I jak tu nie interesować się polityką? Ba, jak tu nie oglądać obrad Sejmu? Takie obrady powinny być - według mojego widzenia świata - nudne. Dyskusje o paragrafach ustaw, o współczynnikach gospodarczych, sprawach podatkowych, przepisach prawa... Ale nie u nas.
W Polsce, marszałek Sejmu zasiadając na najważniejszym fotelu w tej izbie, aby poprowadzić obrady mówi: "Rozpoczynamy program pod nazwą dzień świra". Tak to zgrabnie określił Piotr Zgorzelski, pełniący funkcję wicemarszałka z ramienia PSL. I żeby nie było, że to opozycja tak brzydko mówi o polskim parlamencie. Ustępująca mu miejsca marszałek Elżbieta Witek bez wahania przytaknęła: "Tak jest".
No widzicie? Jest zgoda! I kto tu mówi o wojnie polsko-polskiej? Nawet w głosowaniach zrobiło się demokratycznie, bo już nie zawsze rządząca koalicja wygrywa, tylko większość. Powiecie, że zawsze wygrywa większość? Nie zawsze. Przedtem było tak, że jak rządzący głosowania nie wygrali (tylko jakaś tam większość), to pani marszałek ogłaszała reasumpcję głosowania.
A czym to parlament zasłużył sobie na zgryźliwy komentarz marszałka Zgorzelskiego? Padły jakieś wyzwiska? Oskarżenia? Eee, to jest akurat "normalne procedowanie" naszego Sejmu. Już nawet określenie "język nieparlamentarny" nabrał pozytywnego wydźwięku. To komplement, jeżeli ktoś ci powie, że takiego języka używasz. Znaczy nie mówisz tak, jak - za przeproszeniem - w parlamencie.
No, dobra, było trochę odświętnie, bo na mównicę pofatygował się prezes wszechmogący Jarosław Kaczyński. Ale poza tym było normalnie. Prezes wysłał posła Nitrasa do lekarza, a lekarzom zapowiedział, że zaczną leczyć. Nie tylko Nitrasa, ale w ogóle. Bo teraz będzie odpowiednia ustawa.
Wydawać by się mogło, że ta ustawa to dobry kierunek. Może nawet jest jaskółką szerszych zmian. Może będą kolejne ustawy o tym, że nauczyciele będą teraz nauczać, programiści programować, sprzedawcy sprzedawać, tłumacze tłumaczyć, konstruktorzy konstruować, celnicy celować... No, może się trochę zapędziłam.
Prezes Kaczyński też się zapędził. Bo ustawa, którą tak promował i zapowiadał jako rozwiązanie wielu problemów, w Sejmie została odrzucona. I reasumpcji głosowania nie było, bo nie można było liczyć, że coś zmieni. Za odrzuceniem głosowało aż 24 posłów PiS. A za jej przyjęciem oddano tylko 152 głosów, daleko do 231 stanowiących sejmową większość.
Napisałam, że za ustawą głosowało "tylko" 152? Wycofuję te słowa. Ta liczba pokazuje, że lekarze do tej pory rzeczywiście chyba nie leczyli. Bo znalazły się "aż" 152 osoby - i to w elicie kraju, wśród wybrańców narodu - które uznały, że można jej nie traktować jako głupiego żartu.
Politycy (normalnie w tym miejscu pojawiłoby się słowo "opozycji", ale tym razem nie chodzi tylko o posłów opozycji) oburzali się, że ustawa namawia do donosicielstwa na kolegów (i nawet na koleżanki) z pracy. Bo jak ktoś zachorowałby na covida, to w myśl ustawy mógłby skarżyć współpracownika, który się nie przetestował i go zaraził.
Ja tam tego donosicielstwa się nie boję. Polacy na szczęście ciągle są daleko w tyle za Ameryką i nie biegną od razu do sądu, jak mają jakikolwiek pretekst. Znajomy skaleczył się w pracy i nawet nie myślał o zgłoszeniu tego kierownikowi. Zabandażował rękę i chciał nawet zostać w pracy do końca dnia. Inna sprawa, że nawet jak by poszedł do sądu, to co mógłby wywalczyć? 500 złotych odszkodowania? Bo tysiące to dają dopiero jak ktoś zginie.
Ale ustawa była tak głupia, że - jak to się mówi - nawet ustawa tego nie przewiduje. Próbuję sobie wyobrazić zakład, gdzie pracuje setka ludzi. BHP-owiec ma niezły orzech do zgryzienia:
- Szefie, mamy 24 nieprzetestowanych i 13, co zgłosiło, że się zaraziło covidem.
- No to zróbcie listę, który nieprzetestowany zaraził którego z tych 13 zarażonych.
Czy ktoś o zdrowych zmysłach mógł sądzić, że będzie wiadomo, kto od kogo się zaraził? Pomijam już fakt, że testowanie miało być raz w tygodniu, a do zarażenia mogłoby dochodzić pomiędzy testami. Ustawa była tak głupia, że nikt się nie chciał przyznać do jej napisania. Może więc jednak resztki rozumu zachował.
Ustawa przepadła, ale problemy pozostały. Rządzącym wytykają wszyscy nierządzący (nie tylko politycy), że nie robią kompletnie nic w sprawie walki z pandemią. Rządzący oczywiście zaprzeczają i mówią, że robią bardzo wiele. Ale żadnych nowych przepisów ciągle nie ma. Na przykład obowiązkowych szczepień, przynajmniej dla niektórych grup zawodowych, czy choćby paszportów covidowych obowiązujących przy wejściu do restauracji czy kina.
Rząd powtarza, że szanuje wolność. Żadnych obowiązków więc wprowadzać nie będzie. Ale tu ciekawostka. Obowiązek szczepienia nałożony jest na wszystkich, którzy chcą do naszego kraju wjechać. Dlaczego rząd nie szanuje ich wolności? Może dlatego, że nie mogą na niego głosować.
O wolności mówił też prezes Kaczyński. I zapowiedział ustawę, która wszystko uporządkuje i skutecznie walczyć będzie z pandemią. Ustawa, która się pojawiła była tak absurdalna, że nawet część posłów PiS nie chciała za nią głosować. A w czasie sejmowej debaty nad nią, obecne były tylko pojedyncze osoby z tej partii. Rządowe ławy były kompletnie puste! Takie było zainteresowanie sztandarową (i od dłuższego czasu jedyną) ustawą w walce z pandemią. Czy my w ogóle mamy jeszcze jakiś rząd?
Wiele osób mówi o porażce Kaczyńskiego. Ale jakiś sukces też jednak był. Przez wiele dni nikt już nie mówi o Pegasusie i tworzeniu sejmowej komisji w sprawie podsłuchów. Może ta ustawa nie była jednak taka głupia.