Koniec wakacji. Czas wracać do szkoły. Mój tata pocieszał mnie zawsze o tej porze roku, że jemu 1 września kojarzy się wciąż z wybuchem II wojny światowej. Sam tego dnia nie pamiętał, ale gdy chodził do szkoły, co roku bardzo dużo mówiło się o zbieżności tych dat. Że w 1939 roku dzieciom wakacje się przedłużyły...
Tata tłumaczył mi więc, że powinnam się cieszyć, mogąc spokojnie iść do szkoły. Że w takich pięknych czasach żyję. Oczywiście wcale tego nie doceniałam i ojcowskie pocieszenia bynajmniej nie osładzały mi końca wakacji. Wiadomo, byłam dzieckiem i na świat patrzyłam przez pryzmat własnych, niezbyt bogatych jeszcze doświadczeń.
Dziś jestem dorosła (niestety). I teraz doceniam 1 września z mojego dzieciństwa. Wcale jednak nie dlatego, że dotarły do mojej świadomości straszne okoliczności 1939 roku. No, to pewnie też. Ale człowieka jednak zawsze bardziej porusza, co się dzieje wokół niego tu i teraz. A tu i teraz, 1 września wcale nie wygląda różowo.
No jasne, wojny w Polsce nie ma. Chociaż dym znad Ukrainy czuje się tu ciągle bardzo wyraźnie. Pierwsza nawałnica uchodźców wprawdzie już dawno minęła, ale większość z nich tu pozostała. Widzimy ich każdego dnia. Starają się jakoś ułożyć sobie tymczasowe życie, znaleźć pracę. Mieszkają w różnych warunkach, niektórzy wciąż korzystają z gościnności Polaków. Pisałam już kiedyś, że Ukrainki z dziećmi przyjęli też członkowie mojej najbliższej rodziny - wciąż u nich mieszkają. I zapewne w wielu innych domach.
Dla ukraińskich dzieci 1 września będzie trudny. Wiele z nich pójdzie do szkoły, nie wiem czy wszystkie. Ale to będzie obca szkoła. Obcy język, obce zwyczaje, obca historia.
Hmm. Dla polskich dzieci też nie będzie łatwo. Ich też czeka obca historia. Przynajmniej na przedmiocie o nazwie "Historia i teraźniejszość". To miał być HIT. A co wyszło? Trudno nawet określić. Ale trudno też się oprzeć wrażeniu, że teraz będzie tak jak kiedyś. Gdy dzieci uczono, że we wrześniu '39 tylko Niemcy napadły na Polskę i całe zło przyszło z Zachodu.
Teraz w podręczniku do HIT też czytamy, jaki ten Zachód jest straszny. I w ogóle cała zachodnia cywilizacja. Niesie ze sobą same okropności (ciekawe, czy uczniowie dadzą się przekonać, że internet jest jedną z nich). Co ciekawe, podręcznik napisał znany historyk profesor Wojciech Roszkowski, którego prace nigdy nie budziły kontrowersji. Z jego książek uczyli się dzisiejsi nauczyciele historii.
Tym razem się nie popisał. Umieścił w swoim podręczniku mapę Polski, która Ustrzyki Dolne pozostawiła poza granicami naszego kraju. Nic dziwnego, że burmistrz tego miasta się wkurzył i zabronił używać podręcznika w lokalnych szkołach. Bo jak niby dzieciom wytłumaczyć, że nie mieszkają w Polsce? I jednocześnie uczyć patriotyzmu?
Pomyłki się zdarzają. Co prawda w podręczniku - który jest przecież bardzo szczegółowo sprawdzany, bo ma być wzorcem dla nowego pokolenia - są niedopuszczalne. Ale jednak ta mapa to ciągle tylko pomyłka. Gorzej, że autor całkiem świadomie nawypisywał tam rzeczy straszne. A recenzenci to pochwalili, ministerstwo zaakceptowało, wydawnictwo wydrukowało. Tym razem to nie była pomyłka.
Mowa oczywiście o fragmencie, który komentuje cała Polska, o dzieciach z in vitro. Czy też raczej, jak to ujął autor, z laboratorium. Stało się to nawet podstawą do obrony tego tekstu, że to wcale nie chodzi o dzieci z in vitro. Ktoś nawet tłumaczył, że profesor pisał o laboratoriach w... Chinach.
Ja jednak myślę, że historyk aż tak daleko nie odleciał. Pytał jednak bardzo głupio w podręczniku (!!!), kto będzie kochał takie dzieci. Myślę, że w świecie cywilizowanych ludzi już zakończył karierę.
Na marginesie muszę dodać coś o in vitro. Bo wciąż słyszę, jak ludzie powtarzają, że to niemoralna metoda i przeciwny jest jej Kościół. To nieprawda. Kościół sprzeciwia się zabijaniu zarodków, których tworzy się zwykle od razu kilka. Nie jest przeciwny samej metodzie. Mam nadzieję, że medycyna pójdzie do przodu i wystarczy jeden zarodek.
Wróćmy do szkoły. Przedmiot uczący o najnowszej historii to bardzo dobry pomysł. Tak jak należy uczyć o wojnach, jakie straszne przynosi skutki, tak również trzeba młodym ludziom opowiedzieć o porażce systemu komunistycznego. Tak jak należy uczyć o walce polskiego narodu w czasie II wojny światowej, tak również trzeba opowiedzieć o wspaniałym wyzwoleniu się Polski z komunistycznego systemu.
Ale przedmiot HIT najwyraźniej temu wcale nie ma służyć. Materiał kończy się na roku... 1979. Czy takiej teraźniejszości chcemy uczyć polską młodzież? To naprawdę wszystko, co mamy jej do opowiedzenia? Nie było "Solidarności", nie było stanu wojennego? Nie było Okrągłego Stołu, wyborów 4 czerwca? Wyprowadzenia rosyjskich wojsk z Polski, wstąpienia do NATO, przyłączenia się do Unii Europejskiej?
Nie podejrzewam, że nasze władze nie pamiętają o tych wszystkich wydarzeniach. Po prostu nie chcą o nich mówić. Trzeba byłoby napisać o Lechu Wałęsie. A tak, jest zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego. Z lat 90-tych.
Dzieci pójdą 1 września do szkoły i tak jak kiedyś usłyszą, że jedyny wróg jest na Zachodzie. Kiedyś uczyły się o 1 września, ale nie o 17 września. Uczyły się o Oświęcimiu, ale nic o Katyniu. Teraz nasz rząd powtarza, że wróg to Niemcy i Unia. Domaga się od Niemców reparacji. Od Rosji niczego się nie domaga. Już nawet wraku samolotu się nie domaga. Przecież nasz wróg jest na Zachodzie.
Podręcznik kończy się na 1979 roku z pewnością nie przez przypadek. Najwyraźniej lata 70-te to wszystko, czego od naszego rządu można oczekiwać.