Do wyborów prezydenckich zostało już tylko pięć tygodni. Czas więc pokazać karty. Zawistować, jak to mówią brydżyści. Otworzyć linię frontu, jak mówią wojskowi. Walnąć z grubej rury, jak mówią wszyscy pozostali. Najlepszą do tego okazją będzie telewizyjna debata pomiędzy kandydującymi do urzędu prezydenta.
Debaty szykują się co najmniej dwie. Już w piątek na randkę umówili się Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki. Przed kamerami TVP, TVN24, Polsatu i Republiki będą debatować tylko we dwóch, bo uważają się za pewniaków, którzy wejdą do drugiej tury. Po co więc strzępić język z innymi, którzy się nie liczą?
Tak naprawdę, to pewniakami wcale nie są. Trzaskowski dostaje w sondażach po 35%, więc pewnie do drugiej tury rzeczywiście wejdzie. Ale Nawrocki nie może dobić nawet do tych 28-30% poparcia, które ma PiS. Najwyraźniej nawet wyborcy Jarosława Kaczyńskiego nie mają do niego przekonania. Choć prezes już zrezygnował z wmawiania wszystkim, że to jest kandydat "obywatelski" i zaczął mówić o nim "nasz". Ale albo to do ludzi nie dotarło, albo wcale go za "naszego" nie mają.
Za to za swojaka coraz więcej ludzi uważa Sławomira Mentzena. Poparcie urosło mu do 18-20%, a w pojedynczych sondażach było nawet większe od poparcia dla Nawrockiego. Więc on też ma szansę na wejście do drugiej tury. Może więc wypadało go doprosić na randkę Trzaskowskiego z Nawrockim na trzeciego?
To pewnie byłoby logiczne, ale promować go nie chce ani Nawrocki, ani Trzaskowski. Moim zdaniem, dla tego drugiego Mentzen jest nawet groźniejszy od Nawrockiego. Jeżeli w drugiej turze znajdzie się Mentzen, to PiS go na pewno poprze, jako wroga Trzaskowskiego. A do tego dojdzie cała Konfederacja i 35% Trzaskowskiego okaże się za mało.
A jeżeli w drugiej turze znajdzie się kandydat PiS, to zagłosują na niego wyborcy tej partii (a może nawet nie wszyscy, jeśli wierzyć sondażom) i pewnie tylko część wyborców Konfederacji. Bo PiS-u tak samo nie kochają, jak i całej koalicji rządzącej.
Oni w ogóle nikogo nie kochają, bo wszyscy robią źle. A politycy Konfederacji przekonują, że trzeba tak robić, żeby było dobrze. Takiej przynajmniej udzielają zwykle odpowiedzi, gdy dziennikarze pytają ich, jakie konkretnie rozwiązania popierają. Rząd robi źle - mówią. PiS też robił źle - dodają. A wy jak byście zrobili? A my byśmy robili dobrze.
Czujność w unikaniu odpowiedzi czasem jednak zawodzi. Sławomir Mentzen wygadał się ostatnio, że "w jego idealnym świecie studia są płatne". Zupełnie zapomniał, że przecież największe poparcie ma wśród ludzi młodych, a więc także tych którzy studiują. I chciałby kazać swoim wyborcom płacić za coś, co pod złymi rządami i PiS, i KO, mają za darmo?
No nieee, od razu cała Konfederacja rzuciła się do tłumaczenia, że chodzi o "świat idealny". Ale cóż to znaczy? Czy Mentzen nie chce iść w tym kierunku? Nie chce, żeby świat był lepszy niż jest? Chciałby, żeby studia były płatne, ale jako prezydent się na to nie zgodzi? Bo nie zgadza się z własnymi poglądami?
Jeszcze gorzej mu się wymsknęło, gdy został zapytany o aborcję. A konkretnie o przypadek usunięcia ciąży powstałej w wyniku gwałtu. Najpierw tłumaczył, że gwałtów to w ogóle nie powinno być. A są, bo w Polsce są imigranci, którzy jak wszystkim wiadomo, generalnie gwałcą. Ciekawa jestem, czy wy jako imigranci w USA też gwałcicie?
A jeżeli już dojdzie do gwałtu i kobieta zajdzie w ciążę, to powinna dziecko urodzić. Bo "nie wolno zabijać niewinnych dzieci, nawet jeżeli to dziecko wiąże się z jakąś nieprzyjemnością" - stwierdził kandydat na prezydenta Konfederacji. Zastanawiam się, czy wszystkie kobiety, które chcą głosować na Mentzena, nazwałyby zgwałcenie ich "jakąś nieprzyjemnością". Trzeba byłoby też zapytać tych wszystkich młodych mężczyzn popierających Konfederację, czy po zgwałceniu im żony, narzeczonej, siostry, dziewczyny, oceniliby, że spotkała ich tylko "nieprzyjemność".
Doproszenie Mentzena na debatę zapewne przyniosłoby więcej takich złotych myśli. Natomiast starcie tylko Trzaskowskiego z Nawrockim będzie pewnie nudne. Obydwaj wyklepią swoje formułki, które powtarzają na każdym spotkaniu wyborczym i nie dadzą się poznać jako zwykli ludzie, którzy mają swoje poglądy. Trzaskowski to stary lis, który nie da się pewnie złapać na podchwytliwe pytania. Jakieś nadzieje na atrakcje można by wiązać z Nawrockim. Ale przecież zawsze będzie mógł odpowiedzieć, że "nie uważa nic", jak już to kiedyś wygłosił.
Dużo bardziej barwna będzie zapewne druga debata, do której ma dojść w poniedziałek. Już choćby dlatego, że gospodarzem będzie telewizja Republika, a tam zawsze jest wesoło. O bogaty program zadbają uczestnicy, których ma być aż ośmiu. Trzaskowskiego nie będzie, bo po co ma się zadawać z kandydatami "drugiego sortu", jak powiedziałby Jarosław Kaczyński.
Spotkają się natomiast Nawrocki i Mentzen. Kto z nich wypadnie lepiej, zapewne będzie wzbudzać największą ciekawość. Czarnym koniem debaty chciałby zostać Szymon Hołownia, dla którego będzie ona występem ostatniej szansy. Jego wyniki sondażowe są trzy razy gorsze od Nawrockiego i Mentzena, więc niewykluczone, że będzie chciał pograć ostro i odpalić jakąś bombę.
Ale gdyby okazało się, że główni kandydaci są dobrze przygotowani - to znaczy kompletnie nudni - atrakcje zapewnią inni. Będzie przecież Grzegorz Braun. Nawet jeżeli przyjdzie bez gaśnicy, to może chociaż powie komuś "będziesz pan wisiał". Coś odkrywczego powie też na pewno Adrian Zandberg. Pod nieobecność kandydatki lewicy Magdaleny Biejat, zechce zostać gwiazdą tej strony politycznej. Telewidzowie Republiki, na co dzień przyzwyczajeni do skrajnie drugiej strony świata, na pewno docenią atrakcyjność jego poglądów. A gdyby Zandberg się zawstydził i próbował być łagodny, swoje zrobi Joanna Senyszyn. Do studia zawita duch Jerzego Urbana.
Socjologowie mówią, że debaty wyborcze są bardzo ważne. Oglądają je duże rzesze ludzi, którzy mogą sobie porównać kandydatów w bezpośrednim starciu. Podobno niezdecydowani często po obejrzeniu debaty w końcu się decydują. Zobaczymy więc, czy po występach kandydatów zmienią się im notowania.
Wielkich zmian jednak raczej oczekiwać nie można, bo większość Polaków jest już zdecydowana. Ale nigdy nie wiadomo, może ktoś odpali na debacie fajerwerki. Wtedy nawet Braun z gaśnicą może się okazać zwycięzcą.