanie i chętnie je wypowiada. Widocznie władza nad Europą jest postrzegana jako mniej istotna sprawa niż zupa na obiad.

W mediach rozstrząsane są oczywiście wyniki wyborów i przedstawia się wiele różnych teorii, dlaczego są inne niż 15 października ubiegłego roku. Dla mnie sprawa jest prosta. KO i PiS mają - tak jak wtedy - wyrównany wynik. Minimalna przewaga w jedną lub drugą stronę tak naprawdę nic nie oznacza.

Konfederacja urosła, bo wreszcie ją widać. Przedtem PiS skutecznie ją blokował i do TVP w ogóle nie wpuszczał. Słabiutki wynik Trzeciej Drogi jest zgodny z wynikami PSL-u w poprzednich wyborach - ludzi na wsi Europa nie rusza. A równie słaby wynik Lewicy to efekt grzania tylko dwóch tematów: aborcji i Kościoła. Żaden z nich nie mobilizuje do wybierania posłów do Parlamentu Europejskiego.

Nie dziwią mnie też postacie, które do europarlamentu zostały wybrane. Wygrali przede wszystkim aktywni politycy. W KO, która dostała 21 mandatów, odpadła Hanna Gronkiewicz-Waltz, bo mało kto już kojarzy ją jako był szefową NBP czy prezydent Warszawy. Podobnie było z Różą Thun, która była bardzo aktywna w Brukseli jako europosłanka, ale w polskich mediach pojawiała się rzadko. Wygrali natomiast posłowie Michał Szczerba, Dariusz Joński, Krzysztof Brejza, Marcin Kierwiński. Wyciągali kolejne afery PiS, dzięki czemu wszyscy ich bardzo dobrze kojarzą.

PiS, dostając 20 mandatów do europarlamentu, przeforsował swoich bohaterów, takich jak Kamiński i Wąsik. Któż ich nie zna?! Pobyt w więzieniu uczynił ich sławnymi nawet nie tylko w Polsce. W Brukseli będą zapewne budzić ciekawość, bo przestępcy wysłani jako reprezentanci kraju to chyba pierwszy przypadek w historii UE. W kampanii wyborczej nie musieli być nawet aktywni, tym bardziej, że partia powierzyła im pierwsze miejsca na listach w dwóch różnych okręgach. Przestępczy czy nie, ale najwyraźniej byli to najlepsi z najlepszych w PiS.

Inny zwycięzca delegowany przez PiS, Daniel Obajtek, był bardzo aktywny. To znaczy bardzo aktywnie uciekał przed policją, która usiłowała doręczyć mu wezwania do prokuratury i na sejmową komisję śledczą. Doręczono je w końcu jego prawnikowi, ale Obajtek i tak się na przesłuchaniach nie pojawił. No, ale w Brukseli, na zaprzysiężeniu europosłów pewnie się pojawi. Ma tam przecież dostać immunitet. Wtedy może nawet odważnie powróci nad Wisłę.

Teorię o zapomnianych politykach mógłby właściwie potwierdzić Jacek Kurski. Po okresie pobytu w Banku Światowym, a więc daleko od Polski, nie zdobył wystarczającej liczby głosów, by pojechać do Brukseli. Ale w tym przypadku, wydaje mi się, że ludzie o nim jednak nie zapomnieli i nie to było powodem jego porażki. Myślę, że wręcz przeciwnie, dobrze go wszyscy zapamiętali. I jego filozofię działania, którą określił słowami "ciemny lud to kupi". Wyborcy PiS, których to przecież tak scharakteryzował, Kurskiego też już mają dosyć.

Przejdźmy do wybrańców kolejnych partii. W Konfederacji, wśród sześciu europosłów, najbardziej znanym jest Grzegorz Braun. Słyszałam zdziwienie komentatorów, że zdobył mandat "pomimo" gaszenia świec chanukowych w Sejmie. Ja bym powiedziała, że zdobył go "dzięki" takiej aktywności. Wyborcy Konfederacji tego właśnie oczekują od swoich przedstawicieli.

W przypadku Trzeciej Drogi trudno doszukiwać się jakiejś prawidłowości, skoro ma dotyczyć zaledwie trzech osób, które zostały wybrane. Ale wybór Krzystofa Hetmana, który był już europosłem, a ostatnio wiceministrem, potwierdza, że aktualnie znane twarze wygrywają.

Podobnie było w Lewicy. Mandat zdobyła najgłośniejsza chyba w tym ugrupowaniu Joanna Scheuring-Wielgus. Pozostałe dwa mandaty dostała najsłynniejsza w Polsce para homoseksualistów: Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek. A odpadli dotychczasowi europarlamentarzyści, ale zapomniani już nieco Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Belka. Kiedyś byli premierami RP, ale dziś już nie budzą takich emocji. Może gdyby byli parą...

Wygranymi w wyborach do europarlamentu jest też grupa ludzi, o których w kampanii w ogóle się nie mówiło. To osoby, które startowały w ostatnich wyborach do Sejmu, ale się do niego nie dostały. Teraz będą mogły zająć miejsce zwolnione przez posłów, którzy przejdą do europarlamentu. Ciekawe, czy aktywnie pomagały teraz tym, z którymi wcześniej przegrały.

Grupa posłów, która przechodzi z parlamentu polskiego do europejskiego to wyjątkowo duża grupa, bo licząca aż 25 osób. Prawie połowa, 12, to posłowie KO, siedmiu należy do PiS, a po dwóch do pozostałych trzech ugrupowań sejmowych.

Wynik wyborów do europarlamentu budzi zapewne ambiwalentne uczucia u Andrzeja Dudy. Jego minister Wojciech Kolarski przegrał, mimo reklamowania go przez samego prezydenta. Ale rozwiązał się za to problem Kamińskiego i Wąsika. Prezydent upierał się, że ciągle są posłami, a uchwalanie ustaw w Sejmie bez nich jest bezprawne. Związał się więc obietnicą, że wszystkie ustawy będzie odsyłał do Trybunału Konstytucyjnego, a więc oddawał pod widzimisię Julii Przyłębskiej. Teraz już obietnica nie obowiązuje, bo obaj staną się posłami w Brukseli.

Problem może się jednak pojawić, gdy któremuś z nich europarlament uchyli immunitet, ze względu na nowe zarzuty. Andrzej Duda uzna pewnie wtedy, że wszystko co parlament przegłosuje bez Kamińskiego lub Wąsika jest nieważne. I w ogóle parlament jest nielegalny. A cała ta Europa - wyimaginowana.

Możesz podzielić się tą treścią ze znajomymi!